Recenzja filmu

Apollo 13 (1995)
Ron Howard
Tom Hanks
Kevin Bacon

Pechowa trzynastka

Dzięki programowi kosmicznemu Apollo, Stany Zjednoczone mogły poszczycić się pierwszym człowiekiem na Księżycu, niesamowitymi dokonaniami w dziedzinie astronomii i astronautyki, wyższością nad
Dzięki programowi kosmicznemu Apollo, Stany Zjednoczone mogły poszczycić się pierwszym człowiekiem na Księżycu, niesamowitymi dokonaniami w dziedzinie astronomii i astronautyki, wyższością nad Związkiem Radzieckim w czasach Zimnej Wojny, oraz zapisaniem się na kartach historii, przez co USA stało się potentatem lotów kosmicznych. Przeciętny mieszkaniec naszej planety kojarzy bez problemów NASA, a dziś, gdy myślimy o lądowaniu na Marsie, nikt nie odważy się stwierdzić, że będzie tam ktoś przed Amerykanami. Jednak te siedemnaście lotów w latach 1961 - 1972 to nie tylko sukcesy. Apollo 1 zakończył się katastrofą – jeszcze przed startem nastąpiła eksplozja i pożar, w którym zginęła trzyosobowa załoga. Z kolei Apollo 13, z powodu wybuchu zbiornika z tlenem, nie zdołał wylądować na Księżycu. Misja wyruszyła 11 kwietnia 1970 roku, o godzinie 13:13. Dzień przed planowanym lądowaniem, 14 kwietnia, nastąpiła eksplozja. Spowodowało to uszkodzenia niemal wszystkich modułów. Astronautom mogło zabraknąć powietrza, energii elektrycznej, paliwa oraz tlenu. Członkowie załogi oraz gigantyczny sztab naziemny NASA, zostali zmuszeni do walki o bezpieczny powrót Apolla na Ziemię.

Są dla Amerykanów tematy, które tworzą specjalną więź między nimi, o których myślenie powoduje przypływ patriotycznych uczuć. Są to na przykład: lądowanie w Normandii, Dzień Niepodległości czy właśnie te najbardziej dramatyczne loty w kosmos. Tutaj nie ma mowy o jakichkolwiek negatywnych komentarzach czy zachowaniu maksimum obiektywizmu. Ron Howard dobrze wiedział za jaką tematykę się bierze, a że jest mistrzem złotego środka (co jeszcze nie raz pokazał), to nadawał się do przeniesienia na ekrany kin tej historii jak nikt inny. "Apollo 13” został oparty na książce Jima Lovella i Jeffreya Klugera, która jest bardzo dokładną rekonstrukcją wydarzeń z 1970 roku. Pierwszy z nich był dowódcą misji, w której udział brali także Fred Haise, oraz Jack Swigert. Film oprócz wydarzeń w przestrzeni kosmicznej, ukazuje także dramat rozgrywający się na Ziemi. Przede wszystkim dotyczy on rodzin astronautów, żon, dzieci, przyjaciół. W kulminacyjnych scenach reżyser ukazuje kilkanaście osób przed telewizorem, które w milczeniu, często ze łzami w oczach, śledzą wydarzenia rozgrywające się kilka tysięcy kilometrów od naszej planety. W filmie ma też swoje miejsce niezwykła praca specjalistów i naukowców z NASA, którymi dowodzi Gene Kranz. Trzeba przyznać, że obserwowanie zmagań tych ludzi z czasem, wywołuje nie mniejsze emocje, niż to co dzieje się na statku. Tym bardziej, że trudno sobie wyobrazić, jak można było tak pracować nie mając do dyspozycji komputerów, jakie znamy dzisiaj. Jest też wątek wieloletniego przyjaciela Jima, Kena Mattingly'ego, który miał lecieć jako pilot, ale ze względu na podejrzenie choroby, został zastąpiony przez Swigerta. Jak się później okazało - na szczęście, bo prawdopodobnie właśnie dzięki niemu, załoga Apolla 13 zdołała wrócić cała i zdrowa.

Reżyser od początku do końca stawia przede wszystkim na emocje i rozmach. Te pierwsze buduje niezwykle skrupulatnie i umiejętnie. Wie kiedy przerwać sekwencje w kosmosie a wrzucić obrazek szlochającej rodziny, czy archiwalne ujęcia z modlącymi się ludźmi pod Ścianą Płaczu. Takich zdjęć jest zresztą więcej, Howard uzyskał w ten sposób efekt wiarygodności. Oglądamy prawdziwe programy telewizyjne, wywiady i oświadczenia, które emitowane były wtedy przez wszystkie kanały publiczne. W filmach o Bohaterskich Synach Ameryki nie może obejść się bez patosu i dialogów uwydatniających ideały Ameryki. Większość filmowych postaci spełnia archetypy poświęcenia, przyjaźni, oddania sprawie oraz wiary w amerykańskie możliwości. Kranz co pięć minut podkreśla, że chłopcy wrócą na Ziemię, że on ich sprowadzi, że będzie to dzień chwały itd. Mattingly w symulatorze gani operatora, gdy ten daje mu zwykłą latarkę - "Oni takiej nie mają.” - mówi. Wzajemna solidarność nie jest niczym złym, a już na pewno nie wtedy, gdy przedstawione zdarzenia miały miejsce naprawdę. Wszystko zależy od tego, jak zostaną przedstawione. Obraz wyprawy w ogólnym rozrachunku zdąża do tezy, że Ameryka, jak żadne inne państwo na świecie, jest zdolna do niezwykłego zjednoczenia się w chwilach dramatu. Co więcej, cała ludzkość ich w tych momentach bezinteresownie wspiera. Modlitwy, oferty pomocy... Nikt jednak nie wspomniał o prawdziwym celu wyprawy. Ówczesny prezydent, Richard Nixon, chciał dzięki niej odwrócić uwagę opinii publicznej od afer związanych z rządem i oczywiście wojny w Wietnamie. Typowa dla tego reżysera, bezpieczna decyzja.

Rozmach objawia się w "Apollo 13” oczywiście w efektach specjalnych. Start statku kosmicznego został wygenerowany komputerowo, podobnie sekwencje w kosmosie. Największe jednak wrażenie robią sceny w samym statku, z aktorami. Lovell (Tom Hanks), Swigert (Kevin Bacon) i Haise (Bill Paxton) spędzili niemal tydzień w przestrzeni kosmicznej. Twórcy filmu postawieni zostali przed sporym wyzwaniem - ukazaniem stanu nieważkości. Od tego zależała wiarygodność przedstawionej historii. Liny i tym podobne sztuczki nawet nie wchodziły w grę. W celu nakręcenia tych sekwencji wykorzystano w końcu samolot KC-123, który po wzbiciu się na dużą wysokość zaczyna swobodnie opadać ku ziemi. W ten sposób osiąga się efekt nieważkości na pokładzie na niecałe 25 sekund. Zrealizowanie całego materiału wymagało aż 600 takich lotów! Ostateczny efekt był jednak wart poświęcenia.

Przy tak zręcznie wyreżyserowanym filmie, kapitalnych efektach specjalnych, czy grających z wyczuciem aktorach, nawet najbardziej poprawna politycznie fabuła nie ma większego znaczenia. Wystarczy sobie uświadomić, że to działo się naprawdę, że niemal pięćdziesiąt lat temu, najlepsze komputery miały podobne możliwości co dzisiejsze zegarki na rękę, a mimo to, udało się posłać człowieka na księżyc i sprowadzić go z powrotem. To musi robić wrażenie.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?