Recenzja filmu

Dom śmierci (2003)
Uwe Boll
Jürgen Prochnow
Clint Howard

Jeden z najgorszych filmów jakie widziałem

Każdy ma do czegoś talent. Jeden człowiek na przykład tworzy świetną muzykę, inny z powołania jest rzeźbiarzem, przeznaczeniem innego jest z kolei programowanie roztrząsarek do nawozu... Każdy z
Każdy ma do czegoś talent. Jeden człowiek na przykład tworzy świetną muzykę, inny z powołania jest rzeźbiarzem, przeznaczeniem innego jest z kolei programowanie roztrząsarek do nawozu... Każdy z nas jest bez wątpienia w czymś niezastąpiony. Problem pojawia się kiedy taki "programista" podczas kolejnej nocy spędzonej przy grach komputerowych wymyśli sobie, że chciał by zostać reżyserem... Jednak jeśli człowiek całe dnie spędza przy roztrząsarkach, ciężko wymyślić jakiś dobry scenariusz, czy choćby pomysł na film. I tu pojawia się światełko w tunelu dla naszego filmowca. Czemu by nie zekranizować gry? Przecież nie muszę wymyślać fabuły, reklama też będzie, bo fani się zainteresują. A reszta jakoś sama pójdzie... Tak właśnie według mnie prezentuje się historia powstania "Domu śmierci" pana Uwe Bolla. W filmie tym próżno szukać w zasadzie jakichkolwiek dobrych stron (bo o ile kilka takowych jest, to są one BARDZO skutecznie przysłaniane przez te złe). Fabuła?? Oklepana jak twarz Gołoty po walce z Lamonem Brewsterem. Grupa nastolatków wyjeżdża na odludną wyspę na technoparty, gdzie, o dziwo, po bardzo krótkim czasie zaczyna się walka o przeżycie. Cały film można podzielić na dwie części. Pierwszą przed pojawieniem się zombiaków, drugą analogicznie, po ich pojawieniu się. W pierwszej − w zasadzie jedyną atrakcją (jakże względną) jest podziwianie chętnie eksponowanych przez te tak zwane aktorki drugorzędnych cech płciowych. Poza tym w zasadzie nic się nie dzieje... Ale nie martwcie się, potem jest tylko gorzej... Kiedy pojawią się zombi, cała fabuła sprowadza się do ciągłej ucieczki przed umarlakami, co samo w sobie nie było by złym pomysłem, gdyby nie dotknął się do tego pan Boll. Nie powiem jednak więcej, aby nie zdradzić tych niewielu rzeczy zawartych w scenariuszu, które daje się obejrzeć bez mimowolnego ziewania. No i ostatni smaczek... Nie wiem czy Pan Boll pozazdrościł sławy braciom Wachowskim, ma kompleksy, czy też jest najzwyczajniej w świecie fanem "Matrixa", ale scenki a'la bullet time (zwolnienie upływu czasu, kiedy leci kula itp) to po prostu jedno wielkie nieporozumienie, które o ile za pierwszym razem wywołują lekkie zażenowanie, o tyle, po kilku (-nasto) minutowym raczeniu się podobnymi efektami człowiek ma najzwyczajniej w świecie dosyć obcowania z tym filmem. Teraz czas na dobre strony. Z całego filmu najbardziej przypadła mi do gustu naprawdę dobra muzyka (nomen omen motywy z gry, ale i tak miło się słucha). Jest ona bardzo żywiołowa i idealnie wpasowuje się w "klimat". Mogą się podobać (choć mi akurat trąciły kiczem) wstawki z samej gry, choć są one jedynie niewielkim smaczkiem nieprzydającym wiele ogółowi... Reasumując, jeśli jesteś fanem zombie movies (czyli tak jak ja), nie oglądaj, bo zawiedziesz się srodze. Jeśli jesteś fanem filmów akcji, nie oglądaj, bo się zrazisz do innych, dużo lepszych podobnych produkcji. Jeśli lubisz od czasu do czasu wyłączyć mózg i obejrzeć jatkę amerykańskiej młodzieży okraszoną nie najlepszym pokazem aktorstwa (z małymi wyjątkami) i marną fabuła, jest to film dla Ciebie.
1 10
Moja ocena:
1
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Muszę przyznać, że jestem zafascynowany osobą Uwe Bolla. Co prawda jego jedyny film, jaki miałem do tej... czytaj więcej
Dominik Kubacki

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones