Recenzja filmu

Kosmos (2015)
Andrzej Żuławski
Sabine Azéma
Jean-François Balmer

Kino z innej planety

Żuławski wykazał się wobec "Kosmosu" ożywczą dezynwolturą. Nie chodzi tylko o to, że przeniósł akcję z lat trzydziestych do współczesności i wyprowadził ją z ojczyzny do zachodniej Europy.
Ostatni film Andrzeja Żuławskiego to testament utrzymany w tonie prowokacyjnej fraszki. "Kosmos" jest także bez wątpienia najbardziej udaną ekranizacją twórczości Witolda Gombrowicza. Powracający za kamerę po 15–letnim rozbracie z kinem reżyser zdołał uniknąć błędów, które zgubiły jego poprzedników – Jerzego Skolimowskiego i Jana Jakuba Kolskiego. Inaczej niż pierwszy z nich, Żuławski nie został sparaliżowany kultowym statusem literackiego pierwowzoru. W przeciwieństwie do Kolskiego nie uległ natomiast pokusie ograniczenia uniwersalności Gombrowicza i oddania go w niewolę historycznego kontekstu. Zamiast tego wykazał się wobec "Kosmosu" ożywczą dezynwolturą. Nie chodzi tylko o to, że przeniósł akcję z lat trzydziestych do współczesności i wyprowadził ją z ojczyzny do zachodniej Europy. Twórca "Trzeciej części nocy" poszedł znacznie dalej – najmroczniejszą w dorobku polskiego pisarza powieść rozświetlił humorem i zamienił w chuligański wybryk. Choć bez wątpienia dokonał przy tym twórczej zdrady, trudno oprzeć się wrażeniu, że słynącemu z przekory Gombrowiczowi sprawiłby w ten sposób perwersyjną przyjemność.

Zamykający dorobek Żuławskiego "Kosmos" zawiera w sobie wszystkie wady i zalety stylu reżysera. Aktorstwo bywa tu nazbyt  histeryczne, a opowiadana historia drażni za sprawą nierównego tempa – chwilami bywa niemiłosiernie rozwleczona, by znienacka wyrywać galopem do przodu. Ta niekonsekwencja męczy, a w wielu momentach owocuje obojętnością na perypetie bohaterów. Gdy jesteśmy już o krok od stracenia cierpliwości do ekranowej wizji, Żuławski zawsze znajduje jednak jakiś sposób, by z powrotem wepchnąć nas w sam środek opowieści. W "Kosmosie" potrafi uczynić to za pomocą pięknej muzyki Andrzeja Korzyńskiego, zbliżenia na urodziwą twarz Victorii Guerry czy pysznego, językowego żartu.

W podobnej dbałości o szczegóły czuć radość z zaspokojenia głodu tworzenia. Ta sama emocja towarzyszy głównemu bohaterowi - młodemu i niedocenionemu jeszcze pisarzowi – Witoldowi. W rozmowach, które chłopak prowadzi z przyjaciółmi, aż roi się od aluzji do dzieł literackich i filmowych. Gusta bohaterów nie znają ograniczeń – Pasolini fascynuje ich tak samo jak Spielberg, a Besson miesza się z Bressonem. Być może właśnie nieustanne zanurzenie w fikcji i umowności sprawia, że - inaczej niż u Gombrowicza - wysyłane bohaterom przez otaczający świat znaki za nic nie chcą wydać się przerażające. Filmowy Witold ma świadomość, że jako artysta może w swojej wyobraźni nieustannie modyfikować i ulepszać rzeczywistość.

Główny bohater wydaje się mieć wiele wspólnego z samym Żuławskim, który wyznał w jednym z ostatnich wywiadów, że kino zaczęło stanowić dla niego głównie przestrzeń odczuwania przyjemności. W "Kosmosie" młodzieńczy entuzjazm funkcjonuje na równych prawach z dojrzałością. Doskonale widać ją w stosunku twórcy "Opętania" do postaci Leona – intelektualisty i kabotyna z prawdziwą powagą podchodzącego wyłącznie do prostych, życiowych przyjemności. Zamiast uczynić mężczyznę obiektem antyburżuazyjnej satyry, reżyser patrzy na niego z dobroduszną ironią, a nawet pewną  wyrozumiałością. Obecny w takich zabiegach duch afirmacji u twórcy o renomie Żuławskiego może wydawać się podejrzany. Być może jednak na tle wszechobecnego we współczesnym kinie nihilizmu i rozpaczy tylko taka postawa może być prawdziwie buntownicza?

Tożsamość filmowego "Kosmosu" i jego odrębność od literackiego pierwowzoru najlepiej podsumowuje zakończenie. Dzieło Żuławskiego, tak jak powieść Gombrowicza, wieńczy  burzące fabularny porządek zdanie: "Dziś na obiad była potrawka z kury". O ile jednak w książce finał mógł być odczytany jako akt kapitulacji, przyznanie się do bezradności wobec świata wymykającego się prawom logiki, w filmie prowokuje wyłącznie zdrowy śmiech. Nie ma wątpliwości, że po śmierci reżysera ów chichot wybrzmiewa tylko bardziej donośnie.      
1 10
Moja ocena:
7
Krytyk filmowy, dziennikarz. Współgospodarz programu "Weekendowy Magazyn Filmowy" w TVP 1, autor nominowanego do nagrody PISF-u bloga "Cinema Enchante". Od znanej polskiej reżyserki usłyszał o sobie:... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones