Recenzja filmu

Taka piękna katastrofa (2012)
Todd Berger
Julia Stiles
David Cross

Przyjaciele do końca świata

Scenariusz jest precyzyjnie napisany, wszystkie dramaturgiczne strzelby są bardzo zgrabnie poumieszczane i wypalają w odpowiednich – choć niekoniecznie spodziewanych – momentach. Przede
"Taka piękna katastrofa" zaczyna się jak komedia Woody'ego Allena i w toku akcji przepoczwarza w bliźniaka Buñuelowskiego "Anioła zagłady". Już czołówka zapowiada tę trajektorię: dźwięki muzyki klasycznej i elegancka czcionka napisów przywodzą na myśl charakterystyczne otwarcia filmów autora "Annie Hall". Ale stopniowy odjazd kamery ujawnia nam zdjęcie atomowej eksplozji. To nie metafora – bohaterów czeka bowiem prawdziwy czas apokalipsy.

Początkowo nic nie sugeruje jednak, że wydarzenia wymkną się spod kontroli aż w takim stopniu. Ośmioro znajomych spotyka się na "brunchu par". Tracy (Julia Stiles) przedstawia swoim kumplom nowego chłopaka, Glenna (David Cross). W pierwszej chwili wygląda na to, że tytułowa katastrofa będzie miała zaledwie wymiar towarzyski. Glenn popełnia kolejne gafy i pełni rolę katalizatora podskórnych napięć między przyjaciółmi. Niespodziewanie dla wszystkich zachodzą jednak nowe okoliczności, które podkręcają poziom absurdu do maksimum.

Podobnie jak Polański – choćby w "Rzezi" – reżyser Todd Berger pokazuje rozpad społecznej konwencji. Gdy zabraknie hamulców dobrego wychowania, rozmaite atawizmy, neurozy i prywatne obsesje wypływają na wierzch i malowniczo kolidują ze sobą. Ośmioro bohaterów zapewnia nam przegląd przez rozmaite reakcje na kryzys: od wyparcia przez apatię i depresję aż po złość. Shane (Jeff Grace) na przykład ulega karmionym przez popkulturę paranojom, a jego dziewczyna Hedy (America Ferrera) postanawia zaradzić problemowi przyrządzając narkotykowo-alkoholowy koktajl. Skojarzenia z filmem Polańskiego biorą się też z nieco "teatralnego" charakteru inscenizacji: interakcje między grupą bohaterów zachodzą w klaustrofobicznych czterech kątach jednego domostwa.

Scenariusz (również autorstwa Bergera) jest precyzyjnie napisany, wszystkie dramaturgiczne strzelby są bardzo zgrabnie poumieszczane i wypalają w odpowiednich – choć niekoniecznie spodziewanych – momentach. Przede wszystkim jednak jest zabawnie. Aktorzy – w większości kojarzeni z rolami drugoplanowymi (najbardziej znane twarze to Stiles, Cross i Ferrera) – zgrabnie wygrywają międzyludzkie subtelności, nie uciekając się jedynie do grubych karykaturalnych krech. Humor nie rodzi się tu jednak, jak to bywa zazwyczaj, z błyskotliwie wycyzelowanych puent. Wręcz przeciwnie. To raczej komedia niespełnionych kulminacji. Tę strukturę inauguruje już pierwsza scena filmu, w której Glenn irytuje Julię, kiedy wyłącza radio, nie dając wybrzmieć muzycznemu crescendo. Żarty powstają tu często w momentach nagłego zawieszenia sytuacji. To napięcie między nerwowym oczekiwaniem a inercją antyklimaksu udaje się utrzymać aż do samego finału.  

Ale nie brak też w "Takiej pięknej katastrofie" wartych zapamiętania dialogów. Julia Stiles zaczyna w którymś momencie lamentować nad tym, że tak mało w życiu osiągnęła: nigdy nie nurkowała, nie była w Europie i nie widziała "Prawa ulicy". W odpowiedzi na to słyszy, że wszystkie te rzeczy są przeceniane, może z wyjątkiem "Prawa ulicy". Riposta całkiem na miejscu, bo godna dobrej komedii. Zabawna i prawdziwa zarazem.
1 10 6
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones