Recenzja filmu

Charlie St. Cloud (2010)
Burr Steers
Zac Efron
Charlie Tahan

Pomiędzy

Steers nakręcił swój film tylko w jednym celu - byśmy wszyscy mogli podziwiać chłopięcy urok Zaca Efrona.
Charlie St. Cloud (Zac Efron) miał wszystko: wygląd, talent i umiejętności. Jego przyszłość nie mogła jawić się w jaśniejszych barwach. Wystarczył jednak jeden pijany kierowca, by ją wymazać. Charlie miał zginąć, a jednak cudem przeżył. Jego młodszy brat nie miał tyle szczęścia. Zmarł na miejscu, jednak pozostał na Ziemi, by wypełnić przyrzeczenie, jakie sobie złożyli. Od tej pory Charlie co wieczór spotyka brata i nic więcej się dla niego nie liczy.

"Charlie St. Cloud" to opowieść o istnieniu pomiędzy, o przebywaniu na rozdrożu i niemożności podjęcia jakiegokolwiek działania. Charlie znajduje się pomiędzy światem żywych i martwych. Nie potrafi odnaleźć się w tym pierwszym, nie ma wstępu do drugiego. Charlie znajduje się też pomiędzy miłością a poczuciem winy. Kocha brata, ale to nie ona sprawia, że stał się więźniem świata duchów, to poczucie winy, że przeżył, że pośrednio doprowadził do wypadku. Znajduje się też pomiędzy koniecznością a przysięgą. Ta pierwsza wymagać będzie od niego stanowczego działania, ta druga wierności wbrew wszystkiemu, co miałoby miejsce wokół.

Nie obawiajcie się jednak. Najnowszy film Burra Steersa nie jest poważnym traktatem filozoficznym o naturze życia i śmierci. "Charlie St. Cloud" jest obrazem prostym i przystępnym dla każdego. Jeśli ktoś po wyjściu z kina głębiej zastanowi się nad przypadłością bohatera, to będzie to efekt uboczny, całkowicie niezamierzony. Steers nakręcił swój film tylko w jednym celu, byśmy wszyscy mogli podziwiać chłopięcy urok Zaca Efrona. To on króluje w każdej scenie. Steers robi wszystko, byśmy zobaczyli, jak najwięcej wcieleń młodego aktora i by każde było piękne i zachwycające. Stąd liczne zbliżenia, stąd korzystanie z każdej okazji, by wyeksponować  proporcjonalnie zbudowane ciało. Jeśli jesteście fan(k)ami Efrona, to oglądając film,będziecie w siódmym niebie.

Zdjęcia są zresztą najlepszą stroną całej tej produkcji. Widać ciężką pracę ekipy, by na ekranie Efron był idealnie oświetlony i wykadrowany. Zadbano też o odpowiednie otoczenie: wspaniałe plenery, gdzie człowiek żyje w harmonii z przyrodą, zapierają dech w piersiach i nadają całości niezwykłego, wręcz magicznego charakteru. "Charlie St. Cloud" to laurka: barwna, piękna, ale pozbawiona głębi. Czy jest to wina scenarzystów, czy może materiału źródłowego, trudno jest mi oceniać, gdyż literackiego pierwowzoru nie czytałem. Wiem za to, że mimo wszystkich uproszczeń, wiele osób wyjdzie z kina wzruszonych i zachwyconych.
1 10
Moja ocena:
5
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Ręka w górę, kto widział kiedyś ducha. A nie, wróć. Ręka w górę, kto widział kiedyś ducha w filmie. No to... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones