Recenzja filmu

Wszystko dla mojej matki (2019)
Małgorzata Imielska
Zofia Domalik
Maria Sobocińska

Puzzle

Warto zajrzeć pod opakowanie pierwszej fabuły cenionej dokumentalistki Małgorzaty Imielskiej, by przekonać się, że bolesna sugestywność wcale nie równa się dosłowności, ekranowy ból istnienia nie
Wystarczy spojrzeć na filmową okładkę, by szufladka otworzyła się sama. Miejsce akcji: instytucje resocjalizacyjne gdzieś na polskiej prowincji. Temat: systemowe wady i rodzinne patologie. Emocje: szarość i burość, z których nie sposób się wyrwać. Dzień jak co dzień w Polskiej filmografii? Niekoniecznie! Warto zajrzeć pod opakowanie pierwszej fabuły cenionej dokumentalistki Małgorzaty Imielskiej, by przekonać się, że bolesna sugestywność wcale nie równa się dosłowności, ekranowy ból istnienia nie musi oznaczać braku nadziei, a fabularna brutalność nie wyklucza reżyserskiej empatii. "Wszystko dla mojej matki" łączy więc w sobie intrygujące przeciwieństwa. To dzieło wrażliwej humanistki i świadectwo wiary w inteligencję widza.

Ola (wymagająca tyleż fizyczności, co delikatności, spełniona rola Zofii Domalik) ma w życiu pod górkę. O rodzinie może tylko marzyć, dach nad głową to dla niej szary sufit zakładu poprawczego, jej plan dnia wyznacza regulamin instytucji, a sypialnię dzieli z narkomanką i morderczynią. Życie społeczne ogranicza do mrukliwie-przemocowych relacji z podobnymi jej wyrzutkami (wśród nieopatrzonych młodych twarzy szczególną uwagę zwraca nieoczywista kreacja Marii Sobocińskiej). Zwykle milczy, lecz jej psie spojrzenie mówi wiele. Dziewczyna chce do mamy – kiedyś zawodowej biegaczki, nieco później alkoholiczki, która dziś nie daje znaku życia. Środkiem do celu ma być bieganie; a nuż sukces na bieżni dotrze do uszu tej, która Olę porzuciła…

Sami widzicie. Fajerwerków brak. Jest za to ból, płacz i zgrzytanie zębów. Zapomnijcie o "Orange Is the New Black", o tamtych kolorach, przekorze i dowcipie ocieplających więzienną rutynę. Tutaj motywacje są proste jak korytarze zakładu poprawczego: chwycić się choć rąbka płaszcza uciekającej w zapomnienie matki i przekonać się, że jeszcze o mnie pamięta. Pragnienie bycia chcianą i zaopiekowaną, głód rodzicielskiej miłości objawia się na rozmaite sposoby w pojawiających się na ekranie wyrzutkach (charakterologiczny kalejdoskop rozpisano z precyzyjnym, podziwu godnym minimalizmem). Choć każda podopieczna zakładu jest inna i każda ma na sumieniu swoje grzechy, to wszystkie są podatne na zranienia – jako ofiary tego samego raka zżerającego polską rodzinę. Znamienne, że najczystsza figura matki uobecnia się w nieletniej ciężarnej dziewczynie, uparcie sprzeciwiającej się oddaniu dziecka do adopcji. Pozostałe, niby dorosłe, matczyne figury chyba wyszły z krzywego zwierciadła. Zastępcza opiekunka Oli i przełożone zakładu łączy zgrabna umiejętność odwracania oczu, gdy powinno się krzyczeć. "Nie chcę już tego słuchać", mówi w pewnym momencie jedna z nich.

Polska odwraca oczy, mógłby brzmieć alternatywny tytuł fabuły Imielskiej. "Wszystko dla mojej matki" daje bowiem dosadne świadectwo ignorowania męskiej przemocy, milczenia o pijakach i zbrodniarzach zakładających na twarz uśmiech i przyjmujących fałszywe ojcowskie role. Przyglądamy się Oli i jej, niby to resocjalizacyjnej, drodze przez mękę i my również nie chcemy wiedzieć, jakie jeszcze spotkają ją nieszczęścia. Reżyserka po cichu zadaje pytanie o porę na krzyk, o sens wysuwania słusznych oskarżeń i o możliwość nastoletnio-kobiecej walki o swoje. Na owe pytania nie dostajemy łatwej odpowiedzi.

Największe przerażenie wzbudza jednak świadomość, że takich jak Ola jest znacznie więcej (scenariusz powstał na bazie prawdziwych historii). Dlatego cieszą ukazane tu drobne gesty kobiecej solidarności – Imielska doskonale wie, kiedy nacisnąć hamulec dokumentalistki i, wbrew pesymistycznemu realizmowi całości, dać bohaterkom drobne poczucie sprawczości. To gesty czynione między zaskakująco naturalnymi dialogami. Fabularne sugestie, podawane niemal na marginesie scenariusza, i aktorskie zawahania zapowiadają późniejsze wydarzenia. Właśnie te puzzle, które uważny widz sam złoży w całość, świadczą o kunszcie skryptu Imielskiej. Reżyserka nie tylko daje nam poznać pragnienia swoich bohaterek, ale wyraźnie czuje się za nie odpowiedzialna. Pozwala im dojrzeć, a zasiane w ich sercach zło i zwątpienie przekuwa w łączącą je siłę.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones