Recenzja wyd. DVD filmu

Hotel siedmiu bram (1981)
Lucio Fulci
David Warbeck
Catriona MacColl

Półtorej godziny piekielnej gehenny

W sztuce filmowej tandeta przewija się regularnie i obficie. Stany Zjednoczone wydały Eda Wooda i jego latające na sznurkach talerze, Niemcy – Uwe "Nie jestem, @#!%$, debilem" Bolla, z
W sztuce filmowej tandeta przewija się regularnie i obficie. Stany Zjednoczone wydały Eda Wooda i jego latające na sznurkach talerze, Niemcy – Uwe "Nie jestem, @#!%$, debilem" Bolla, z zamiłowaniem brukającego gry komputerowe swoimi ekranizacjami i zbierającego Złotego Maliny. To Włochy są jednak kolebką kiczu i złego smaku. Żadna nacja nie może "pochwalić się" przynależnością etniczną tylu beznadziejnych filmowców. Choć niezrównany w swojej okropności pozostaje Bruno Mattei ("Szczury: Noc grozy", "Strike Commando"), bliski uzyskania tytułu twórcy fatalnego jest także Lucio Fulci.

Fulci, zwany często "ojcem chrzestnym gore", zaliczany jest w poczet wpływowych i prominentnych reżyserów włoskich, kreatorów klasycznych horrorów. Stawiany obok błyskotliwego artysty jak Dario Argento czy pojętnego rzemieślnika Mario Bavy, wypada jednak niezmiernie słabo, jako że jego projektom brakuje wszystkiego tego, z czego słyną horrory wyżej wymienionych, przede wszystkim minimum konotacji.

"Siedem bram piekieł" rozpoczyna się popisowo, a wstęp jest pełen napięcia i grozy. Pod koniec lat dwudziestych ubiegłego stulecia w jednym z luizjańskich hoteli dochodzi do potwornej zbrodni. Przypadkowy mężczyzna, posądzony o uprawianie czarnej magii, zostaje zlinczowany przez tłum i po rozwlekłych torturach ginie, ukrzyżowany. Dopiero ponad pół wieku później okazuje się, że ów człowiek odkrył straszliwą tajemnicę. Hotel, w którym przyszło mu zginąć, stanowi jeden z siedmiu portali do piekła. Klucz do koszmaru znajduje się w tajemniczej księdze, ukrytej w pensjonacie. Teraz kluczem dysponować będzie nowojorska eks-modelka Liza (Catriona MacColl), która w prowadzeniu odziedziczonej wiejskiej rudery, jak mówi, widzi ostatnią szansę na godne życie. Dalsza część horroru obfituje już tylko w nielogiczność i stopniowy spadek uczucia dusznej trwogi.

MacColl wzbudza swoim aktorskim kunsztem niezręczne politowanie i od wczesnych minut filmu życzymy tak jej, jak i niemądremu dziewczęciu, w które się wciela, szybkiego spotkania z podgniłym zombie zamieszkującym piwnicę hotelu. Obecność i intencje mściwego męczennika zza światów przewidzi każdy, nawet najmniej bystry widz, ponieważ scenariusz "Siedmiu bram piekieł" przepełniony jest kliszami i przewidywalnością. W dwudziestej-trzydziestej minucie kończy się pomysł Fulciego na "diabelską" opowieść. Fabuły w filmie niemal nie uświadczymy, jej ochłapy zostają z premedytacją rzucone w twarz oczekującemu pełnej historii widzowi, podobnie jak szereg głupich i prawdziwie obrzydliwych scen gore. Efekty te są głównie tanie, co rzutuje na tonie kampu i pogrąża całość jako chłam. W najbardziej sromotnym momencie filmu obserwujemy tarantule zajadające się gumową kukłą i klejem. "Pająki – pożeracze make-upu".

Druga połowa filmu razi nieprzystępnością. Nagromadzenie absurdu i idiotyzmu o tak wysokim stężeniu jest niespotykane. Tak oto niematerialny i niewidzialny przez człowieka duch zostaje krwawo pozbawiony życia, szpital staje się wielką kostnicą dla hord momentalnie zmarłych ludzi, którzy bez racjonalnego powodu przeistaczają się w spragnione krwi żywe trupy, a co drugi bohater traci wzrok i bez mrugnięcia uwydatnia przed kamerą kiepsko ucharakteryzowane oślepione oczy. Akcja toczy się mętnie i parokrotnie zbacza z toru, prowadząc pokrętnie do niegodnego 90-minutowej uwagi finału. W porównaniu z tym niezgrabnym filmem piekło to na pewno znacznie lepsza zabawa...

Okrzyknąć Lucio Fulciego beztalenciem to za mało. Każdy film "mistrza" gore robiony był na jedno kopyto, ciężko jest wybrać z repertuaru jego śmietnikowych tworów najlepsze dzieło. "Siedem bram piekieł", tak jak choćby "Dom przy cmentarzu", stara się przemycić możliwie najwięcej sekwencji bezsensownego rozlewu krwi, kosztem mrocznych ujęć posępnych posiadłości czy stonowanego oświetlenia wzmagającego impresję osaczenia. Konkluzja jest prosta: podczas gdy Bruno Mattei kręcił szmiry tak złe, że czasem dobre, Fulci marnował potencjał, sterując własną karierę w nieodpowiednim kierunku. Kręcił złe filmy – niekiedy gorsze nawet niż "Siedem bram piekieł".
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones