Recenzja filmu

U pana Marsa bez zmian (2016)
Dominik Moll
François Damiens
Vincent Macaigne

Wegetariański freak show

"Des nouvelles de la planète Mars" Dominika Molla jest mieszanką czarnej komedii, kina familijnego i ekologicznego thrillera. Brzmi to świetnie i pierwsza połowa filmu rzeczywiście jest
Wieści z planety Mars nie są najlepsze. Philippe (François Damiens) na starcie pozwala się zapędzić w kozi róg. Kolejno spadają na niego wszystkie nieszczęścia świata, a on bierze je na klatę, bo nie ma wyjścia. Była żona wyjeżdża w delegację i bez uprzedzenia podrzuca mu dwójkę nastoletnich dzieci. Dwunastoletni syn przeszedł na wegetarianizm i odkrył istnienie fellatio, córka z psychopatyczną zaciekłością uczy się do egzaminów w towarzystwie przemądrzałego chłopaka. Z żadnym z nich nie da się dogadać. Nowy współpracownik Philippa, Jérôme (Vincent Macaigne), też nie wydaje się szczególnie rozmowy - jest za to nerwowy. W akcie szału rozbija tasakiem pół biura, a potem rzuca nim w Philippe’a, ucinając mu pół ucha. Krew wsiąka w dywan. Film zapowiada się wspaniale.

"Des nouvelles de la planète Mars" Dominika Molla jest mieszanką czarnej komedii, kina familijnego i ekologicznego thrillera. Brzmi to świetnie i pierwsza połowa filmu rzeczywiście jest znakomita. Moll i Gilles Marchand, współautor scenariusza, doskonale splatają wątki, podsycają napięcie i wciągają widzów w arkana zabawnej historii o mężczyźnie, którego każdy próbuje owinąć sobie wokół palca. Dzieci dyktują warunki, szef szantażuje, a Jérôme, który po akcji z tasakiem trafił do zakładu psychiatrycznego, puka do drzwi swojej ofiary. Mężczyzna nie ma dokąd pójść, a Philippe nie potrafi odmawiać. Wierzy też, że jego kumpel w istocie nie jest ani szczególnie niebezpieczny, ani agresywny. Macaigne zadbał, żeby jego krewki bohater był przede wszystkim śmieszny.

Komizm jest zresztą największą siłą "Des nouvelles de la planète Mars". Mollowi udaje się wprowadzać go w rozmaite sytuacje i konwencje. Niekiedy dowcip rodzi się w sytuacjach na pozór kompletnie poważnych, kiedy indziej jest efektem wypadków lub zbiegów okoliczności. Dowcipne są dialogi. Odrobinę też w filmie humoru fekalnego - nie da się przecież ukryć, że ważne punkty zwrotne w narracji i w życiu Philippe’a znaczą psie odchody i wymiociny. Brzmi to jak przesada? Może, ale film nie staje się przez nie niesmaczny. Ma urok typowy dla familijnego kina i francuskich komedii spod znaku Louisa de Funès. "Des nouvelles de la planète Mars" jest również przesycony delikatną nostalgią za surrealizmem. Philippe jest zresztą zupełnie serio oderwany od szarej codzienności. W snach lewituje nad miastem w skafandrze kosmonauty, za dnia zdarza mu się widzieć goryla w garniturze zamkniętego w klatce stojącej na środku jego biura. Sam czuje się, jakby był w potrzasku.

Dom zapełnia się z dnia na dzień, oprócz dzieci i kolegi z tasakiem wprowadza się do niego jeszcze niezrównoważona Chloé (Veerle Baetens), w której Jérôme zakochał się w szpitalu psychiatrycznym. Wspólnie z synem Philippe’a trójka zaciekłych wegetarian zaczyna obmyślać plan, którego celem jest anarchistyczny z natury i ekologiczny w idei atak na zakład przetwórstwa drobiu. Czy teraz nie powinna zacząć się najlepsza i najzabawniejsza część akcji? Tak. Tymczasem kończy się pomysł na film. Narracja traci dynamikę, a bohaterowie - motywacje i cele. Komizmu też coraz mniej. Obraz rozpada się na dwie nierówne części przypominające dwa odcinki serialu – pierwszy napisany i wyreżyserowany przez twórców z wyczuciem i autentyczną żyłką do komedii, drugi zrealizowany przez znudzonych filmowców z przypadku, którym zabrakło poczucia rytmu i umiejętności utrzymania zawrotnego tempa akcji, jakiego wymagał ostatni akt przygód Philippe’a i jego towarzyszy niedoli.

Ocena "Des nouvelles de la planète Mars"wynika niestety z tego pęknięcia. W pierwszej części filmu Mollowi udawało się tak sprawnie mnożyć wątki i opowiadać tak zaskakujące anegdoty, że później ich nagły brak razi. Z drugiej strony nie sposób odmówić temu filmowi lekkości i oryginalności. Dlatego mimo niewybaczalnego braku pomysłu na zakończenie, wciąż warto go obejrzeć. 
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik '86. Ukończyła filmoznawstwo na UJ, dziennikarka, krytyczka filmowa, programerka Krakowskiego Festiwalu Filmowego. Jako wolny strzelec współpracuje z portalami Filmweb.pl, Dwutygodnik.com i... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones