Recenzja filmu

Godziny (2002)
Stephen Daldry
Nicole Kidman
Julianne Moore

Niepokojąca wizja emocjonalnego rozbicia

Ten niezwykły film porusza w każdym momencie, bo jest to kino wybitne, zadające trudne pytania, zmuszające do poszukiwania odpowiedzi i brutalnie rzeczywiste. To kino wyjęte prosto z kart
Ten niezwykły film porusza w każdym momencie, bo jest to kino wybitne, zadające trudne pytania, zmuszające do poszukiwania odpowiedzi i brutalnie rzeczywiste. To kino wyjęte prosto z kart pamiętnika emocjonalnego głównych bohaterek. Kiedy zaczynamy oglądać pierwsze minuty "Godzin", od razu zderzamy się z surowym pięknem obrazu i głębią emocji, jakie po mistrzowsku przekazuje nam Nicole Kidman. Potem brniemy coraz dalej w pewne elementy historii trzech kobiet oddalonych od siebie epokami (lata 20., 50. i współczesność), a jednocześnie bliskich. Główne bohaterki żyją życiem fałszywym, niechcianym przez nie. I żyć tak muszą póki nie dokonają wyboru, który przyniesie wolność, tylko każdy wybór niesie za sobą konsekwencje - śmierć, nieszczęście innych, porzucenie i ból. "Godziny" stają się dramatem tak silnie psychologicznym, że mądry widz zaczyna sam zadawać sobie pytania. Trzy kobiety z krwi i kości stają się naszym odbiciem, a my poszukujemy wyjścia i odpowiedzi na sens naszego istnienia. Nigdy jeszcze kino amerykańskie nie podarowało nam tak niepokojącej wizji emocjonalnego rozbicia, w które wnikamy i którego częścią stajemy się mimowolnie. Przepiękne zdjęcia, sugestywna muzyka, mistrzowskie aktorstwo, poruszający scenariusz i niepokój egzystencjalny, jakiego w kinie nie było od co najmniej 10 lat, to gwarancja prawdziwej sztuki filmowej. "Godziny" są zatem filmem wybitnym, niepowtarzalnym i poruszającym, który czyni z widza wrażliwszego obserwatora otaczającego nas świata. Jest to zdecydowanie nie-amerykański film (spójrzmy chociaż na same zdjęcia tak typowe raczej dla kina europejskiego). Jeśli chodzi o aktorów, to moją szczególną uwagę zwróciła Julianne Moore (nominowana za swoją rolę do Oscara oraz laureatka Srebrnego Niedźwiedzia za rolę drugoplanową na Festiwalu Filmowym w Berlinie) oraz scena w domu. Jest ona jakby skrótem życia bohaterki - praktycznie z niej da się wyczytać wszystko, jest jakby streszczeniem całego filmu, dalsze sceny wydają się jakby niepotrzebnym "tłumaczeniem kawału". Napięcie jest tak wyczuwalne, że aż namacalne. W powietrzu coś wisi, widać, że coś jest nie tak z bohaterką. Z kolejnym pytaniem małego chłopczyka do matki oczekujemy jakiegoś wybuchu, zaraz krzyknie albo uderzy go. Ona jednak ciągle panuje nad sobą. Zdaje się, że ona ciągle na coś czeka, ma nadzieję, że coś się zmieni. Wpatruje się w okno i macha na pożegnanie mężowi - nic się nie stało, kolejny dzień gnuśnienia, duszenia się codziennym życiem. W końcu przestaje stać i myśleć (bo jeszcze pomyśli, że mogło być inaczej) i zaczyna piec ciasto dla męża na urodziny. Napięcie, cisza pomiędzy matką a dzieckiem ma coś z tykającej bomby. Pocałunek z koleżanką był jak olśnienie, jak otarcie się o niebo i piekło naraz, o prawdziwe żywe życie. Bohaterka jest najtragiczniejszą ze wszystkich trzech. Jest symbolem buntu jednostki o własne prawa przeciwko naturze, która narzuca role: matki, ojca, pracownika itp., zniewala wyznacza nasze życie od początku do końca. Ona nie chce żyć tak jak wszyscy, ona chce doświadczyć wszystkich zakazanych rzeczy, chce przeżyć życie intensywnie, chce działać, a nie czekać na lepszy dzień. Świat w filmie "Godziny" toczy się niespiesznie, wolno wygrywając akordy tragedii. Przemijający bezwolny czas postępuje ścieżką dramatycznych wyborów: życia i śmierci. Nie można rozszyfrować drogi, która pomyka wokoło bohaterów, jakieś poszlaki rzeczywistości zatopione w rwącej rzece. Istotne są te genialne podobieństwa, każda z bohaterek godzi w siebie, zabija się. Każda na swój sposób umiera, ale żadna z nich nie woła o pomoc. Może z wyjątkiem Virginii, która wiedziona uczuciem, kładzie swoje pytanie o przyszłość o los swojej miłości - siostrze. To niezwykły film, porusza lękliwe ogrody naszych myśli, każe pytać, kołatać do duszy. Wszędzie i na lądzie, i na morzu są ścieżki, do których nie możemy dotrzeć, bo nie są oznaczone. Ten film rozbudza myśl o drodze w nieustannym poszukiwaniu. Film jest naprawdę niesamowity.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Review(title=Wszystko zaczyna się od pocałunku, teaser=null, content=Cyfra trzy od zawsze pełniła niepośrednią rolę w życiu człowieka: trójkąt ma trzy boki, w chrześcijaństwie są trzy osoby boskie, Chrystus miał 33 lata, umierając na krzyżu. Cyfra trzy ma także kluczowe znaczenie dla filmu "[film=32380]Godziny[/film]" [person=31793]Stephena Daldry'ego[/person], który przedstawia historię trzech kobiet opisując jeden, kluczowy dzień ich życia. [person=681406]Virginia Woolf [/person]jest pisarką, osobą na skraju załamania nerwowego. Aby jakoś poradzić sobie ze swymi problemami, pisze powieść "Pani Dalloway". Laura Brown jest gospodynią, a mówiąc dosadniej - kurą domową; jej egzystencja skupia się na tym, aby być kochaną przez wspaniałego męża, zajmować się z domem i rozmawiać z przyjaciółkami. Pewnego dnia Laura sięga po powieść [person=681406]Virginii[/person], powieść która uświadomi kobiecie cały bezsens jej istnienia. Natomiast Clarissa Vaughn jest na pozór kobietą sukcesu. Pracuje w wydawnictwie, jest niezależna finansowo, tworzy związek z kobietą, którą kocha. Ma także przyjaciela, Richarda, pisarza, ciężko chorego homoseksualistę. Postanawia wydać dla niego przyjęcie z okazji przyznania mu nagrody literackiej. Na pozór "[film=32380]Godziny[/film]" wydają się kolejnym filmem o życiu kobiet, które mają wszystko, jednocześnie nie mając nic. Także filmów z przeplatającymi się historiami było już w kinie wiele. Co więc sprawia, że obraz [person=31793]Daldry'ego[/person] jest wyjątkowy: "[film=32380]Godziny[/film]" to przede wszystkim film z podwójnym dnem. Po pierwsze, mamy to, o czym film opowiada w sposób bezpośredni, czyli historię kobiet, które mają swoje problemy, słabości, a jedynym wyjściem wydaje im się samobójstwo. Widz może z powodzeniem obejrzeć film pod tym kątem i wyjdzie z kina z poczuciem, że zobaczył obraz bardzo dobry, ale z pewnością niezasługujący na tyle prestiżowych nagród. Taki widz zobaczy w filmie to co dla oka: świetne kreacje aktorskie, znakomity montaż, śliczne zdjęcia, niezwykłą charakteryzację czy znakomitą muzykę. Jest jednak inny sposób, zupełnie inna droga, pełniejsza, do odczytania "[film=32380]Godzin[/film]". Dla mnie jest to obraz o bólu istnienia, metafizycznym uczuciu, które zdominowało epokę romantyzmu. [person=681406]Virginia[/person] jest przecież postacią niemalże w całości zbudowaną z czegoś niedostępnego - uczuć, a jednocześnie tak bardzo ludzką. Zwyczajny widz pomyśli, że jest ona wariatką, której po prostu znudziło się życie na prowincji i chcąc sobie je urozmaicić, postanawia się utopić. Jednak aby dogłębnie zrozumieć tę postać, należy odwołać się do prawdziwego życia pisarki, której pokój emocjonalny został zachwiany po śmierci ojca i całkowicie zburzony poprzez molestowanie seksualne ze strony dwóch braci. Nie były to czasy, kiedy takie osoby były otaczane opieką specjalistów. To jednak nie wszystko. Virginia mimo wszystko podjęła walkę o odnalezienie sensu życia i niestety tę walkę przegrała. Wiedziała, że są wokół niej ludzie, którzy ja kochają i których ona kocha. Wiedziała, że zrani ich, popełniając samobójstwo. Jak jednak napisała w swojej książce, ktoś musi zginąć. Czasem śmierć innych pozwala nam bardziej cenić życie! Podobną, a zarazem całkiem inną postacią jest pani Brown. Ona również otrzymała od życia wszystko, czego kobieta mogłaby chcieć. Ma kochanego męża, który poza nią nie widzi świata, uroczego synka, któremu może poświęcać cały swój czas. O nic nie musi się martwić, wszystko jest już zaplanowane. Dramat Laury polega jednak na tym, że nie ma ona jakiegokolwiek wpływu na własne życie. Jej istnienie, niczym woda, przepływa między palcami, a ona nie może go poczuć nawet przez chwilę. Ogląda swoje życie, jakby już je kiedyś przeżyła, teraz widząc je w retrospekcjach. Laura powoli staje się robotem, zaprogramowanym na określone czynności. Czytając powieść [person=681406]Woolf[/person], identyfikuje się z jej bohaterką, nie widząc innego wyjścia postanawia odejść. Trzecią kobietą, na której skupia się film, jest Clarissa, której życie wydaje się najbardziej ustabilizowane. Jednak i w tym wypadku nic nie jest takie, jak się wydaje. Clarissa w głębi serca kocha swojego przyjaciela, on ją także, a jednak obydwoje są homoseksualistami. Kobieta wie, że jej związek z partnerką jest jedynie prowizoryczny; jest namiastką szczęścia. W pewnym momencie zdaje sobie sprawę, że nie jest szczęśliwa, a wszystko w swoim życiu robiła na siłę, aby pokazać samej sobie, że złudzenia którymi żyje, są rzeczywistością. W tym jednak wypadku osobą, która cierpi najbardziej, jest Richard. Jego życie w pewien sposób zostało naznaczone przeżyciami [person=681406]Virginii[/person] i Laury. Pozwoliłem sobie aż tyle miejsca poświęcić głównym bohaterkom, aby wykazać że "[film=32380]Godziny[/film]" nie są kolejnym dramatem opowiadającym o przeciwnościach losu. Nie dziwię się opiniom na temat tego obrazu, mówiącym, że jest to film dziwny, przeciętny czy zaledwie dobry. Nie każdy umie odczytać ten film we właściwy sposób, a tylko tą drogą możemy docenić jego prawdziwą wartość. Należy także napisać, że obraz [person=31793]Daldry'ego[/person] nie jest filmem gloryfikującym samobójstwo. Wręcz przeciwnie; pokazuje, że ta droga ciągnie za sobą cierpienie nie tylko osoby, która odbiera sobie życie, ale przede wszystkim osób, które ją kochają, potrzebują. Muszę pochwalić reżysera za pracę, jaką wykonał nad "[film=32380]Godzinami[/film]". Oglądając film, zdawałem sobie sprawę, że miał on bardzo klarowną i pełną wizję tego, jak obraz powinien wyglądać. [person=31793]Daldry[/person] wiedział, co chce przekazać i zrobił to w naprawdę wielki sposób. Mimo to czegoś z jego strony zabrakło. Niektóre elementy nie pasują do siebie w sposób idealny, czasami przejścia pomiędzy poszczególnymi opowieściami są nie do końca wyważone, a przecież historie napisane zostały w sposób wyśmienity. Jest to rzecz, która troszkę psuje sposób odbioru filmu. Pamiętajmy jednak, że zrobienie filmu z przeplatającymi się opowieściami, to jedno z najtrudniejszych wyzwań reżyserskich i bardzo łatwo w takich produkcjach przesadzić (czego najlepszym dowodem jest chociażby polskie "[film=36750]Ciało[/film]"). Teraz będzie już nudno, bo mam zamiar tylko chwalić. Przede wszystkim aktorki: reżyserowi udało się zebrać na planie wspaniały zespół; gwiazd więcej niż na niebie, a wszystkie święcą pełnym blaskiem. Mamy tu przede wszystkim wspaniałą [person=59]Nicole Kidman[/person]. Aktorka już wielokrotnie pokazała, że ma talent znacznie większy niż jej były mąż [person=24]Tom Cruise[/person], jednak dopiero po rozwodzie pokazała jak bardzo Tom ją ograniczał artystycznie. Rola, którą miała do zagrania była bardzo trudna, oparta niemalże w całości na pojedynczych gestach, nie było tu miejsca na szarżowanie. [person=59]Nicole[/person] naprawdę idealnie wczuła się w [person=681406]Virginię[/person]. Pokazała, że umie powściągnąć swoją ambicję na rzecz wyważonej i dojrzałej kreacji, a sztukę tę do opanowania ma wciąż wiele największych gwiazd współczesnego kina. Wystarczy wspomnieć o scenie "wymiany zdań" ze służbą, momentach, kiedy ucieka z domu na stację i nad rzekę. Cała jej rola zbudowana została z momentów i jeśli porzuci się patrzenie na tę kreację przez pryzmat samej [person=59]Kidman[/person], to nie pozostaje nic innego jak zgoda na Oscara (chociaż moim zdaniem powinien to być Oscar za rolę drugoplanową). Bardzo dobrze zagrała również [person=314]Julianne Moore[/person]; aktorka bardzo ciekawie sportretowała swoją bohaterkę: kobietę bezradną na przemykające wokół niej życie. Jej rola także była dużym wyzwaniem i w większości scen [person=314]Moore[/person] była naprawdę wspaniała. W tym wypadku także nie można oprzeć się wrażeniu, że [person=314]Julianne[/person], którą osobiście bardzo lubię, zasłużyła na statuetkę Akademii bardziej niż [person=318]Zeta-Jones[/person], której rola w "[film=33246]Chicago[/film]" żadnych wybitnych momentów nie miała. Klasę pokazała także [person=109]Meryl Streep[/person], dla której rola ta z pewnością była ciekawym doświadczeniem. W filmie między słowami dużo mówi się o homoseksualizmie, sama [person=109]Streep[/person] gra lesbijkę. Oczywiście aktorka tej klasy zawsze gra dobrze, jednak rola w "[film=32380]Godzinach[/film]" to z pewnością jedna z najlepszych kreacji stworzonych przez tę divę współczesnego kina na przestrzeni ostatnich lat. Oczywiście film [person=31793]Daldry'ego[/person] to nie tylko role trzech głównych aktorek. Nie sposób jednak wszystkich tu wymienić. Wspomnę jedynie o bardzo ciekawym występie [person=3177]Toni Collette[/person] w roli przyjaciółki Laury. Aktorka, mimo iż na ekranie jest dosłownie przez chwilę, naprawdę robi wrażenie. Bardzo błyskotliwie przerysowała swoją postać, która wcale nie jest tak różna od Laury. Warto zwrócić uwagę na [person=2541]Stephena Dillane'a[/person], który bardzo sugestywnie wcielił się w rolę męża [person=681406]Virginii[/person]. Natomiast z mieszanymi uczuciami pozostawiła mnie kreacja [person=45]Eda Harrisa[/person]. O ile samo wykonanie stoi na wysokim poziomie, o tyle jego rola homoseksualisty jest bardzo wtórna, nie wnosi nic świeżego czy błyskotliwego i szczerze mówiąc, jest trochę męcząca, a nawet irytująca. W pozostałych przypadkach jest już tylko lepiej: [person=2579]Miranda Richardson[/person] i pozostali stworzyli naprawdę dobre kreacje sprawiając, że "[film=32380]Godziny[/film]" pod względem aktorskim jest niezwykłym zjawiskiem jak na amerykańskie kino. Całkowicie oczarowały mnie zdjęcia, wspaniale dopasowane do tego, co widzimy na ekranie. W przypadku historii Laury są bardzo ciepłe, pełne kolorów, świetnie oddające klimat czasów, w których pani Brown żyła. Kiedy jednak obserwujemy życie [person=681406]Virginii[/person], są one już odpowiednio stonowane, bardziej chłodne i przyciemnione. Natomiast współczesna część filmu opisana jest już zdjęciami chłodnymi, pełnymi szarości i wyrazistości. Naprawdę idealnie ilustrują one film, a kilka niezwykłych momentów, jak chociażby sceny z wodą, które są absolutnie genialne, sprawiają, że Oscar za zdjęcia powinien trafić właśnie do [person=12291]Seamusa McGarveya[/person], którego jednak nawet nie nominowano. Niezwykła jest także muzyka [person=10933]Philipa Glassa[/person], sama w sobie niezwykle subtelna i czarująca. Niestety miejscami zupełnie nie komponuje się z tym co widzimy na ekranie, co sprawia, że czasami mamy ochotę ją wyłączyć. Kiedy słucha się jej oddzielnie, niezależnie do filmu, jest naprawdę piękna i warto mieć ją w swojej domowej płytotece. Świetny jest także montaż, chociaż konkurencja z pozostałymi filmami była bardzo silna. Rok 2002 był bardzo udany dla Akademii, nominowano bowiem filmy rzeczywiście zasługujące na wyróżnienie, nawet jeśli już z samym przyznawaniem nagród było różnie. Trochę dziwna była także dyskwalifikacja filmu w walce o statuetkę za charakteryzację, była ona nieporównywalnie lepsza od tej nagrodzonej we "[film=30428]Fridzie[/film]" i jedyna mogąca konkurować z tą z "[film=31451]Władcy Pierścieni: Dwie Wieże[/film]". Nie jestem pewien, czy nie zapomniałem o jakimś aspekcie, który mnie w "[film=32380]Godzinach[/film]" oczarował. Muszę zaznaczyć, że jest to film specyficzny i nie każdy go zrozumie. Nie jest to jednak wina widza, ani tym bardziej twórców. Taki ten obraz miał być w założeniu, przeznaczony dla widza wyrobionego, potrafiącego zrozumieć innego człowieka. "[film=32380]Godziny[/film]" nie są jednak projektem bez wad: nie do końca dopracowana reżyseria, niezgranie muzyki, kilka nużących momentów. Z drugiej strony jest obrazem rewelacyjnie zagranym, pełnym nienachalnych emocji, delikatnego napięcia. Film zmusza do myślenia nad wartością życia i przeznaczeniem śmierci, o tym co tak naprawdę ma w życiu znaczenie i o tym jak bardzo krzywdzimy drugiego człowieka postępując zgodnie z samym sobą (!). Są to problemy które w amerykańskim kinie występują bardzo, bardzo rzadko. Nie mogę "[film=32380]Godzin[/film]" polecić z czystym sumieniem, większość widzów bowiem nie znajdzie w tym filmie nic poza kunsztowną mozaiką. Jednak wierzę, że są także osoby, które odnajdą w tym filmie opowieść, być może także o samym sobie, która pozwoli im głębiej spojrzeć na własne życie, bowiem "[film=32380]Godziny[/film]" to obraz szalenie delikatny, niezwykły, nie wchodzący z butami do naszego umysłu, a będący wyrazem artyzmu może nie w formie arcydzieła, ale z całą pewnością wielkiego. , filmId=32380, trustedReviewer=false, seasonNumber=null, reviewUserNick=Ove, author=null, date=null, authorId=null, user=null, reviewRating=null, film=, season=null)
Cyfra trzy od zawsze pełniła niepośrednią rolę w życiu człowieka: trójkąt ma trzy boki, w... czytaj więcej
Review(title=Ktoś musi umrzeć, by inni mogli docenić życie, teaser=null, content=[person=31793]Stephen Daldry[/person] ("[film=1471]Billy Elliot[/film]") stworzył obraz o niesamowitej psychologicznej głębi. Film, który zostawia niezatarte wrażenie na każdym, kto go obejrzy. To niezwykłe dzieło to istna mozaika sprzecznych ze sobą odczuć i emocji. Jednak najbardziej zdumiewająca jest uniwersalność przekazu, którą można zastosować niezależnie od czasów, w których żyjemy.   Fabuła filmu skupia się na jednym dniu z życia trzech różnych kobiet, żyjących w odmiennych epokach. Jedną z nich jest [person=681406]Virginia Woolf[/person] - znakomita pisarka, cierpiąca na chorobę psychiczną. Kobieta próbuje zaprowadzić ład w umyśle, przelewając swoje myśli na papier. Jej powieść czyta Laura – gospodyni domowa. Kobieta walczy z pokusą samobójstwa, gdyż ciężar egzystencji z każdą chwilą ją przytłacza. Silnie utożsamia się bohaterką noweli, którą jest Clarissa. Kobieta wydaje przyjęcie, jednak za maską pozornej samokontroli próbuje ukryć fakt, iż nic tak naprawdę nie jest w porządku. W rzeczywistości Clarissa cierpi na depresję, a przyjęcie to tylko fałszywe i chwilowe poczucie psychicznego komfortu. Trzy różne historie, które jak puzzle łączą się ze sobą w jedną integralną całość.   Film oparto na książce [person=71230]Michaela Cunninghama[/person], uhonorowaną nagrodą Pulitzera. Obraz trochę odbiega od powieści, jednak wg scenarzysty ekranizacja to pewna interpretacja książki, a nie jej wierna kopia. Oglądając film, nie można się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. Wszystko jest nadzwyczaj poukładane i przemyślane. Wiele scen jest aż nazbyt wymowna, choć są całkowicie pozbawione dialogów.   W obsadzie znajdziemy mnóstwo gwiazd. Role tytułowe przypadły trzem niezwykle utalentowanym aktorkom: [person=109]Meryl Streep[/person], [person=314]Julianne Moore[/person] i [person=59]Nicole Kidman[/person], która za swoją niezwykłą i oryginalną kreację otrzymała rzesze nagród z Oscarem na czele. Rola [person=681406]Virginii Woolf[/person] wydaje się stworzona dla aktorki, która po mistrzowsku oddała nieodgadnione myśli i zachowania swojej bohaterki. Nie możemy również zapomnieć o aktorach drugoplanowych, którzy uzupełniają grę czołowych artystek. Mowa tu o [person=45]Edzie Harrisie[/person], [person=2579]Mirandzie Richardson[/person], [person=3177]Toni Collette[/person] i [person=236]Jeffie Danielsie[/person], którzy również stanęli na wysokości zadania. Proces dobierania muzyki do filmu był niezwykle trudny i bolesny. Filmowcy długo nie mogli znaleźć odpowiednich utworów – zwykła muzyka po prostu nie pasowała i spłycała przekaz. Wtedy pojawił się [person=10933]Philip Glass[/person]. Kompozytor bez problemu napisał ścieżkę dźwiękową, która doskonale łączyła ze sobą historie trzech bohaterek i stanowiła niejako spoiwo dla całego filmu. Muzyka doskonale wzbogaca obraz i sceny bez dialogów, czyniąc je nader wyrazistymi. "[film=32380]Godziny[/film]" to wspaniałe artystyczne widowisko. Wybitne aktorstwo przeplata się z błyskotliwym scenariuszem i znakomitą reżyserią. Całości dopełnia wyśmienita ścieżka dźwiękowa. Nie znajdziemy tu niczego, do czego można by się przyczepić lub skrytykować. Po prostu genialny majstersztyk. , filmId=32380, trustedReviewer=false, seasonNumber=null, reviewUserNick=Sparkling1986, author=null, date=null, authorId=null, user=null, reviewRating=null, film=, season=null)
Stephen Daldry ("Billy Elliot") stworzył obraz o niesamowitej psychologicznej głębi. Film, który zostawia... czytaj więcej
Review(title=Kino wybitne, teaser=null, content=Jeśli szukamy głębi, wrażeń, które odcisną na zawsze piętno na naszej duszy, nie możemy ominąć "[film=32380]Godzin[/film]". To one właśnie stanowią o naszym życiu. Czas, który przemija zostawia niezatarte wrażenie, że to lub tamto można było zmienić, można było zrobić zupełnie inaczej. Przemija, a my nie zauważamy, że zamiast minut, godzin są miesiące i lata. Aby zrozumieć istotę tego filmu, aby odebrać go w pełnym tego słowa znaczeniu warto wziąć pod uwagę fakt, że jest to obraz trudny, pełen nostalgii, filozofii, film, którego nie można potraktować z przymrużeniem oka. Tylko wtedy odbierzemy go w sposób pełny, zrozumiemy do końca, o co tak naprawdę chodzi w życiu. Jak często zmagamy się z nim nie wiedząc, jaką obrać drogę i dokąd się skierować. Jednak to, co w tym filmie jest najważniejsze, to starannie dobrana obsada, a ilość znanych i uznanych nazwisk sama w sobie jest czymś szczególnym. Przygotowując się do roli [person=681406]Virginii Woolf[/person] w "[film=32380]Godzinach[/film]", [person=59]Nicole Kidman[/person] poznała szczegóły jej życia i twórczości. [person=109]Meryl Streep[/person], grająca Clarisse Vaughan zanim dowiedziała się, że zagra współczesna mieszkankę Nowego Jorku, wcześniej miała już możliwość poznać treść książki [person=71230]Cunninghama[/person], na podstawie, której został nakręcony film. Zadanie, jakie przed nią postawiono, było nie tylko wielkim wyzwaniem, ale także czymś pięknym i niesamowitym. To właśnie ona stała się współczesnym lustrzanym odbiciem tytułowej bohaterki powieści [person=681406]Woolf[/person], planując przyjęcie na cześć literackiego sukcesu umierającego na AIDS przyjaciela i byłego kochanka, Richarda ([person=45]Ed Harris[/person]). To właśnie on przed laty nadal jej przydomek "Pani Dalloway". I wreszcie trzecia osoba, która stanowi dopełnienie tego szczególnego układu, [person=314]Julianne Moore[/person], jako Laura Brown. Zdaje się być szczęśliwą, uśmiechniętą, radosna żoną i matka, jednak kartki lektury książki [person=681406]Virginii Woolf[/person] "Pani Dalloway" zmieniają jej punkt zapatrywania na własną osobę. Uświadamia sobie, że to chyba nie jest to, co się dzieje w jej życiu, że być może obrana droga nie jest ta właściwą. "[person=57136]Davidowi Hare[/person] udało się - mówi [person=314]Julianne Moore[/person] - wyrazić słowami zarówno emocjonalna, jak i strukturalną głębie powieści. Szczerze mówiąc, nie wierzyłam, że jest to wykonalne, ale jemu udało się to w pełni". Przyglądając się każdej postaci, miałem świadomość, że w tym przypadku wybór był całkowicie trafny, uzasadniony i co ciekawe, w pewien sposób można pomylić, nie wiedząc o tym, dwie aktorki. Charakteryzacja na twarzy [person=59]Nicole Kidman[/person] sprawia, że trudno w postaci [person=681406]Virginii Woolf[/person] rozpoznać właśnie ja. Nie można nie zauważyć, że opowieść ta ma mocno zarysowane podłoże homoseksualne. Dostrzegamy to w zachowaniach bohaterów, w ich związkach, w ich losach. Jednak, jak wszystko jest to swoista forma życia ludzkiego i choć czasem dziwi, a może szokuje, istnieje i istnieć będzie w przyszłości. Jest jeszcze jeden, ważny i istotny czynnik, który prowadzi nas przez ta historie. Jest nią muzyka [person=10933]Philipa Glassa[/person], która przyciąga, która sprawia, że obraz, postacie i wydarzenia, te trzy plany, nie mogą i nie istnieją bez tego czwartego. Jest ogniwem łączącym nie tylko trzy kobiety, ale również trzy odrębne epoki, kultury i światy. Idąc dalej, ku zbliżającej się gali, choć nie znam trzech z pięciu nominowanych rol, właśnie za kreację aktorską [person=59]Nicole Kidman[/person] przyznałbym to najwyższe wyróżnienie. Natomiast w wypadku filmu sprawa jest prosta. Choć jestem sercem za "[film=32225]Pianistą[/film]", to jednak "[film=32380]Godziny[/film]" bez wątpienia są dziełem najwyższej klasy. Nie spodziewam się, aby Oscara dostał "[film=31451]Władca pierścieni: Dwie wieże[/film]" lub "[film=33246]Chicago[/film]". Jest to dobre kino, jednak na ogol w tych zmaganiach zwycięża kino dramatyczne, psychologiczne. Gdzieś po środku są "[film=5778]Gangi Nowego Jorku[/film]". Pozostają zasadniczo dwa tytuły wspominane już powyżej. Każdy z nich jest dramatem, każdy wzrusza, dotyka, daje do myślenia, jednak wygrać może tylko jeden. Czy będą to "[film=32380]Godziny[/film]"? Czas pokaże., filmId=32380, trustedReviewer=false, seasonNumber=null, reviewUserNick=Artur_G__Kaminski, author=null, date=null, authorId=null, user=null, reviewRating=null, film=, season=null)
Jeśli szukamy głębi, wrażeń, które odcisną na zawsze piętno na naszej duszy, nie możemy ominąć "Godzin".... czytaj więcej