Recenzja filmu

Życie Carlita (1993)
Brian De Palma
Al Pacino
Sean Penn

Wyjść na prostą

Głównym bohaterem filmu jest Carlito Brigante, pochodzący z Puerto Rico potentat narkotykowy, który odsiaduje trzydziestoletni wyrok. Dzięki pomocy Kleinfelda, przyjaciela i swojego prawnika
Głównym bohaterem filmu jest Carlito Brigante, pochodzący z Puerto Rico potentat narkotykowy, który odsiaduje trzydziestoletni wyrok. Dzięki pomocy Kleinfelda, przyjaciela i swojego prawnika zarazem, wychodzi dużo wcześniej, bo już po pięciu latach. Tyle wystarczyło, by Brigante przewartościował swoje życie i postanowił rzucić przestępczy fach, dorobić się uczciwie i wyjechać na Bahamy, gdzie chce założyć wymarzony interesik i spędzić swoją "emeryturę". Los nie jest dla niego jednak łaskawy. Otwiera wprawdzie klub El Paradiso, odnajduje starą miłość, Gale, z którą spodziewa się dziecka, ale gdy wszystko zmierza już w dobrym kierunku, sprawy poważnie się komplikują. Kleinfeld wykorzystuje przysługę, którą winien mu jest Carlito, i namawia go do "tego ostatniego razu" – mają wydostać z więzienia pewnego mafiosa. I wtedy wszystko się sypie.

Po "Człowieku z blizną" Brian De Palma zdawał się biegać po zaoranym polu w poprzek bruzd – raz w dół, raz w górę. Jeszcze gorzej wiodło się odtwórcy tytułowej roli, Alowi Pacino, który nawet zniknął na dwa lata po kompromitacji, jaką była "Rewolucja". Tak jakby los chciał, by obaj ponownie połączyli siły i wrócili do formy, w jakiej byli podczas kręcenia historii kubańskiego gangstera, Tony’ego Montany. W tym kontekście nieprzypadkowy zdaje się być temat obrazu, za który wspólnie wzięli się dokładnie dziesięć lat po premierze "Człowieka z blizną". "Życie Carlita", podobnie jak kultowe dzieło z 1983 roku, nawiązuje do tradycji kina gangsterskiego, jednakże zupełnie inaczej przedstawia głównego bohatera. 

Montana był psychopatą, za wszelką cenę chcącym wspiąć się w przestępczej hierarchii. A Carlito przeciwnie – chce się z niej wydostać. De Palma odcina się od sympatyzowania z aktem przestępstwa, ale jednocześnie zwraca się ku wzorcom z "Ojca chrzestnego", w którym mafia miała charakter romantyczny. W rezultacie widz kibicuje Carlito całym sercem, ale nie na zasadzie podziwu, jak u Coppoli, a raczej współczucia. Reżyser sprowadza niejako fach przestępcy do czegoś bardzo zwyczajnego. Dzięki temu widz potępia złe uczynki, ale jednocześnie ufa, że gangster rzeczywiście w więzieniu się nawrócił, że chce odejść od kryminału, a fakt, że tego nie robi, wytłumaczalny jest zawirowaniami losu. Brigante ciągle napotyka na sytuacje, w których musi odejść od swojego planu. A to przeszkadza poczucie lojalności, a to własna duma albo zwyczajna naiwność czy wreszcie coś tak banalnego jak pech.

Rzecz ma się zgoła inaczej w przypadku Davida Kleinfelda, któremu nie sposób kibicować. Z Carlitem stanowią dość osobliwy duet. Adwokat z racji swojej funkcji jest kimś w rodzaju opiekuna Brigante, który wyciąga go z więzienia. Ale to David jest tym słabszym, wymagającym czujnego oka. To trochę jak w rodzeństwie, gdy to młodszy brat czuwa nad starszym (notabene podobny układ miał miejsce w "Ojcu chrzestnym", w którym starszy Fredo pozostawał w cieniu młodszego Michaela).Naturalną koleją rzeczy wydaje się być ostateczna porażka tytułowego bohatera, gdy daje się na nowo wciągnąć w szemrane interesy za sprawą Kleinfelda właśnie. Chciwy, pazerny i głupi, a na dodatek uzależniony od narkotyków, namawia Carlita, by ten wyświadczył mu ostatnią przysługę. Obu prowadzi to na wojenną ścieżkę z włoską mafią.

Sporo uwagi reżyser poświęca równoległemu wątkowi miłosnemu między Brigante i Gale. Kobieta jest swego rodzaju katalizatorem uczynków Carlita, ukochaną stojącą za nim na dobre i na złe. De Palma bardzo przyłożył się do jak najdokładniejszego ukazania postaci swojego dramatu. Czy może raczej greckiej tragedii, bo w takim duchu utrzymane jest "Życie Carlita". Plastyczność wykreowanego przez twórcę "Nietykalnych" półświatka wręcz imponuje złożonością i celną obserwacją. Każdy bohater począwszy od pierwszego, a na entym planie skończywszy, to postać z krwi i kości. Wszyscy są wiarygodni, żyjący własnym życiem. Słynący raczej z zamiłowania do warsztatowych sztuczek De Palma bodaj pierwszy raz w tak umiejętny sposób oddał relacje, poczynania i motywy determinujące bohaterów. Niemała to zasługa obsady, w szczególności duetu Ala Pacino i Seana Penna wcielających się odpowiednio w Carlita i Kleinfelda.

Zwłaszcza przyjemnie patrzeć na tego pierwszego. Pacino po raz kolejny gra gangstera skonfliktowanego z otoczeniem, ale zamiast kreować następną postać, która znalazła się tylko w innym otoczeniu, za każdym razem dodaje coś nowego. Tym razem jest to rodzaj desperacji, może lekkiego sentymentalizmu, że wszyscy mogą się kiedyś nawrócić. Widz wręcz czuje naturalną potrzebę, by utożsamiać się z taką postacią. Nie można obojętnie patrzeć na kogoś, kto co rusz wystawia los na próbę.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Brian De Palma to jedna z największych ikon kina gangsterskiego. Zrealizowany przez niego w 1983 r.... czytaj więcej
"Życie Carlita" to chyba mój ulubiony film (no, na pewno w pierwszej piątce ulubionych). Jest to... czytaj więcej
W 1993 roku los ponownie połączył reżysera Briana De Palmę, producenta Martina Bregmana oraz jednego z... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones