Recenzja filmu

Święty (2023)
Sebastian Buttny
Mateusz Kościukiewicz
Lena Góra

Nie święci kino robią

"Święty" bez wątpienia jest filmem z potencjałem. Reżyser i scenarzysta Sebastian Buttny miał parę ciekawych pomysłów jak opowiedzieć historię kradzieży. Oglądając "Świętego" widzimy zarys kilku
Nie święci kino robią
źródło: Materiały prasowe
"Święty" wychodzi od faktycznych wydarzeń: kradzieży srebrnej figury świętego Wojciecha z gnieźnieńskiej katedry w 1986 roku. Barokowa figura, wykonana w połowie XVII wieku w Gdańsku, wieńczyła wykonany również ze srebra sarkofag, gdzie spoczywać mają doczesne szczątki świętego. Władza postawiła na nogi Milicję Obywatelską, sprawa miała nie tylko kryminalne, ale i polityczne znaczenie – stosunki z Kościołem katolickim pozostawały napięte, śledztwo w sprawie bezcennej figury mogło je albo pomóc trochę naprawić albo jeszcze bardziej pogorszyć, czego komunistyczna władza zdecydowanie nie chciała.

Sprawę oglądamy w filmie z punktu widzenia Andrzeja Barana (Mateusz Kościukiewicz) – milicjanta, któremu powierzono prowadzenie sprawy. Baran dostaje sprawę przykuwającą uwagę całej Polski nie dlatego, że przełożeni wierzą w jego wybitne talenty śledcze, ale dlatego, że nikt inny w poznańskiej milicji nie ma odwagi, by zmierzyć się ze śledztwem wymagającym ciągłych kontaktów z Kościołem. Minęło dopiero półtora roku od zabójstwa księdza Popiełuszki, milicjanci przekonani są, że Kościół i katolicka opinia publiczna traktują ich jak morderców charyzmatycznego kapłana i ich intuicje nie są bezpodstawne – ludzie nie mają cierpliwości na rozróżnienia między SB a milicją kryminalną.



"Święty" bez wątpienia jest filmem z potencjałem. Reżyser i scenarzysta Sebastian Buttny miał parę ciekawych pomysłów jak opowiedzieć historię kradzieży. Oglądając "Świętego" widzimy zarys kilku ciekawych filmów, jakie mogły wyłonić się z tego materiału: od standardowego, rozrywkowego kina milicyjnego w historycznym kostiumie, przez mroczne neo-noir po Polsku, po thriller polityczny albo nawet czarną polityczną komedię.

Bo w filmie - tak jak w życiu - sprawa skradzionej figury świętego szybko zyskuje polityczny wymiar. Baran, mąż historyczki sztuki, potrafiący samemu czytać obrazy i symbole, zauważa podobieństwa między prowadzoną przez siebie sprawą a historią opowiedzianą na romańskich drzwiach do gnieźnieńskiej katedry. Opowiada ona nie tylko historię męczeńskiej misji świętego Wojciecha wśród pogańskich Prusów, ale także buduje mit Bolesława Chrobrego jako chrześcijańskiego monarchy, który odzyskuje ciało świętego, wypłacając poganom równowartość jego wagi w srebrze, co zdobywa mu sławę i pozycję w ówczesnej Europie. Prowadzący śledztwo milicjant zaczyna zastanawiać się, czy sam nie został obsadzony w politycznej intrydze, która ma pomóc komunistycznym władzom podreperować relacje z Kościołem i opinią publiczną katolickiego w przeważającej mierze społeczeństwa.




Niestety, żaden z tych potencjalnych pomysłów na dobre kino ostatecznie nie spełnia się w "Świętym". Na początku, mniej więcej do połowy, nie jest jeszcze najgorzej. Z zainteresowaniem patrzymy, jak reżyser wprowadza kolejne wątki i ustawia figury na szachownicy. Choć już w tej pierwszej części filmu mamy poczucie, że wiele scen zyskałoby na bardziej śmiałej, żywej i dynamicznej inscenizacji. W innych znakomici aktorzy zgromadzeni na planie grają znacznie poniżej swoich możliwości.
Im bliżej finału tym jest niestety gorzej. Film coraz bardziej dłuży się, gubi rytm i tempo. Co jednak najgorsze: tracimy poczucie stawki, o jaką toczy się gra. Od pewnego momentu nie jesteśmy już się dłużej w stanie przejąć dwoma najważniejszymi problemami, jakie powinny utrzymywać nasze zainteresowanie: rozwiązaniem zagadki kradzieży figury świętego oraz losami Barana, uczciwego milicjanta, który utknął w śledztwie najeżonym politycznymi pułapkami. Co wynikać może z tego, że mogąc opowiedzieć tę historię przy pomocy różnych gatunkowych konwencji, reżyser nie jest w stanie ostatecznie zdecydować się na żadną.



W końcówce film wybrzmiewa jeszcze jeden motyw: relacji komunistycznego, ciągle oficjalnie przywiązanego do ateistycznej ideologii państwa i Kościoła. W "Świętym" widzimy, jak państwo to, w postaci reprezentujących jego zbrojne ramię milicjantów, uświadamia sobie, że nie tylko nie sprawuje w Polsce rządu dusz, ale też, że jeśli nie chce odwołać się do argumentu przemocy, pozostaje politycznie w relacjach z Kościołem stroną wcale nie szczególnie silniejszą. Znów, jest to bardzo ciekawy pomysł na opowiedzenie historii lat 80., w filmie jednak raczej zasygnalizowany niż zrealizowany.

Szkoda, naprawdę mogło być lepiej. Choć "Święty" nie jest katastrofą i ma kilka ciekawych wątków i momentów, to nie wznosi się ponad dzisiejszą polską filmową przeciętność.
1 10
Moja ocena:
5
Filmoznawca, politolog, eseista. Pisze o filmie, sztukach wizualnych, literaturze, komentuje polityczną bieżączkę. Członek zespołu Krytyki Politycznej. Współautor i redaktor wielu książek filmowych,... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones