Recenzja filmu

Appaloosa (2008)
Ed Harris
Viggo Mortensen
Ed Harris

Powrót do korzeni

Western to w dzisiejszych czasach gatunek nieco zapomniany. Producenci niechętnie sięgają po historie osadzone na Dzikim Zachodzie. Jeżeli już to robią, są to zazwyczaj nowe wersje starych filmów
Western to w dzisiejszych czasach gatunek nieco zapomniany. Producenci niechętnie sięgają po historie osadzone na Dzikim Zachodzie. Jeżeli już to robią, są to zazwyczaj nowe wersje starych filmów - jak na przykład "15:10 do Yumy". W tym gatunku prym wiedzie Clint Eastwood ze swoim "Bez przebaczenia". Jest także Kevin Costner z "Bezprawiem". Jednak po nich dość długo nie było dzieła charakterystycznego, które przywróciłoby dawny blask filmom spod znaku saloonów i rewolwerów. Swoich sił postanowił spróbować także aktor Ed Harris, biorąc na cel powieść Roberta Parkera.

"Appaloosa" oryginalnością nie grzeszy. Mamy zatem tych złych (bandyta) i tych dobrych (szeryf). Zniewolone miasteczko oraz piękne kobiety. Klimat westernowy jest zachowany. Dbałość o szczegóły także. Stroje i dekoracje robią wrażenie, a aktorzy spisują się w swoich rolach więcej niż wiarygodnie.

W filmie tym nie uraczymy powalającej akcji. Nie ma tutaj wiele strzelanin i pościgów, ani pojedynków "jeden na jednego", które są tak charakterystyczne w tym gatunku. Ulice nie pustoszeją, ludzie nie uciekają w panice, oczekując na rozwój wypadków. Według mnie jest to spory plus tej produkcji. Harris skupił swoją uwagę na samych bohaterach i relacjach, jakie ich łączą. Męska przyjaźń pomiędzy dwójką głównych bohaterów jest wyraźnie zaakcentowana, ale ukazana ze sporym dystansem. Mężczyźni są twardzi i oddani. Nie rusza ich nawet piękna kobieta, która staje między nimi. Krajobrazy są przyjazne dla oka i idealnie odgrywają rolę Dzikiego Zachodu. Zdjęcia nie są agresywne, a montaż - rwany.

Ed Harris odgrywa swoją rolę bardzo swobodnie, aczkolwiek ze sporym zacięciem. Coś na wzór Johna Wayne'a. Nieodżałowany Aragorn - Viggo Mortensen - partneruje mu na swoim, bardzo dobrym poziomie, nie dając się zepchnąć na drugi plan. Zawodzi Renée Zellweger, która jest tutaj niestety tylko dodatkiem, bo do zagrania nie miała zbyt wiele, a jej postać jest zbyt prosta, by można by było z niej wycisnąć coś więcej.

Cały film ogląda się dobrze, choć niektórych może znudzić narracja, w którą Harris się zagłębia. Nieśpieszny rozwój wypadków nie zawiera w sobie napięcia, ani żadnego zaskoczenia. Fabuła zbyt mocno widza nie zaciekawia i nie wciąga, ale nie umniejsza to filmowi w żaden sposób. To produkcja, która obrała fajną drogę na nawiązanie do starych klasyków gatunku. Kto docenia taką pracę, doceni i "Appaloosę".
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones