Recenzja filmu

Kochałem ją (2009)
Zabou Breitman
Daniel Auteuil
Marie-Josée Croze

Romantycznie o miłości

"Kochałem ją" to nastrojowe kino o miłości, opowiadające też w dużej mierze o rozczarowaniu i pozbywaniu się romantycznych wyobrażeń. To też film o strachu i moralnym lenistwie.
"Kochałem ją" na podstawie wydanej również w Polsce powieści Anny Gavaldy pod tym samym tytułem, nie jest filmem, który należałoby szczególnie polecać szczęśliwym w związkach lub tym, którzy niedawno przeszli uczuciowy kryzys. Ci pierwsi specjalnie się filmem nie przejmą, ci drudzy wręcz przeciwnie, nie będą spać po nocach, rozpamiętując własne porażki. Historia filmowa to bowiem smutna i zagrana w wysokich rejestrach emocji, poruszająca i przygnębiająca.

Chloe, młoda kobieta z dwójką dzieci zostaje porzucona przez męża. Z pourazowego odrętwienia nie są w stanie wytrącić jej ani rezolutne i wciąż nieświadome dramatu córki, ani codzienne obowiązki. Zrozpaczoną kobietę próbuje ratować jej teść Pierre, zabierając ją do domu w górach, by tam odpoczęła i uspokoiła nerwy. Nieoczekiwanie jednak to, co miało być rodzajem terapii dla kobiety, staje się terapią dla mężczyzny. Podczas któregoś z wieczorów Pierre zdradza synowej swój sekret. Opowiada jej o miłości, której na imię było Mathilde. A przyszła ona późno, niespodziewanie i okazała się miłością jego życia. Mimo silnego uczucia nie zdecydował się jednak – w przeciwieństwie do swego syna – na odejście od żony i dzieci…

Breitman proponuje interesującą, kameralną historię miłosną, przy tym jakby podwójną, bo oto słabo zarysowana historia Chloe zastąpiona zostaje historią Pierre'a. I z posępnego domu w górach prędko przenosimy się z impetem w krainę romansu jak z kart nieco sentymentalnej powieści. W tle rozpościera się Hongkong, niczym francuskie nostalgiczne westchnienie za utraconymi Indochinami. Ona, Mathilde, jest piękna, młoda i intrygująca, on – w pogoni za nią, lawiruje między fikcją rodzinnego życia a miłosną grą, uczuciowym zapamiętaniem. Spotykają się w ukryciu całymi latami niczym para zupełnie zwariowanych kochanków, świadomych trudności, lecz z wdziękiem dających się ponieść wypadkom. W końcu jednak oboje podejmują ważne decyzje.

Daniel Auteuil grający Pierre'a, Florence Loiret, której do sportretowania Chloe musiało wystarczyć zaledwie kilkanaście ujęć, i Marie-Josée Croze jako czarująca Mathilde – grają brawurowo, z klasą, dodając filmowi autentyzmu. Auteuil, wyspecjalizowany w rolach mężczyzn podupadających moralnie, zjednuje widza swemu bohaterowi, tchórzowi, który zamienił miłość na bezpieczeństwo martwego małżeństwa i kupkę wspólnych gratów, choć nie na tyle, by widz nie umiał wystawić mu cenzurki.

"Kochałem ją" to nastrojowe kino o miłości, opowiadające też w dużej mierze o rozczarowaniu i pozbywaniu się romantycznych wyobrażeń. Historii o pięknym uczuciu towarzyszy opowieść o przykrej i brzydkiej prawdzie, która przeczy mitom o miłości zdolnej pokonać przeszkody, wybaczającej, trwającej wiecznie. To też film o strachu i moralnym lenistwie. "Czy mamy prawo popełnić błąd?" – pyta na początku filmu Pierre, przyglądając się swojej porzuconej synowej. Jego pytanie okazuje się retoryczne. Filmowa historia wybrzmiewa z brzaskiem kolejnego dnia. Rozmowa cichnie. Banał? Wcale nie.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones