Recenzja filmu

Czekista (1992)
Aleksandr Rogozhkin
Mikhail Vasserbaum
Aleksandr Kharashkevich

Codzienność o zapachu krwi

Według teoretyków filmu poprawny scenariusz powinien zawierać motywy przemocy lub miłości. Zazwyczaj mamy do czynienia z obojgiem, ale czy warto nakręcić obraz oparty wyłącznie na jednym?
Według teoretyków filmu poprawny scenariusz powinien zawierać motywy przemocy lub miłości. Zazwyczaj mamy do czynienia z obojgiem, ale czy warto nakręcić obraz oparty wyłącznie na jednym? Słodko-słodkich filmów znamy niemało (choćby wyjątkowo udany "Love Actually"), ale dzieł ilustrujących przemoc okrojoną z choć grama cukru, tak wielu już nie uświadczymy. Rosyjski "Czekista" wydaje się godnym przedstawicielem dzieł opowiadających o złu w najokrutniejszej postaci.

Historia została osadzona w ZSRR, gdzie podczas przemian ustrojowych, potencjalnych wrogów systemu nie traktowano z wyrozumiałością i współczuciem. Zdaniem radzieckiej władzy, jedyną drogą do oczyszczenia społeczeństwa z buntowników był wyrok śmierci. Bez litości, bez zastanowienia, wszak lepiej zlikwidować potencjalnego wroga rewolucji, niż puścić go wolno, prawda? Reżyser zamyka widza w najbardziej reprezentatywnym siedlisku tragedii - w zakładzie karnym Czeka.

Każdego dnia oglądamy to samo – wydanie wyroku bez głębszego namysłu, ostatnie chwile skazanych, egzekucję i "sprzątanie" trupów. Prowadzenie widza przez ów brutalny, acz monotonny schemat może wydawać się banalne i oparte wyłącznie na drastycznych mordach (dodam, że sceny wywożenia ciał, to choreograficzne i operatorskie perełki!), które mogą poruszyć, ale największą siłą scenariusza jest stopniowe odkrywanie kart oraz nasycenie opowieści "smaczkami", co sprawia, że na gorzkim torcie widnieje smakowita wisienka. Z tego względu, pomimo przedstawiania jednakowych sytuacji, każda jest zilustrowana w inny sposób, przez co widz ma najdoskonalszy wgląd w zbrodnie, których jest świadkiem.

Nie ma w tym filmie ani krzty hollywoodzkiej narracji, a jedyną rzeczą, która do amerykańskich standardów pasuje, jest nasz protagonista(sic) – Andrey Srubov. Bezduszny funkcjonariusz Czeka z kamienną twarzą, dzień w dzień wydaje dziesiątki rozkazów rozstrzelania, jednak z biegiem wydarzeń, jego zarys psychologii staje się dla widza bardziej przejrzysty. Abstrahując od oglądania obrzydliwych rzezi, jedne z najmocniejszych scen dzieją się w domu głównego bohatera, gdzie nie ma już do czynienia ze "zwierzętami" do wymordowania, lecz ludźmi, nad którymi nie ma władzy. Konflikty z rodziną jak i wysłuchiwanie skarg z ust swoich znajomych, którzy usilnie proszą o skazanie kogoś, kto rzekomo na to zasłużył - dodają do wpadającej w dokument historii bardziej fabularny wątek. Każdy w przedstawionym świecie jest odizolowany od reszty, w obawie przed nieugiętą potęgą komunistycznej "sprawiedliwości". Widz, wraz z bohaterem zaczyna docierać do momentu, kiedy zadaje sobie pytanie – jak to piekło może się skończyć?

Najbardziej w "Czekiście" urzeka mnie fabularna prostota, jak gdyby Rogożkin doskonale rozumiał, że nic więcej nie trzeba, aby błyskotliwie zobrazować skłonności człowieka do zabijania w imię idei. Twórca dyskretnie uwypukla hipokryzję, która nie pozwala nam przejść obojętnie obok szokujących wydarzeń, teoretycznie budowanych na emocjach po linii najmniejszego oporu, ale tej historii aż nie wypada umilać. Brak patosu powoduje, że filmu nie traktujemy całkiem jako fikcji, ale jako fabularyzowany dokument o wartościach zbudowanych na strasznych fundamentach. Jest w tym metoda, Panie Aleksandrze!
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones