Recenzja filmu

303. Bitwa o Anglię (2018)
David Blair
Iwan Rheon
Milo Gibson

Pod każdym sztandarem, byle nie białym

"303. Bitwa o Anglię" nie jest wielką superprodukcją na miarę "Pearl Harbour". Nie podbije światowych box office'ów, nie wykreuje mody na pamięć o polskich lotnikach walczących w bitwie o Anglię
"303. Bitwa o Anglię" nie jest wielką superprodukcją na miarę "Pearl Harbour". Nie podbije światowych box office'ów, nie wykreuje mody na pamięć o polskich lotnikach walczących w bitwie o Anglię i nie pomoże w promocji polskiej historii – oczekiwanie czegoś takiego od kina jest zresztą dość naiwną i mało dojrzałą postawą. Produkcja dostępnego w kilku państwach Europy Zachodniej japońskiego serwisu VOD Rekuten Television jest za to przyzwoicie zrobionym kinem wojennym – i to raczej na mały niż na wielki ekran. W tej kategorii wagowej "303" sprawdza się nieźle i z pewnością może podobać się w Polsce. 


Choć scenariusz pisali Brytyjczycy, to wykazuje się on sporą znajomością polskiej historii. Twórcom udało się nie tylko pokazać wielonarodowy charakter II RP – jeden z pilotów jest Żydem obawiającym się antysemityzmu swoich kolegów – ale także tragizm położenia walczących za Anglię lotników. To kolejne pokolenie Polaków, których życiorysy przetrąciła historia; ich filmowym losom mogłaby towarzyszyć piosenka Jacka Kaczmarskiego "Rozbite oddziały". Tak jak żołnierze legionów polskich we Włoszech i wszyscy ich następcy walczący o "wolność naszą i waszą", o których śpiewał  Kaczmarski, lotnicy "Swą krew ocaloną oddają za darmo / Każdemu, kto zechce połączyć ich z armią", gotowi walczyć dla Polski "pod każdym sztandarem, byle nie białym".

Gdy polscy lotnicy bronią brytyjskiego nieba przed Niemcami, w Polsce trwa wymierzony często w ich najbliższych niemiecki i radziecki terror – w "303widzimy związaną z tym bezsilność bohaterów. Najbardziej gorzki jest epilog filmu. Po wygranej wojnie, by nie drażnić Stalina, brytyjskie dowództwo odmawia polskim lotnikom prawa do udziału w paradzie z okazji wielkiego zwycięstwa. Brytyjskie społeczeństwo nie chce u siebie swoich niedawnych bohaterów, przed chwilą fetowanych w prasie i uroczyście przyjmowanych na bankietach. Jeśli zostaną, mogą liczyć tylko na najprostsze prace za najniższe pensje, jeśli wrócą do kraju – czekają ich represje. Szczęśliwy dla całej ludzkości dzień zwycięstwa nad Hitlerem zmienia bohaterów wojennych w ludzi bezdomnych.


Historyczną narrację przeplatają obrazy osobistych perypetii lotników. Przyjaźnie i rywalizację między nimi, walka o uznanie ze strony angielskich kolegów, wątpliwości moralne związane z prowadzeniem wojny, romanse z Angielkami. Nic, czego wiele razy w podobnych produkcjach już byśmy nie widzieli, ale wszystko napisane i pokazane fachowo. Jeśli bym się miał do czegoś przyczepić, to do tego, że twórcy nie pokazali roli, jaką w powietrznym zwycięstwie nad Niemcami miało wykorzystanie przez Brytyjczyków sieci radarów. Bitwę o Anglię wygrało połączenie talentów lotników, nowoczesnej techniki i sprawnego aparatu państwowego, zdolnego do skoordynowanego, masowego zastosowania nowego wynalazku – szkoda, że w filmie nie widać tych dwóch ostatnich elementów.

Polskich lotników odtwarzają polscy i brytyjscy aktorzy. Grają średnio, bez szczególnych dołów i blasków. Najlepiej z nich bez wątpienia wypada znany z roli sadystycznego Ramseya Boltona z "Gry o tron" Walijczyk Iwan Rheon. Wyjątkowo nie obsadzony w roli psychopaty tworzy naprawdę dobrą kreację – choć fragmenty, gdzie jego rola jest dubbingowana po polsku, brzmią sztucznie i słabo.


Rheon gra bez wątpienia najciekawszą postać wśród pilotów Dywizjonu 303 – Jana Zumbacha. Po wojnie Zumbach wiódł żywot, jakby wyjęty z powieści Fredericka Forsytha, z "Psami wojny" na czele. Po latach spędzonych na przemycie Zumbach trafił do Afryki jako najemnik. Organizował i dowodził siłami politycznymi Katangi i Biafry – krótkotrwałych separatystycznych państw, jakie oddzieliły się od Konga i Nigerii. Dawny bohater walki z faszyzmem stanął więc ostatecznie po stronie kleptokratycznych reżimów, wspieranych przez europejski kapitał zbudowany na afrykańskich surowcach. Chętnie zobaczyłbym tę historię na ekranie.

Wracając do "303": jeśli realistycznie ustawimy sobie poprzeczkę i wymagania wobec tego filmu, będziemy mieli powody do zadowolenia. To miał być solidny średniak i taki właśnie jest – w dodatku uczciwie pokazujący naszą historię. 
1 10
Moja ocena:
5
Filmoznawca, politolog, eseista. Pisze o filmie, sztukach wizualnych, literaturze, komentuje polityczną bieżączkę. Członek zespołu Krytyki Politycznej. Współautor i redaktor wielu książek filmowych,... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones