Recenzja filmu

Mine vaganti. O miłości i makaronach (2010)
Ferzan Özpetek
Riccardo Scamarcio
Alessandro Preziosi

Sekrety komedii

Jak na kogoś, kto preferuje smutne opowieści, Ozpetek okazał się twórcą mającym bardzo dobre wyczucie humoru.
Życie pełne jest sekretów, czasem mniejszych, częściej większych. Okoliczności zmuszają nas do ukrywania ich i wyrzekania się tego, kim jesteśmy. Jednak tajemnice mają to do siebie, że wychodzą na jaw, a wtedy wprowadzają chaos, diametralnie zmieniają sytuację, ale ostatecznie dają też szansę na bycie sobą.

Na własnej skórze przekona się o tym Tommaso, bohater komedii "Mine vaganti. O miłości i makaronach". Tommaso przez ostatnie kilka lat więcej czasu spędzał w Rzymie niż w rodzinnym domu. "Na obczyźnie" mógł bowiem być sobą: literatem żyjącym w związku z mężczyzną. W domu musiałby być macho, stuprocentowym hetero-mężczyzną, poza kobietami kochającym tylko makarony. W końcu zbuntował się jednak przeciwko tej maskaradzie i zdecydował odciąć się od rodziny, zakładając, że tylko w ten sposób będzie wolny. Wymyślił sobie, że na rodzinnej kolacji ujawni swoją orientację ze świadomością, że ojciec go wydziedziczy. Wtedy będzie mógł spokojnie wrócić do ukochanego. Niestety, Tommaso popełnił błąd, ze swoich planów zwierzył się bratu. Ten wykorzystał pomysł, uprzedził Tommaso i sam ujawnił, że jest gejem. Reakcja rodziciela była łatwa do przewidzenia. Wyrodny syn został wyrzucony, a Tommaso, chcąc nie chcąc, musiał przejąć rolę spadkobiercy. W takiej sytuacji o ujawnieniu prawdy nie może być mowy, zwłaszcza, że ojcu grozi zawał i śmierć. Niestety sekrety coraz bardziej uwierają i to nie tylko Tommasa. Kolejna konfrontacja wydaje się nieunikniona.

Dla wszystkich, którzy znają kino Ferzana Ozpetka, fabuła "Mine vaganti. O miłości i makaronach" nie będzie żadnym zaskoczeniem. Motyw rodzinnej tajemnicy, szukania własnej tożsamości, odkrywania homoseksualnej orientacji przewija się w większości jego obrazów. Przeważnie są to filmy o mocno melodramatycznym charakterze, naznaczone tragedią, czy wręcz śmiercią. Podobnie jest i w "Mine vaganti", a jednak tym razem Ozpetek postanowił nadać całości jaśniejsze barwy i zamiast tragedii zaserwował nam komedię. I trzeba przyznać, że z zadania wywiązał się zaskakująco dobrze. Jak na kogoś, kto preferuje smutne opowieści, Ozpetek okazał się twórcą mającym bardzo dobre wyczucie humoru. Sceny komediowe zrealizowane zostały z werwą, pełne są ciepłego humoru, czasem ciętego i ironicznego, ale nigdy nie ordynarnego i głupiego. Nie tracąc nic ze swego normalnego stylu, potrafił go wzbogacić, przez co "Mine vaganti", choć brzmi znajomo, nie sprawia wrażenia powtórki z rozrywki.

Plusem filmu są także aktorzy. I tu nie ma zaskoczenia. Tak jak we wcześniejszych obrazach reżysera, tak i tutaj lepiej niż główni aktorzy prezentuje się drugi plan. Największe wrażenie robi Ilaria Occhini w roli babki, która skrywa swoje własne tajemnice i obserwuje z boku, jak sekrety innych zżerają ich od środka. Occhini w pełni zasłużyła na nagrodę Davidi di Donatello i może zdumiewać fakt, że nigdy wcześniej jej nie dostała.

"Mine vaganti" nie jest filmem wyjątkowym. Jest to jednak obraz, który przyjemnie się ogląda. Dla jednych może to być za mało, jednak dla mnie to wystarczająco dużo. Zrobić dobry film rozrywkowy jest czasem trudniej niż nakręcić arcydzieło.
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones