Recenzja filmu

Świat, który nadejdzie (2020)
Mona Fastvold
Katherine Waterston
Casey Affleck

Miłość w czasach pesymizmu

"Świat, który nadejdzie" nie jest arcydziełem sztuki filmowej, lecz nie takie też funkcje miał spełniać. Jest opowieścią o zwykłych ludzkich emocjach, które towarzyszą większości z nas na naszej
"Żony bądźcie poddane mężom, jak przystało w Panu" – tak ktoś kiedyś napisał w takiej jednej książce. I przez wiele wieków taki układ funkcjonował, będąc najbardziej popularną formą relacji damsko-męskich. Nic w przyrodzie jednak nie jest stałe i z biegiem lat zaczęło dochodzić do ustępstw od tej reguły. I wtedy też na ogół zaczęło dochodzić do niesnasek na linii mąż-żona.

Sytuacja owa zobrazowana została w filmie "Świat, który nadejdzie" z 2020 roku. Wyreżyserowany przez Monę Fastvold obraz osadzony jest w XIX-wiecznej scenerii amerykańskiej prowincji. Bohaterowie to prości, bogobojni ludzie, których czas wypełnia głównie ciężka praca. Codziennie wypełniają oni swoje obowiązki, stawiając czoła przeciwnościom takim jak nieprzychylna pogoda, choroby, ubóstwo czy też śmierć. W świecie tym istnieje jednak jeszcze inna, być może straszniejsza zmora, a mianowicie samotność. Z pewnością doskwiera ona głównej bohaterce filmu, czyli Abigail (Katherine Waterston). Mieszka ona ze swoim mężem Dyerem (Casey Affleck) na odosobnionej farmie. Oprócz męża towarzyszą jej świnie, owce i krowy. Dnie spędza sama, zajęta domową krzątaniną, podczas gdy małżonek pracuje na powietrzu. Nad młodym małżeństwem wisi fatum w postaci niedawno zmarłej córeczki. Po tym wydarzeniu para zaczęła się powoli od siebie oddalać. Tak mijają im kolejne dni, miesiące, lata. Nie jest to na pewno wesoła i optymistycznie nastrajająca rzeczywistość. 

Wszystko zmienia się, kiedy Abigail poznaje mieszkającą w okolicy Tallie (Vanessa Kirby), która również nie jest w pełni zadowolona ze swego małżeńskiego życia. Między kobietami szybko rodzi się sympatia, a następnie przyjaźń podsycana przez wzajemną fascynację, podobną wrażliwość, lecz także wspólne troski oraz monotonię dnia codziennego. Wkrótce przyjaźń ta zmienia się w o wiele silniejsze uczucie. Relacje budzące się między kobietami są w filmie ukazane w bardzo wyważony i subtelny sposób. Dzięki sposobowi, w jaki bohaterki zbliżają się do siebie, reżyserka ukazuje nam ich charaktery. Obie są wrażliwymi osobami, którym trudno odnaleźć się w szorstkich realiach świata, w jakim przyszło im egzystować. Świata, w którym nie ma miejsca na chwilę zadumy czy też refleksji. Nie ma w nim także żadnej ciekawości czy potrzeby poznania, czy odkrywania nowych rzeczy, a rozmowy krążą głównie wokół tematów związanych z hodowlą zwierząt czy pogodą. Kobiety cierpią przede wszystkim na brak bliskości i potocznie zwanej bratniej duszy. Wszystko, czego pragną i za czym skrycie tęsknią, odnajdują w relacji ze sobą. Fakt ten nie uchodzi uwadze ich mężów, którzy absolutnie nie są w stanie zaakceptować zaistniałej sytuacji. Oczywistym efektem tego jest konflikt, którego eskalacja kończy się tragicznie. Można się zastanawiać, czy podobna historia mogła się w ogóle wydarzyć w tamtych czasach i okolicznościach, biorąc pod uwagę ówczesne społeczne uwarunkowania. Możliwe, że twórcy świadomie osadzili akcję w takich realiach, aby podkreślić, jak trudne może być wyrwanie się z kulturowych konwenansów i przeciwstawienie się panującym normom.

Obraz Fastvold jest produkcją bardzo dobrze zrealizowaną. Wszyscy zaangażowani aktorzy spełniają swoją powinność należycie. Udaje im się na ekranie stworzyć postacie prawdziwe, z krwi i kości. Takie, których intencje oraz motywy są wiarygodne dla widza. Posługują się przy tym skromnymi środkami wyrazu. Nawet emocjonalnie nacechowane sceny nie są nastawione na niepotrzebną ekspresyjność. Zastosowane w filmie kadry nie służą tylko suchemu przedstawieniu akcji. Twórcy nadają scenom odpowiednią dynamikę, poprzez umiejętnie zaaranżowane ujęcia, mówiące więcej niż niejeden dialog. Nie jest to na pewno kino wielkiego formatu. "Świat, który nadejdzie" nie jest arcydziełem sztuki filmowej, lecz nie takie też funkcje miał spełniać. Jest opowieścią o zwykłych ludzkich emocjach, które towarzyszą większości z nas na naszej drodze życiowej. Co zaś idzie o sam tytuł filmu, to jest on całkiem wymowny. Słowa "Świat, który nadejdzie" można interpretować jako zapowiedź czy też nawet obietnicę zmian, jakie nadejdą w przyszłości. Dotyczą one zarówno bohaterów dzieła, jak i jego odbiorców. Jest to próba uświadomienia, że nic nie trwa wiecznie i to, co może wydawać się nam jedyną słuszną drogą, "świętością" wręcz, może niedługo odejść w zapomnienie. W warstwie bardziej ogólnej można go również odczytywać jako odwieczną, ludzką nadzieję na lepsze jutro. Na świat, w którym będziemy szczęśliwi. Dobre życie gdzieś tam czeka.

"Świat, który nadejdzie" jest wart obejrzenia z uwagi nie tylko na kunsztowne przedstawienie ludzkich relacji, ale także ze względu na rolę edukacyjną poprzez ukazanie błędów i pułapek czyhających na młode pary. Jest także przestrogą dla mężów, oferując następujące przesłanie: Jeżeli Twoja żona nie robi obiadu, tylko cały czas rozmyśla, to wiedz, że coś się dzieje. Recepta na taki stan jest jednak prosta, a swoistą odpowiedzią na ową okoliczność stanowi inny wers z cytowanej przeze mnie na początku recenzji księgi, który brzmi: "Mężowie, miłujcie żony i nie bądźcie dla nich przykrymi!".
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones