Recenzja wyd. DVD filmu

Granice wytrzymałości (2000)
Martin Campbell
Chris O'Donnell
Robin Tunney

Z górki na pazurki

To efekciarski do granic wytrzymałości popis kaskaderów i pirotechników. Dobra robota, panowie! 
Sednem hollywoodzkiego kina przygodowego jest antropocentryzm. Natura, najczęściej homo sapiens wroga, musi ostatecznie uznać prymat niezłomnego, ludzkiego ducha. I choćby nie wiadomo jak potężna, w końcu zostanie przez człowieka okiełznana. Mroźne i niebezpieczne Karakorum w "Granicach wytrzymałości" spotyka właśnie taki los. Przedstawiony niemal jak świadomy, inteligentny byt, szczyt K2 odbiera wprawdzie życie paru śmiałkom, w końcu jednak maleje do rozmiarów bieszczadzkiego pagórka. Nic dziwnego, skoro motywacje jednego z alpinistów wykraczają poza przyziemną chęć zysku. Z miłością nie powinna zadzierać nawet siła tak bezlitosna jak Natura.



Minęło prawie dziesięć lat od premiery "Granic...", a film Nowozelandczyka Martina Campbella (dożywotni szacunek za "Casino Royale") wciąż ogląda się fantastycznie. To prosta jak cep przygodowa opowiastka o dzielnych mężczyznach i dzielniejszych kobietach, ale nakręcona z taką frajdą, że trudno zarzucać jej uproszczenia w rysunku bohaterów, absurdalną fabułę i generalny brak respektu dla praw fizyki. Adrenalinopędny jest już prolog, w którym wesoła wspinaczka rodziny Garrettów zamienia się w piekło. Żeby ratować siostrę oraz grupę nieostrożnych turystów, młody Peter Garrett poświęca życie ojca (oczywiście zachęcony przez gotowego na bohaterską śmierć patriarchę). Kilka lat później powracamy do Petera, który przeszłość skrył pod stalowym zarostem i zamiast zdobywać kolejne szczyty, woli strzelać fotki dzikiej faunie. Kiedy jednak ekspedycja jego siostry wpada w lodową pułapkę na K2, dzielny chłopak zbiera ekipę uzależnionych od ryzyka świrów i organizuje misję ratunkową. W podróż rozrywkowa brygada zabiera pożyczoną z wojskowego depozytu skrzynkę nitrogliceryny. Metafora człowieka przenoszącego góry stanie się wkrótce przerażająco dosłowna.



Członkowie ekipy zostali scharakteryzowani w zgodzie z kodeksem gatunku. Jest wśród nich twarda jak turnia kobieta (Izabella Scorupco czuje się w podobnej konwencji jak ryba w wodzie, patrz: "Władcy ognia"), dwóch nierozłącznych narwańców oraz zgorzkniały stary wiarus, który wszędzie już był i wszystko widział. Malownicze zgony kolejnych "filarów" ekspedycji wzmagają determinację Petera, który w finale włącza szósty bieg i zamienia się w swojego imiennika z serii przygód Spider-Mana. W obiektywie Campbella jego ewolucje przypominają skrzyżowanie baletu ze sportami ekstremalnymi, a większość quasi-alpinistycznych akcji sponsoruje entuzjastyczne hasło "dlaczego by nie!". Gdzieś tam znalazło się jeszcze miejsce dla ciekawego wątku prywatnej wendety jednego z uczestników wyprawy i krótkiego materiału oświatowego o kiepskim wpływie światła słonecznego na niestabilne ciecze. Reszta to efekciarski do granic wytrzymałości popis kaskaderów i pirotechników. Dobra robota, panowie!  

Film został wydany w "Srebrnej kolekcji" firmy Imperial. Nie uświadczymy na płytce żadnych dodatków, co jednak powinna zrekompensować dobra jakość i niska cena.
1 10 6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones