Poemat heroikomiczny

Andersson jak zwykle zostawia po drodze mnóstwo tropów, wątków i sugestii, z których - przy odrobinie wysiłku - można odtworzyć jego opinie o szwedzkim społeczeństwie, zbudować teorię na temat
Roy Andersson lubi być dobrze przygotowany. Przez lata tworzył reklamy, inwestując w budowę studia, które pozwala mu kręcić co chce i jak chce. Nie dostosowuje swojej wizji do rzeczywistości, nie zmienia punktu widzenia kamery z powodu wchodzącej w kadr ściany, nie szuka pleneru, który będzie najbliżej jego oczekiwań. Od zera tworzy dokładnie to, czego potrzebuje. Siadając do nowego filmu, rozciąga przed sobą nowe, wielkie, bielutkie płótno, oferujące nieograniczoną wolność i nieskończoną liczbę możliwości. Nic więc dziwnego, że domknięcie dzieła zajmuje mu średnio 7 lat. Ucztę podano na tegorocznym festiwalu w Wenecji.

"Egzystencjalne refleksje gołębia siedzącego na gałęzi" to taki depresyjny cyrk Monthy Pythona. Kapitan statku zdegradowany do roli fryzjera, dwóch dogłębnie smutnych sprzedawców śmiesznych gadżetów, troje dorosłych dzieci, które próbują wyrwać torebkę z oszczędnościami, trzymaną w kurczowo zaciśniętych dłoniach umierającej matki; wszyscy ze śmiertelnie poważnymi minami, przyjmując dziwaczne pozy, biegają wokół swoich spraw, przypominając śmieszne zwierzątka, które nieporadnie naśladują ludzi. Życie rozpada się na kawałki, przy wtórze powracającego banału z podsłuchanych rozmów telefonicznych – "Cieszę się, że u ciebie wszystko dobrze". Najnowszy film domyka trylogię o trudach "bycia ludzką istotą", na którą składają się jeszcze "Pieśni z drugiego piętra" oraz "Do ciebie, człowieku". Andersson wypełnia swój ponuro-komiczny świat kolejnymi dziwacznymi postaciami i absurdalnymi sytuacjami, tworząc autorską plecionkę, której nie sposób pomylić z niczym innym. Za opowiadanie fabuł jego filmów powinno się płacić grzywnę, bo dużo ważniejsze od "co" jest tu zdecydowanie "jak".

Skoro zaczyna się od płótna, to nic dziwnego, że jest to kino, które sprawdza się jako filmowy odpowiednik malarstwa XVI-wiecznych mistrzów. Wewnątrz scen nie ma montażu czy ruchu kamery. Na starannie zakomponowanej scenie pojawiają się po prostu kolejne elementy, które zaczynają ze sobą oddziaływać. Napięcie powstaje między pierwszym planem a tłem; tym, co dzieje się z prawej i lewej części ekranu. Autora nie ogranicza nic; łączy tu nie tylko nastroje i wątki, ale nawet porządki czasowe.

W jednym kadrze dzieje się mnóstwo rzeczy, a każda z nich jest niezbędną częścią starannej kompozycji. Dzięki konkretnemu doborowi tła, sposobowi w jaki postać ma zawiązany krawat i ułożoną fryzurę, momentowi reakcji i wysokości głosu – wszystkim drobnym elementom – scena po prostu zaczyna "działać". Z tych samych sytuacji i dialogów ktoś inny mógłby zbudować film zupełnie nieudany, Andersson trafia niemal zawsze w "dziesiątkę", czasem "dziewiątkę" czy "ósemkę".

Rezultatu nie sposób sprowadzić to jednego mianownika, rzadko chodzi o zwykłe "śmiesznie" czy "smutno". To kino w każdym sensie poetyckie, co znaczy tyle, że straci, jeśli posegregujemy je na szufladki. "Gołąb..." zaczyna się od kilku prostych gagów z wyraźnymi puentami i kiedy wydaje się, że tym razem szwedzki reżyser postawi na skromność i humor, by zajmować się życiem w mniejszej skali, film zaczyna nabierać tej charakterystycznej konsystencji.

Andersson jak zwykle zostawia po drodze mnóstwo tropów, wątków i sugestii, z których – przy odrobinie wysiłku – można odtworzyć jego opinie o szwedzkim społeczeństwie, zbudować teorię na temat europejskiej cywilizacji, pomądrzyć się w kwestiach religii i filozofii. Chcecie pointerpretować – droga wolna. Ale jest duża szansa, że będzie to przypominać heroiczne wysiłki jego bohaterów, desperacko próbujących nadać sens absurdowi, bezradnie walczących z żarłocznym chaosem. Gołąb tylko patrzy i się dziwi.
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik '82. Urodzony w Grudziądzu. Nie odnalazł się jako elektronik, zagubił jako filmoznawca (poznański UAM). Jako wolny strzelec współpracuje lub współpracował z różnymi redakcjami, z czego... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones