Recenzja filmu

Moja gwiazda: Teen Spirit (2018)
Max Minghella
Elle Fanning
Zlatko Buric

Voice of Pongland

"Teen Spirit" to film wystarczająco bezpretensjonalny, by oglądało się go bez bólu zębów. Sprawia jednak wrażenie rozgrzewki, supportu przed właściwym koncertem. Twórcy nie opowiadają o potędze
Czy istnieje lepsza publiczność niż sam Bóg? – pyta nastoletnią Violet (Elle Fanning) jej bogobojna matka (Agnieszka Grochowska). Dziewczyna wzrusza tylko ramionami i wywraca oczy. Jako że tupie nóżką w rytmie popowych szlagierów, a od kościelnego chóru woli grupy taneczne i pstrokaty talent show, spoglądająca ze ściany Maryja Dziewica to najmniejszy z jej problemów. W kolejce czekają już zawistni rówieśnicy, chciwi telewizyjni macherzy, słowem – cały świat po drugiej stronie tęczy. CZY OSIĄGNIE SUKCES?


Spokojnie, pytanie retoryczne. Nie chcę smagać tej krzepiącej historii bacikiem ironii, ale debiutujący za kamera aktor Max Minghella zadaje w ten sposób wszystkie pytania – te intrygujące oraz te, na które odpowiedź jest oczywista. Violet odhacza obowiązkowe stacje drogi krzyżowej, scenariusz sprawia wrażenie, jakby sklejono go z samych prefabrykatów, całość zaś sprowadza się do lśniącej brokatem opowieści o tym, jak hartowała się stal. Bohaterka dzieli swój czas pomiędzy czołowe zderzenia z tzw. prawdziwym życiem oraz fotogeniczne odpływy do krainy fantazji. Te pierwsze sekwencje zainscenizowane są w stylu surowego brytyjskiego realizmu spod znaku Kena Loacha – i jeśli coś wbija się klinem w gęstą narracyjną magmę, jest to nachalna symbolika (tak, będzie biały wierzchowiec). Te drugie wyglądają jak brit-popowe teledyski, pulsują młodzieńczą energią, niestety pasują do reszty jak pięść do nosa – chociaż możemy się umówić, że ten rodzaj "psychizacji" obrazu i podążania za wrażliwością bohaterki bywa efektowny.

Na szczęście jest w filmie wątek ze scenariopisarskiego sztambucha, który Minghella wygrywa w znacznie subtelniejszy sposób. To opowieść o przyjaźni Violet z emerytowanym śpiewakiem operowym, Vladem (Zlatko Buric). On z podciętymi skrzydłami, ona – jeszcze nie gotowa do lotu, razem w nierozerwalnym klinczu pragnień, lęków i obsesji. I choć weteran europejskiego kina Buric jest na ekranie fantastyczny, w czym pomaga mu doskonale napisana, zniuansowana partia, to bijącym sercem filmu pozostaje pełna oddania i witalności rola Fanning. Choć aktorka zmaga się nieco z językiem polskim (naturalna i wyrazista Grochowska przypomina we wspólnych scenach jej surową nauczycielkę), bez trudu opiera swój występ na zaskakujących, emocjonalnych kontrastach, a do tego z imponującym skutkiem wykonuje wszystkie piosenki.


"Teen Spirit" to film wystarczająco bezpretensjonalny, by oglądało się go bez bólu zębów. Sprawia jednak wrażenie rozgrzewki, supportu przed właściwym koncertem. Twórcy nie opowiadają o potędze popu, który kreuje wrażliwość całego pokolenia, nie mówią o wyzwalającej sile sztuki w ogóle, a całą odpowiedzialność za historię inicjacyjną zrzucają na barki swojej gwiazdy. Raczej nie wychodzą poza narrację o blaskach i cieniach na drodze do sławy, co zwłaszcza w dzisiejszych czasach wydaje się niepotrzebnym unikiem. W konsekwencji figurą pars pro toto staje się tutaj obraz samej Violet – zamkniętej w sobie, ze słuchawkami na uszach, intonującej w zaciszu swojego pokoju kolejne kawałki. Odwagi, dziewczyno, cały świat na ciebie czeka!
1 10
Moja ocena:
5
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones