Recenzja filmu

Królowa barbarzyńców (1985)
Héctor Olivera
Katt Shea
Frank Zagarino

Królowa jest naga

Ten film zrobi na was duże wrażenie, nie zapomnicie go do końca życia, będziecie o nim opowiadać znajomym na każdej imprezie, dla wielu z was będzie na samym szczycie prywatnego zestawienia...
Nie mija nawet minuta koszmarku Héctora Olivery, gdy na ekranie pojawia się pierwsza scena brutalnego gwałtu. Ten reprezentatywny dla całości moment definiuje istotę "Barbarian Queen" - niemalże za każdym razem, gdy ekranowe kobiety wchodzą w relacje z mężczyznami, są albo wykorzystywane, albo torturowane, a w najlepszym wypadku dzierżą oręż i wyżynają swoich oprawców. Wiele kobiet mogłoby się oburzyć, że w taki sposób promowana jest "kultura gwałtu", ale sądzę, że równie wielu mężczyzn mogłoby się poczuć urażonymi przedstawianiem ich jako największe zło świata. Seksizm aż bucha z tej niskobudżetowej produkcji, ale trudno tak naprawdę jednoznacznie stwierdzić, czy gorsze jest uprzedmiotowienie kobiety, czy demonizowanie mężczyzny. Jedyny sposób na wybrnięcie z tej batalii to odideologizowanie "Królowej Barbarzyńców". Nie sądzę zresztą, by twórcom chodziło o przekazanie czegokolwiek ponad barbarzyńską rozrywkę.

O ile uciecha dla fanów sexploitation zapewniona jest na niezłym dla gatunku poziomie, o tyle gorszych scen walki na miecze nie widziałem nigdy (a oglądałem "Wiedźmina"). Miecze delikatnie muskają się, jak gdyby zostały wypożyczone od kolekcjonera, który jako kaucję wziął cały budżet filmu (czyli prawdopodobniej mniej niż wartość oręży). Każdy z ciosów jest wyraźnie wyuczony i ewidentnie wymierzony w miecz przeciwnika, a nie w niego samego. Najzabawniejszy moment to przebijanie "szyi" pewnego brodatego matuzala, gdzie nawet nie ma próby ukrycia, że faktycznie ostrze przechodzi przez gęsty zarost. Jest tu jednak pewna dodatnia wartość tak marnego wojowania - przecież w rzeczywistym boju nie każdy był perfekcyjnie wyszkoloną maszyną do zabijania. Chociaż same uśmiercanie przeciwników wygląda fatalnie, to walka pełna nieporadności, przewracania się, upuszczania broni jest bardziej wiarygodne niż kino spod znaku np. "Troi". "Ciekawy" jest również wygląd rzekomo rzymskiej armii. Pomyślałem, że może Hollywood naciąga fakty i rzeczywiście legioniści mieli zgoła inną aparycję, ale nie... Chyba nie było akurat żadnych innych kostiumów pod ręką.

Jest w "Barbarian Queen" jedna szczególna scena, która prawdopodobnie pozostanie na długo w pamięci każdego widza. Mam na myśli przedziwną fetyszystyczną gierkę z torturowaniem tytułowej bohaterki przez domorosłego "naukowca". Źródłem bólu jest srebrna dłoń z wyciągniętym palcem o ostrym zakończeniu, która zwisa na wysokości piersi królowej Amethei (Lana Clarkson) i wbija się w nią przy każdym poruszeniu. To jednak nie koniec, najdziwniejszy jest sposób wydostania się z pułapki. Otóż naukowiec-kat w końcu nie może się powstrzymać i postanawia wykorzystać unieruchomioną kobietę... Trudno dobrać właściwe słowa, ale w odpowiedzi jego narząd zostaje złapany w gilotynujący uścisk królewskiej pochwy, a zadany ból sprawia, że musi oswobodzić dzielną wojowniczkę. Jak bardzo skrzywiony umysł trzeba mieć, aby wymyślić coś takiego? Muszę jednak przyznać, że lepszego momentu w tym filmie nie ma.

Całość zamyka się w siedemdziesięciu minutach i jak zapowiada początek, akcja gna na złamanie karku, zahaczając po drodze o niezliczone schematy. Konieczność dotarcia w miejsce o nieznanej lokalizacji, napotkanie grupy zaznajomionej z okolicami, z której nikt nie chce podjąć się ryzykownego zadania, zgłoszenie się w ostatniej chwili pozornie uciążliwej osoby oraz rychłe udowodnienie jej wartości - klisze tego typu trwają tutaj zaledwie kilka minut. Podobnie jest z podżeganiem do rebelii i ciągłym przekładaniem jej przez lidera buntowników ("jeszcze nie jesteśmy gotowi"), który ostatecznie włącza się do walki dopiero na widok przewagi prowodyrek. Nie wiadomo tylko, czemu właściwie mieszkańcy miasta buntują się przeciwko jego zarządcy, na ekranie nie zrobił im żadnej krzywdy i żadna nie jest chociażby wspominania. Zdaje się, że Olivera założył oczywistość wielu typowych dla kina spod znaku "Conana" sytuacji i z oszczędności zdecydował się nie przybliżać ich kulisów.

"Barbarian Queen" to fatalna produkcja, wymaga dużej tolerancji nawet od zaprawionych zwolenników kina klasy Z, a w dodatku wyraźnie kopiuje inny film podobnej jakości z udziałem Lany Clarkson - "Deathstalker" (choć w moim odczuciu przebija go). Nie mam poczucia zmarnowanego czasu po zakończonym seansie, ale nie mogę też z czystym sumieniem polecić filmu Olivery komukolwiek.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones