"Człowiek, który sprzedał swoją skórę" Kaouther Ben Hani łączy w sobie dwa odrębne dyskursy – dotyczący kryzysu migracyjnego i konfliktów zbrojnych oraz wolności w sztuce na przykładzie body
"Człowiek, który sprzedał swoją skórę" Kaouther Ben Hani łączy w sobie dwa odrębne dyskursy – dotyczący kryzysu migracyjnego i konfliktów zbrojnych oraz wolności w sztuce na przykładzie body artu. Ale czy sztuka współczesna może istnieć bez aktualnego kontekstu społecznego? Teoretycznie może, ale dziś wątki te bardzo często się łączą, co wiedza stali bywalcy nowoczesnych galerii. Sam Ali, grany przez Yahyę Mahayniego w mistrzowski sposób oddał emocje przeżywane przez człowieka w nietypowej sytuacji. Choć do bram Europy wita wielu uchodźców m.in. z Syrii, to mało który robi to w tak spektakularny sposób.
Na skutek zachowania, które częściowo można uznać za wygłup, bohater zostaje wzięty za rewolucjonistę i zmuszony do ucieczki do Libanu, gdzie wraz ze współlokatorem wykrada przekąski podczas wernisaży w galerii sztuki. Zostaje tam zidentyfikowany jako syryjski uchodźca. I otrzymuje nietypowa propozycję ze strony uznanego artysty.
Na jego plecach wytatuowane zostaje wiza Schengen, co umożliwia mu podróż do Europy, gdzie przebywa jego ukochana. Mężczyzna ma od tej pory status dzieła sztuki i jego praca staje się eksponowanie własnych pleców w godzinach wyznaczonych przez muzeum. Jak stwierdza prawnik: „nigdy dotąd nie spisywałem umowy pomiędzy dziełem sztuki, a jego twórcą”, co w sposób dobitny podkreśla niejasną sytuację bohatera. Raz czuje się wspaniale, podkreślając, że żyje w pięciogwiazdkowym hotelu i zamawiając kawior. Kiedy indziej jednak ujawnia się jego frustracja, np. gdy nie może rozmawiać z dziećmi wyraźnie zafascynowanymi jego tatuażem.
Mimo dość istotnego wątku miłosnego, w „Człowieku, który sprzedał swoją skórę” nie ma nic z ckliwego romansu. Aktorka grająca rolę ukochanej jest wiarygodna w swoim pierwotnym niezdecydowaniu, a jej wybory życiowe umotywowane sytuacją zarówno osobistą, jak i geopolityczną. Uczucie, którym darzy mężczyznę jest prawdziwe, choć obarczone wątpliwościami na temat przyszłości, jaka może ich czekać. Sam jest odważny, czasem aż za bardzo, i to już w pierwszej scenie filmu wpędza go w kłopoty. Ona stanowi jego całkowite przeciwieństwo. Jest stateczna i rozważna, choć żałuje niektórych wyborów. Ali jest szczerym mężczyzną, choć czasem zbyt skupia się na sobie, zapominając o potrzebach swojej rodziny. Nie dlatego, że mu na nich nie zależy, lecz dlatego, iż za bardzo liczy na otwartość innych. A na nią nie każdy może sobie pozwolić.
Z czasem bohater staje się bardziej butny, za co spotyka go kara. Zostaje zrównany z przedmiotem, tracąc coraz bardziej prawo głosu. Jego sytuacja przypomina tę, w której znalazło się wielu uchodźców i imigrantów, szukających miejsca do życia i pracy. Bunt Sama Alego jest wołaniem o wolność i prawo do bycia osobą. Wielu ludzi jednak nie ma możliwości przekroczenia tej granicy. Film jest przewrotny o tyle, o ile pokazuje, że sobą możemy być tak naprawdę tylko we własnym kraju. Na własnych zasadach i warunkach.
Film jest bardzo interesujący, choć może wydawać się nieco zbyt hermetyczny osobom całkowicie nieobeznanym ze sztuka współczesną i istotą body artu.