Recenzja filmu

Imago (2023)
Olga Chajdas

Matka-Polska

Hipnotyzująca Lena Góra psychologiczną niedostępność scenariusza obraca na korzyść swojej bohaterki, czyniąc z niemożności utożsamienia się z postacią zaletę, a nie wadę.
Matka-Polska
Wahadło polskiej transformacji jest już rozpędzone. Rok 1987, salon jednego z mieszkań gdańskiego bloku z wielkiej płyty. Komunistyczna boazeria powoli odchodzi od ścian i nikt jakoś nie pomyślał o tym, żeby ją dokleić. W tym rozwarstwieniu utknęło przecież za wiele. Okruszki wspomnień dawnych represji, kurz pamiętający strach stanu wojennego, w końcu i popiół z papierosów odpalanych na uspokojenie nerwów po internowaniu Wałęsy. Szybki rzut oka na prawo: papież zamknięty w srebrnej ramce, stojąc na wypłowiałej ceracie, pozdrawia domowników gestem pokoju. Na lewo kuchnia – matka, wyrwana na chwilę z amoku skrobania marchewki, podgłaśnia pokrętłem radio Wolna Europa. Mocowanie się z urządzeniem nie przynosi oczekiwanego rezultatu. Nie chodzi jednak o gwar rozmów w salonie, cienkie ściany bloku nie radzą sobie z tłumieniem jazgotu dominującego wnętrze sąsiedniego pomieszczenia. Nierozpoznany hałas psuje zarówno spokój rosołu w garnku, jak i ideologiczną jedność przestrzeni; przeszkadza mamie, tacie, ale i Wojtyle, Wałęsie, a jakby spytać, to pewnie i Jaruzelskiemu, Cyrankiewiczowi czy Bierutowi. Hałas przeszkadza apolitycznie, więc groźnie. Hałas przeszkadza ponad podziałami.

Krótka interwencja od razu demaskuje hałas. Składa się na niego odpalona na cały regulator punkowa składanka z kaseciaka i siedzące na podłodze, medytujące na głos ciało córki Eli (w tej roli Lena Góra, także współautorka scenariusza). "Świruska" – powie mama, "Do szpitala z nią" – powie tata, "Do szpitala, do szpitala prędko!" – powie wujek. Dwie pary męskich rąk podnoszą ciało i ładują je do zaparkowanego pod blokiem samochodu. W szpitalu psychiatrycznym, wyciągniętym wprost z sennego koszmaru Cronenberga, naklejają jej na plecy napis "SZALONA", zamknięty w jednym słowie symbol Polski pragnącej zmiany, ale niegotowej na inność, kraju nadchodzącej przemiany ustrojowej i społeczno-kulturowej stagnacji. 

Trudno jest o "Imago" Olgi Chajdas pisać z pominięciem znaczenia transformacyjnego momentu dziejowego. Historia oparta na życiu Eli Góry (matki Leny Góry) służy tutaj reżyserce do opowiedzenia o Polsce w stanie przemiany. Filmowej Eli brakuje wiele do przaśnego wizerunku Matki-Polki, jest jednak bez wątpienia Matką-Polską, wepchniętą w wir tożsamościowego zagubienia końcówki lat 80. Zagubienia dalekiego jednak od bojaźliwej niepewności, a przesiąkniętego anarchistyczną energią i podważaniem społecznych wzorców. Ela żyje w otwartym związku, nie stroni od używek, a gdy trzeba, to w trakcie koncertu wepchnie się z widowni na scenę i zacznie wyć do mikrofonu. Jest wyzwolona i zniewolona, trudna i magnetyczna. Jest jedną z tych kobiet, która wchodząc do baru, wali banię czystej wódki, a wszystkie męskie oczy zwrócone są tylko w jej kierunku, ale i tą, która złamie ci serce, jeśli dasz jej podejść zbyt blisko. Wielka w tym zasługa hipnotyzującej Leny Góry, która psychologiczną niedostępność scenariusza obraca na korzyść swojej bohaterki, czyniąc z niemożności utożsamienia się z postacią zaletę, a nie wadę. "Imago" ustawia widza raczej w pozycji bliskiego, bezradnie obserwującego emocjonalną złożoność Eli, a mniej kogoś, kto do jej skomplikowanej tkanki zachowań ma dostęp. Scenariuszowa odwaga tej perspektywy opłaca się także na poziomie szerszej metafory, gdy intensywność bohaterki przekłada się na przebodźcowanie czasu transformacji. Momentu niewyczerpywalnego źródła indywidualnej wolności, ale i natłoku kulturowych inspiracji z zachodu, społecznego liberalizmu, nowych form wyrazu artystycznego, ery dominacji subkultur buntu, słowem: często niezrozumiałego, nieskrępowanego szaleństwa własnej ekspresji. 

Ta moneta ma jednak dwie strony. Chaos, jaki tworzy wokół siebie bohaterka, przekłada się niestety czasem na scenariuszowy chaos dobrobytu. "Imago" cierpi przede wszystkim na tematyczny rozrzut, w jednym filmie próbując zmieścić refleksje na temat transformacji, macierzyństwa, relacji międzyludzkich, zdrowia psychicznego, uzależnień czy polskiego podziemia muzycznego. I tak jak Ela w emocjonalnej nadpobudliwości żyje krótkimi interwałami fascynacji, by chwilę potem znudzić się i przeskoczyć gdzie indziej, film Olgi Chajdas za często powiela ten schemat na gruncie struktury własnego filmu. Efektem staje się rozedrgana, skokowa narracja, w której ciężko emocjonalnie zakotwiczyć i współodczuwać skalę osobistego dramatu postaci. Inna sprawa, że tego współodczuwania wyrzeka się z ekranu sama Ela. W jednej ze scen, tuląc dziecko do piersi, bohaterka zwraca się do noworodka słowami: "Ja cię nie będę naprawiać, tylko ty też mnie nie naprawiaj, dobra?", dowartościowując siłę drzemiącą w destrukcji i punkowej niestałości. Ta siła staje się dla Olgi Chajdas prywatną wizją ducha czasu, dominującego film nie tylko fabularnie, ale i estetycznie. Za wizualne inspiracje "Imago" posłużą teledyski rockowych i punkowych polskich zespołów, na czele z nadużywanym zabiegiem podkręcania prędkości filmu w obrębie jednego ujęcia, kojarzonym dobrze z klipów Kultu czy Pidżama Porno. Cenna reżyserska archeologia zadaje jednak pytanie o aktualność problemów poruszanych przez "Imago" – to film jak gdyby wprost wyciągnięty z końca lat 80., którego pocztówkowa wartość zdaje się niejednokrotnie przewyższać tę merytoryczną, niestety ze szkodą dla fabularnej dramaturgii. 

Finalnie obraz Olgi Chajdas miota się w jasnym określeniu własnych ambicji. Czy jest to bardziej prywatna biografia matki Leny Góry? Feminizujący obraz kobiecego wyzwolenia w czasach kulturowej opresji? A może film o polskiej transformacji, traktujący swoich bohaterów jako nośniki konkretnych społecznych znaczeń? Mam silne wrażenie, że dla każdej z autorek scenariusza jest trochę czymś innym. Pomimo strukturalnych problemów "Imago" broni się jednak jako społeczna refleksja nad narodowym momentem dziejowym, niespecjalnie dotąd zagospodarowanym i szybko zapomnianym przez rodzimą kinematografię. Nawet jeśli nakręcona z solidnym opóźnionym zapłonem okazuje się intrygującym świadectwem indywidualnej nieprzystawalności i zadumą nad znaczeniem słowa "wolność", żegnającego polski PRL z każdego mijanego wówczas afiszu. 
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones