Recenzja filmu

Czarnobyl. Reaktor strachu (2012)
Bradley Parker
Ingrid Bolsø Berdal
Dimitri Diatchenko

Zapowiedź końca?

Historia sprawia wrażenie spisanej na kolanie na pięć minut przed rozpoczęciem zdjęć.
Oren Peli słusznie uważany jest za ojca found footage. Bo choć już wcześniej powstawały filmy udające autentyczne materiały wideo (z "Blair Witch Project" na czele), to dopiero od niebywałego sukcesu "Paranormal Activity" zaczął się boom na tego rodzaju produkcje. Teraz Peli sygnalizuje koniec. Jego zwiastunem jest "Czarnobyl. Reaktor strachu".

Film zaczyna się jak typowy found footage od materiału nagranego i zmontowanego przez bohaterów. Trwa to jednak chwilę. Potem jest już filmowy standard, z jednym wyjątkiem - kamera wciąż zachowuje się, jakby była trzymana przez któregoś z członków grupy, choć w rzeczywistości tak nie jest. Mamy więc zdjęcia na wpół amatorskie, z ręki. Kamera chodzi za bohaterami, ale pozostaje bierna, nie integruje się z nimi, a ci ją kompletnie ignorują. Peli, który jest współscenarzystą i współproducentem filmu, zdecydował się na pośrednią formę found footage. I nie byłby to jeszcze taki zły pomysł, gdyby w parze z tym szła interesująca fabuła.

Niestety historia i sposób jej opowiedzenia to największy zawód "Czarnobyla". Sprawia wrażenie spisanej na kolanie na pięć minut przed rozpoczęciem zdjęć. Wydaje się, że gdyby scenariusza w ogóle nie było i całość opierała się wyłącznie na improwizacji, efekt byłby lepszy. "Czarnobyl. Reaktor strachu" to rzecz zrobiona na odczep, bez pomyślunku, bez emocji i bez sposobu na zaangażowanie widza. Punkt wyjścia nie był jeszcze taki zły. Prypeć to wdzięczne miejsce do opowiadania mrożących krew w żyłach historii. I można się tylko dziwić, że nie jest częściej wykorzystywane. Kiedy jednak za bohaterów mamy grupę wymoczków, których los jest kompletnie obojętny, to trudno jest w sobie wykrzesać entuzjazm.

W ten sposób Peli chcąc nie chcąc zdemaskował wszystkie słabe punkty stylistyki found footage, która jest właśnie tylko tym – wizualną stylizacją. Na dłuższą metę nie da się na niej oprzeć opowieści filmowej. To taki gorszy brat Dogmy, która zrodziła przecież kilka genialnych filmów, ale po latach można już z całą pewnością powiedzieć, że nie była to zasługa manifestu, a twórców, którzy mieli przede wszystkim pomysł, a dopiero później chęć poeksperymentowania z nowym narzędziem. Z found footage jest podobnie, tyle że poziom artystyczny tytułów jest znacznie niższy. I trochę szkoda, że Peli nie okazał się na tyle odważny, by zamknąć ten rozdział kina samodzielnie i że musiał go w tym wyręczyć debiutant.
1 10
Moja ocena:
5
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Każdy, kto interesuje się tematyką katastrofy w czarnobylskiej elektrowni (albo gra w... czytaj więcej
Fabularnych filmów powiązanych tematycznie z katastrofą w Czarnobylu zrealizowano dotąd jak na lekarstwo.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones