Pośpiech jest złym doradcą

Zaledwie rok po fatalnej trzeciej części na światło dzienne wyszła czwarta odsłona sagi o Demonie Zemsty – „Dyniogłowy 4: Krwawy Spór”. Film stworzony został dla  Sci-Fi Chanel. Bez trzymania w
Zaledwie rok po fatalnej trzeciej części na światło dzienne wyszła czwarta odsłona sagi o Demonie Zemsty – „Dyniogłowy 4: Krwawy Spór”. Film stworzony został dla  Sci-Fi Chanel. Bez trzymania w niepewności mogę powiedzieć od razu, że czwarta część „Dyniogłowego” jest filmem najwyżej poprawnym. Czemu? Odpowiedzi postaram się udzielić poniżej.   Fabuła jest oczywiście przewidywalna. Tym razem twórcy przedstawiają nam dwie zwaśnione rodziny - Hatfieldów i McCoyów. Mimo ich wiecznego sporu, Ricky McCoy (Bradley Taylor) i Jodie Hatfield (Amy Manson) są w sobie zakochani. Niestety jednak wiążące ich uczucie muszą ukrywać przed własnymi rodzinami. Pewnego razu zostają przyłapani. Hattfieldowie natychmiast ich rozdzielają, a następnie w wyniku wypadku ginie najmłodsza siostra Ricka. Rozgoryczony chłopak poprzysięga zemstę na Hatfieldach i prosi wiedźmę (znaną wszystkim z poprzednich części serii), aby wskrzesiła Dyniogłowego. Od tej pory potwór, pałając żądzą zemsty, przystępuje do realizacji swego zadania. Odwrotu już nie ma…   Po raz kolejny motywem przewodnim jest zemsta. Całość wydaje się banalna i taka też jest. Początek niestety nudzi. Dyniogłowy pojawia się rzadko, a czas spędzony na filmie upływa pod znakiem zbędnych tekstów. Ciekawie robi się dopiero na 20 minut przed końcem seansu. Trochę za późno, ale lepsze to niż nic. W końcu, poprzednik zupełnie nic nam nie zaoferował. Momentami odniosłem wrażenie, że reżyser filmu, Michael Hurst, nie umiał poprowadzić akcji. Całość mieszała się z nudą, ale i pojawiał się niezły klimat. Niestety, jak już się pojawił, to i szybko znikał. Podobnie jest z poziomem aktorstwa. Młodzi aktorzy zagrali raczej słabo. Bradley Taylor w scenie, gdy prosił wiedźmę, aby przywołała Dyniogłowego był zupełnie nieprzekonujący, sprawiał wrażenie, jakby sam nie wiedział, czego dokładnie chce. Podobnie jak w części trzeciej występuje tu Lance Henriksen. Jego bohater (Ed Harley) jest tylko duchem, ale pokazuje się znacznie częściej niż poprzednio. Od siebie dodam, iż wywiązał się on z powierzonej mu roli. Kolejną sprawą jest muzyka. Nie zapadnie nikomu w pamięć, gdyż dominują raczej spokojne nuty. Za to należy pochwalić oświetlenie. Twórcy zaserwowali nam nawet kilka efektów gore, których poziom wykonania jest średni. Dyniogłowy m.in. miażdży głowę i wypruwa flaki. Nie robi to jednak większego wrażenia, tym bardziej że krew w kilku ujęciach wydawała mi się zbyt ciemna. Wygląd potwora jest podobny do tego z części trzeciej niestety. Jest to jedna z najpoważniejszych wad filmu. Dyniogłowy zamiast straszyć, bardziej śmieszy. Podobnie z wyglądem wiedźmy, nie różni się on specjalnie od tej z „trójki”. Najlepiej wykreowano postać jej i Dyniogłowego w części pierwszej, to nie ulega żadnej wątpliwości. Za to cały film utrzymano w dość mrocznej konwencji. Największą (i w sumie jedyną poważną) zaletą tej produkcji jest klimat. Wszystko to głównie za sprawą mrocznego lasu, momentami przypominającego mi część pierwszą, ale do niej „czwórce” niestety sporo brakuje.    „Dyniogłowy 4: Krwawy Spór” nie jest horrorem z prawdziwego zdarzenia. Jest lepszy od części trzeciej, ale słabszy od przeciętnej „dwójki”. Zwolennicy filmu Stana Winstona nie będą zadowoleni, ale sięgną po niego z czystej ciekawości. Moim zdaniem Sci-Fi Channel trochę się pośpieszyła z wydawaniem sequeli jeden po drugim. Można było trochę poczekać i stworzyć lepszy horror, bo zamysł był dobry, ale wykonanie niestety już nie do końca.
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones