Z Chaosem za pan brat

Wydarzenia przedstawione w "Warhammer Chaosbane" rozgrywają się bezpośrednio po uśmierceniu Asavara Kula, Wybrańca Chaosu prowadzącego armię demonów ku miastu Kislev. W wyniku działań Magnusa,
"Warhammer: Chaosbane" - recenzja
Dawno temu, gdzieś na przełomie lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych, w wyniku zbiegu okoliczności weszłam w posiadanie kultowego dzisiaj podręcznika do pierwszej edycji Warhammera. I chociaż nie za bardzo wtedy wiedziałam, z czym się to je i co oznacza to całe "erpegowanie", wielką przyjemność sprawiało mi przerzucanie kart tego opasłego tomiszcza, zagłębianie się w świat i poznawanie bogatego bestiariusza. To rozbudowane uniwersum dark fantasy rozrosło się z biegiem lat do tak niebotycznych rozmiarów, że nie będzie wielkim zaskoczeniem fakt inkorporowania go do gier komputerowych. Trafiały one przede wszystkim w gusta fanów strategii i taktycznego myślenia. Do czasu, bowiem fani gatunku hack’n’slash wreszcie doczekali się swojego kawałka warhammerowego tortu.



Wydarzenia przedstawione w "Warhammer Chaosbane" rozgrywają się bezpośrednio po uśmierceniu Asavara Kula, Wybrańca Chaosu prowadzącego armię demonów ku miastu Kislev. W wyniku działań Magnusa, młodego szlachcica z Nuln i jego niezachwianej wierze w Sigmara zagrożenie zostało powstrzymane, a niekoordynowane wolą wodza siły Chaosu rozpierzchły się w popłochu. Był to jednak dopiero początek problemów, gdyż umysł i ciało Magnusa wyznaczonego na przyszłego wodza zostały złamane, a nasz bohater ma za zadanie nie tylko oczyścić się z oskarżeń o wywołanie tego stanu, ale i rozpracowanie manewrów toczących się wśród kultystów Bogów Chaosu.



Do dyspozycji mamy cztery klasyczne postacie – ludzkiego wojownika, maga elfa Wysokiego Rodu, krasnoludzkiego zabójcę i zwiadowczynię pochodzącą z leśnych elfów. Każda z nich dysponuje bogatym spektrum zdolności rozpisanych w drzewku zadziwiająco podobnym do tego, które znamy z trzeciej odsłony "Diablo". Od pierwszych minut gry wyraźnie czuć inspirację Blizzardowym molochem. Nie da się jednak uniknąć wrażenia, że jest to wersja ciut biedniejsza i jedynie aspirująca do bycia czymś poważniejszym. Pomimo tego że toczymy starcia z kultystami czterech Bogów Chaosu, możemy zapomnieć o projektach zakrawających na wyszukanie i zróżnicowanie. Potencjał kryjący się w kwitnącym świecie Warhammera został potraktowany wybitnie po macoszemu i dotyczy to nie tylko monstrów. 



Również lokacje pozostawiają wiele do życzenia. Żadna z nich nie zostaje w pamięci na dłużej, a ich przemierzaniu towarzyszy nieodparte uczucie, że gdzieś już to kiedyś widzieliśmy. Standardowo wręcz zanurzymy się w smród kanałów, przemierzymy pokryte śniegiem wzgórza i ukrytą w głębinach świątynię przeklętego boga. Każdy z aktów zawiera średnio dwanaście misji. Pokonanie bossa wieńczącego obszar otwiera dostęp do trybu "boss rush" i ekspedycji – te służą przede wszystkim do grindowania coraz lepszego ekwipunku. Zdobywane miecze i elementy pancerza różnią się jedynie drobnymi detalami, a o tym, że znaleźliśmy nowy, lepszy przedmiot, świadczy jedynie jego opis. 



Pokonanie gry zajmuje średnio dwanaście godzin. Nie jest to wynik zbyt imponujący, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że wątki poszczególnych postaci nie różnią się między sobą niczym poza wprowadzeniem i epilogiem. Stąd też motywacja do ponownego przechodzenia gry innym bohaterem była u mnie równa zeru. Aczkolwiek, warto podkreślić, że gra posiada zarówno lokalnego, jak i sieciowego co-opa, w którym w walce ze złem zjednoczy się do czterech graczy.

Prowadzony przeze mnie elfi mag w trakcie rozgrywki stał się istną maszyną do siania zniszczenia i pożogi. Wyposażony między innymi w smoczy ogień, moc błyskawic, samonaprowadzające się kule energii i zdolność teleportacji błyskawicznie rozprawiał się z kolejnymi demonicznymi hordami. Po odblokowaniu boskich mocy stopniowo rozbudowujemy również statystyki naszego wojaka za pomocą kryształów znalezionych przy truchłach. Liczba umiejętności robi naprawdę ogromne wrażenie i widać, że Eko Software podeszło do ich projektowania z należytą troską. Ponadto, polegli przeciwnicy zostawiają po sobie kule, które skumulowane pozwalają bohaterowi na zadawanie mocniejszych obrażeń w trybie tzw. żądzy krwi. Niestety, każde wyjście z lochu powoduje zresetowanie tego mechanizmu, nie ma też możliwości zachomikowania go na bossa.



Jeśli chodzi o polską wersję językową, to zadziwiająco często ze zdań uciekały polskie znaki diakrytyczne, a tekst wyjeżdżał poza ramki. Podczas przeglądania ekwipunku dochodziło też do ucinania opisów przedmiotów.

"Warhammer Chaosbane" jest tytułem bezpiecznym, niewybijającym się ponad przeciętność i będącym de facto kolejnym klonem "Diablo". Pomimo braku znaczących błędów i osadzenia gry w realiach znanej marki, trudno jednak mówić o przyjemności czerpanej z rozgrywki. Brakuje tu innowacyjności, a gra nie oferuje niczego przełomowego w swojej strukturze. Zakładam jednak, że fanom Warhammera sam fakt osadzenia gry w ich ulubionym uniwersum wystarczy, żeby po nią sięgnąć.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones