Recenzja filmu

1900: Człowiek legenda (1998)
Giuseppe Tornatore
Tim Roth
Pruitt Taylor Vince

Geniusz oceanu

Historia opowiedziana w filmie "1900: Człowiek legenda" mogłaby być z powodzeniem podawana z ust do ust, przekazywana z pokolenia na pokolenie. Jest to bowiem opowieść baśniowa, rozmyta,
Historia opowiedziana w filmie "1900: Człowiek legenda" mogłaby być z powodzeniem podawana z ust do ust, przekazywana z pokolenia na pokolenie. Jest to bowiem opowieść baśniowa, rozmyta, balansująca na krawędzi prawdy i wyobrażenia. Sam główny bohater (w tej roli znakomity Tim Roth) jest tajemniczy i zdystansowany, inny niż wszyscy otaczający go ludzie. Już jego imię: Danny Boodmann T.D. Lemon 1900, w skrócie brzmiące po prostu Tysiąc Dziewięćset nadaje mu piętno wyjątkowości. Można by przeprowadzić dowód na jego istnienie, gdyż jest to człowiek, który przypadkiem wymknął się od wpisania do jakichkolwiek rejestrów i poza życiem w pamięci bliskiego przyjaciela, nie ma prawie po nim śladu. Mężczyzna bez obywatelstwa, rodziców, korzeni. Bez dokładnej daty urodzenia, w której wiadomy jest tylko rok: 1900.

W tym właśnie roku, na statku "Virginian" kursującym między Europą i Ameryką, palacz dorzucający węgla pod pokładem odnajduje porzuconego przez biednych emigrantów noworodka. Przygarnia chłopca i wychowuje jak syna. Już jako dziecko, Tysiąc Dziewięćset odkrywa w sobie tęsknotę, która zaprowadzi go aż na pokład pierwszej klasy. Tam chłopiec po raz pierwszy usłyszy dźwięk fortepianu i zakocha się w muzyce, która stanie się jego pasją, ucieczką i szóstym zmysłem, który pomoże poznać świat. Dzięki niesłychanym zdolnościom muzycznym i słuchowi absolutnemu Tysiąc Dziewięćset szybko staje się prawdziwym wirtuozem i, już jako dorosły mężczyzna, dołącza do okrętowej orkiestry jazzowej. Spotyka tam trębacza Maxa Tooneya, który zostaje jego jedynym najlepszym przyjacielem. To właśnie Max, filmowy narrator, wprowadza widza w świat Tysiąc Dziewięćset. Opowiada całą historię, bo wie, że tylko on, jako jej jedyny świadek, jest w stanie sprawić, by nie umarła.

Film w reżyserii Giuseppe Tornatore, znanego z takich obrazów jak "Cinema Paradiso" i "Malena", w przeciwieństwie do innych dzieł Włocha odbił się w świecie kina cichym echem. Zbyt cichym jak na swoją wartość. To taka mała perełka, którą każdy powinien oszlifować dla siebie. Niezaprzeczalnym atutem filmu jest ścieżka dźwiękowa stworzona przez Ennio Morricone. Kompozytor czaruje tu widza równie dobrze, jak w "Misji", której charakterystyczną melodię potrafi zanucić i rozpoznać niemal każdy kinoman, mimo iż od premiery upłynęło już prawie trzydzieści lat.

Ta pełna głębi i uczucia muzyka jest tak znacząca, że mogłaby być uznana za osobnego bohatera. Ona i Tysiąc Dziewięćset to właściwie dwie postaci w jednym ciele. On nie może być sobą bez niej, a ona nie może istnieć bez niego. Posłuchać jej można tylko "na żywo", bowiem jedyna płyta z nagraniem pianisty, ostatecznie nie zostaje wydana. Muzyka kształtuje osobowość Tysiąc Dziewięćset. Jego wzrok jest ciągle wpatrzony w dal, zamyślony i nieobecny. Albo zbyt obecny, bo wrażliwość pozwala mu czuć i "widzieć" więcej niż inni. W swojej rozwiniętej wyobraźni, pianista dźwiękami maluje portrety osób, podróżuje po zakątkach świata, opowiada o pięknych miastach, jakby naprawdę po nich spacerował. Film przedstawia studium człowieka samotnego, wyalienowanego indywidualisty, ale przede wszystkim prawdziwego pasjonaty, który w świetle swoich wybitnych uzdolnień, zachowuje niebywałą skromność. W ogóle nie dba o karierę, pieniądze i sławę. Jego talent broni się sam.

Perspektywa filmowa kręci się wokół statku. Okręt jest środkiem świata, to tam rozgrywa się zdecydowana większość akcji filmu. Zresztą nieliczne sceny dziejące się na stałym lądzie i tak nie zabierają widza poza miasto portowe. W rzeczywistości jednak film ten sięga o wiele dalej niż burty statku i pobudza do filozoficznych rozmyślań. Jak daleko możemy się posunąć w poszanowaniu wolności drugiego człowieka? Czy potrafimy zaakceptować czyjś, zupełnie odmienny od naszego, niepospolity sposób na życie? Czy mamy prawo uszczęśliwiać kogoś na siłę? Czy dla wszystkich to samo jest dobre? Czy rezygnacja może być zwycięstwem?

Piękna opowieść na długi, spokojny wieczór, która trzyma w subtelnym napięciu. Pełen emocji pojedynek fortepianowy wciąga jak dobra walka bokserska, a odbywa się przecież białych garniturach z żarzącym się w tle papierosem. Bezkres oceanu, głębokie spojrzenia, kapelusze, fraki i jazz. A to wszystko przesycone nastrojową, poruszającą najdelikatniejsze struny wrażliwości muzyką. Tak wykreowana przez twórców filmu atmosfera jest idealną podstawą, na której krystalizują się osobiste przemyślenia. Nic, tylko oglądać. A zamiast popcornu polecam lampkę wina.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Danny Boodbman T.D. Lemon 1900 będąc niemowlęciem został porzucony przez rodziców na pokładzie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones