Recenzja filmu

John Wick 3 (2019)
Chad Stahelski
Keanu Reeves
Halle Berry

Danse Macabre

Śledząc cykl filmów zapoczątkowany przed pięcioma laty przez Leitcha i Stahelskiego, trudno nie dostrzec oparcia o pewien dysonans; z jednej strony, to przesycone niemal namacalną przemocą
Pierwszy "John Wick" był pociskiem drążącym dostęp do powietrza w przydusznym zaułku rasowego kina akcji. Opowieść o płatnym mordercy na emeryturze, który targany pragnieniem zemsty wraca do fachu, otworzyła szeroko nie tylko portfele, ale i serca miłośników B-klasowej rozrywki. Rozrywki spreparowanej na tyle umiejętnie, że potrafiącej skutecznie odwrócić uwagę od logicznych zgrzytów na tle prowizorycznej osi fabularnej. Zgodnie z przypuszczeniami, sztandarową dewizą sequela stał się sprawdzony chwyt "mocniej, szybciej, więcej". Co do tego, czy się udało, nie ma żadnych wątpliwości – wspaniale zainscenizowane widowisko dało twórcom niezmierzone pole manewru do rozszerzania Wickowskiego uniwersum, nie stępiając przy tym efekciarskiego pazura ani o cal. W takiej sytuacji pytanie o część trzecią nasuwa się samo: jak dalece kontynuowany może być ten ekstatyczny łańcuch mordobicia i kiedy praktykowana formuła ulegnie zużyciu? Nie pierwszy raz prostota i pójście za ciosem okazuje się kluczem do wszystkich drzwi.


Scena otwierająca to bezpośredni wskok w moment, gdzie skończył się poprzednik. Chociaż doskonale wiemy, co musi się wydarzyć, by akcja mogła ruszyć naprzód, autorzy już na tym etapie starają się podkręcić poziom adrenaliny do maksimum. Za chwilę John Wick (Keanu Reeves), na skutek złamania twardych reguł przestępczego półświatka, poddany zostanie oficjalnej ekskomunice. Oznacza to ni mniej, ni więcej tyle, że lufy wszystkich broni Nowego Jorku zostaną zwrócone ku niemu. Jako iż cena za głowę bohatera jest kusząca, tabun wyszkolonych asasynów przystępuje do zmasowanego ataku. Ponownie trzeba będzie wcielić się w rolę drwala, który potraktuje ich niczym niewykarczowany las.

Rozpoczyna się wiec dwugodzinny festiwal broni palnej i białej. Wickowi przysługują tylko dwie opcje – zabijać albo być zabitym. Nawet jeśli twoje umiejętności biją na głowę bojowe kompetencje Bruce’a Lee, a pracowniczy dorobek zbudowany jest na niezliczonej ilości przestrzelonych czaszek, wygrana wcale nie jest przesądzona, kiedy na głowie masz połowę zabójców z całego globu. Choć jest to kino z zasady niewymagające, a ogólną figurę konceptu można przyrównać do budowy cepa, twórcy nie wciskają hamulca na poziomie banalnych uogólnień; każda istotniejsza postać obok głównego bohatera otrzymuje odpowiedni portret charakterologiczny i sensowną mapę motywacji. Konfrontacja ich celów z frustracją Johna powoli przestawia pionki na szachownicy świata przedstawionego, komplikując przy tym siatkę wzajemnych zależności i stawiając protagonistę w jeszcze bardziej niepewnym położeniu. Nie ulega wątpliwości, że poziom trudności względem poprzednich części wzrósł niepomiernie, a i tak zaskakująco dużo w tym konsekwencji i przemyślenia. Każda przyczyna rodzi skutek i na odwrót, a przez cały czas z tyłu głowy twardnieje świadomość, że jeśli wydarzy się coś nieoczekiwanego, następstwa mogą być nieodwracalnie.


Chad Stahelski – podobnie jak towarzyszący mu przy reżyserowaniu części pierwszej David Leitch – sam zbudował fundamenty swojej kariery jako zawodowy kaskader. To częściowo tłumaczyłoby fakt, z jakim pietyzmem oddaje złożoną dialektykę fizycznych potyczek. Tutaj każdy cios ma swoją wagę, każdy kolejny ruch odciska piętno na energii i metodyce walki, będąc przy tym demonstracją choreograficznej maestrii. Reżyser wycyzelował i umiejętnie skondensował najlepsze elementy poprzednich dwóch odsłon, wydając kompilację efektownych panoram, których serce to nic innego jak zestaw wymyślnych scen upuszczania życia z kolejnych łotrów. Tym razem John nie ogranicza się do pistoletów, sztyletów czy ołówków – eliminuje każdym narzędziem, które akurat wpadnie mu w ręce: książką, kaskiem motocyklowym, psem, koniem, a nawet własną garderobą. Wrzące napięcie między człowiekiem a rekwizytem, aktorem a przestrzenią, rodzi finezyjny spektakl przemocy, w którym mrucząca powaga idzie w parze z czarnym humorem i grubymi pokładami niewymuszonej autoironii. Znamienne, ze śmiech towarzyszy widzowi nawet w momencie zwielokrotnionego zatapiania noży kuchennych w ciało przeciwnika. To bowiem arcydzieło w konwencji przestylizowanego gagu wizualnego, brawurowo łączącego slapstick, groteskę i hektolitry tryskającej krwi. Obrazy takie jak John Wick przeszywający na koniu bezmiar nowojorskich ulic czy finalne porachunki z ninja-wojownikami to zresztą esencja wysokojakościowego rzemiosła, z automatu dyskwalifikująca konkurencję w swojej dziedzinie widowiskowego operowania środkami filmowego wyrazu.

A tego akurat autorzy są wyjątkowo świadomi, osadzając akcję w scenerii rustykalnych przedmieść czy ascetycznych wnętrz, natomiast zdjęcia zatapiając w atrakcyjnej kolorystyce pulsującej neonowym zabarwieniem. Ten urzekający wizualny mariaż sprawia, że każda kolejna aranżacja agresji zyskuje rangę prawdziwej uczty dla zmysłów. Szereg widowiskowych bijatyk rejestrowany jest za pośrednictwem długich, nieprzytłumionych ingerencją montażu ujęć, będących w istocie doskonałym katalizatorem immersji. Sokole oko reżysera dosięga nawet szczegółów, jakie w tego typu "popcornowym" kinie odchodzą zazwyczaj w niepamięć, jak np. porysowane od uderzeń szable czy amunicja, która też musi się kiedyś skończyć.


Śledząc cykl filmów zapoczątkowany przed pięcioma laty przez Leitcha i Chad StahelskiStahelskiego, trudno nie dostrzec oparcia o pewien dysonans; z jednej strony to przesycone niemal namacalną przemocą produkcje, w świecie których ilość kul w pukawce zawsze zdaje się brać górę nad słowem. Z drugiej każda część ma w sobie coś z kolorowej bajki i typowego dlań przerysowania. Jasne, że zabawa opiera się tu w dużej mierze na zawieszeniu niewiary, a wielu malkontentów zarzuci najpewniej twórcom ponowne wchodzenie do tej samej rzeki, ale ogrom wszelakich dóbr zamkniętych w tym zmodernizowanym szaleństwie, czerpiącym garściami z kina szeroko pojętego (od Bustera Keatona po spaghetti westerny) w pełni to wynagradza. I sądząc po doniesieniach, wcale nie zapowiada się, aby John Wick i jego twórcy przestali robić to, co umieją najlepiej.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Keanu Reeves to żywa legenda kina akcji. Do klasyki gatunku przeszedł już trzymający w napięciu "Speed",... czytaj więcej
"Parabellum", czyli trzecia część cyklu o przygodach najprzystojniejszego zabójcy na świecie, jest filmem... czytaj więcej
Opinia, że kino akcji doczeka się następnego twardziela na miarę Ethana Hunta, Jasona Bourne'a czy Johna... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones