Recenzja filmu

Krampus. Duch Świąt (2015)
Michael Dougherty
Emjay Anthony
Adam Scott

It's Christmas. Nothing bad is going to happen on Christmas!

Twórcy bawią się konwencją kina familijnego i mrocznej baśni, doprawiając to szczyptą grozy. Powiedziałbym, że w filmie jest coś z wczesnego Tima Burtona, ale najbardziej na myśl przywodzi mi
Spragniony czegoś lekkiego w bożonarodzeniowym klimacie, postanowiłem dać szansę kolejnej tegorocznej, sezonowej produkcji. Wybór padł na film "Krampus. Duch Świąt", co może wydawać się dziwne, gdyż obraz ten promowany jest jako horror, a te zazwyczaj niewiele mają w sobie relaksującej, świątecznej atmosfery. Wystarczyło jednak, że obejrzałem zwiastun, po którym wywnioskowałem, że to właściwie zakamuflowana komedia. Faktycznie, czystej grozy tu jak na lekarstwo, co w tym przypadku wcale nie jest wadą, a wręcz przeciwnie. Twórcy bawią się konwencją kina familijnego i mrocznej baśni, doprawiając to szczyptą grozy. Powiedziałbym, że w filmie jest coś z wczesnego Tima Burtona, ale najbardziej na myśl przywodzi mi "Gremliny". Tak, "Krampus" zdecydowanie celuje w estetykę kina lat 90. i głównie za to go polubiłem.

Sama postać Krampusa ma swoje źródło w germańskich legendach. Jest to demoniczne alter ego Świętego Mikołaja, które zamiast nagradzać grzeczne dzieci prezentami, karze te niegrzeczne w najbardziej wymyślne sposoby. Najczęściej używa do tego celu łańcuchów, którymi jest oplątany, lub wyręcza się swoim upiornym orszakiem, składającym się z elfów w odpowiednio wystylizowanej, mrocznej wersji oraz opętanych zabawek i legionu złowrogich pierniczków. Nieciekawe towarzystwo prawda?

W filmie początkowo nic nie zwiastuje nadejścia ciemnych mocy. Dostajemy świetną sekwencję otwierającą, która przedstawia dziki tłum szturmujący supermarket w przedświątecznym szale zakupowym. Wszystko przy akompaniamencie "It's Beginning to Look a Lot Like Christmas".  Wymowna satyra na konsumpcjonizm. Następnie mamy przedstawienie typowej dla familijnych komedii, zabieganej rodziny, z której duch Bożego Narodzenia dawno gdzieś uleciał, a święta przygotowują jedynie z obowiązku podtrzymania tradycji. Sprawę dodatkowo komplikuje przyjazd nielubianych krewnych, którzy są odzwierciedleniem typowego, hollywoodzkiego stereotypu teksańczyków - uzbrojonych rednecków.  Brak ciepłej, rodzinnej atmosfery zdaje się doskwierać najbardziej dwunastoletniemu Maxowi, który pod wpływem złości drze list do Św. Mikołaja i przeklina święta, nieświadomie przywołując tytułową bestię i jej świtę.

Od tej pory komedia zaczyna łączyć się z grozą, a bohaterowie muszą stawić czoła nieznanemu niebezpieczeństwu.  Jedyną osobą, która zdaje się wiedzieć, z czym mają do czynienia, jest seniorka rodu - sympatyczna, rozmawiająca po niemiecku babcia. To właśnie snuta przez nią opowieść przywiodła mi na myśl klimat mrocznej baśni w burtonowskim stylu. Scena ta została na dodatek przedstawiona jako nastrojowa, poklatkowa animacja. Myślę, że reżyser Michael Dougherty spokojnie sprawdziłby się, gdyby chciał zrealizować jakiś pełny metraż w podobnej formie.

W "Krampusie" nie brakuje stylizowanych scen przemocy, jednak chyba nikt oprócz małych dzieci (których o dziwo na sali kinowej nie brakowało) nie będzie raczej trząsł się ze strachu przy pojedynkach bohaterów z armią bojowych pierników, żądnymi krwi lalkami czy wściekłym, pluszowym misiem. Sceny te naszpikowane slapstickiem, będą raczej powodem do śmiechu, tym bardziej że nie uświadczymy w nich żadnego dosadnego gore. Warto tu też wspomnieć o zastosowaniu praktycznych efektów specjalnych, które wyglądają jak żywcem wycięte ze wspomnianych wcześniej "Gremlinów". Lata 90. pełną gębą czyli camp i kicz, a ja się świetnie przy tym bawię.

Ogólnie, mimo horrorowej otoczki, obraz ten ogląda się trochę niczym "Kevina samego w domu" czy "W krzywym zwierciadle: Witaj, święty Mikołaju". Mimo wprowadzenia elementów kina grozy, podobnie jak w tamtych klasykach z końca minionego wieku tak i w "Krampusie" w gruncie rzeczy chodzi, o hołdowanie rodzinnym wartościom. Tak, film jest dość konserwatywny w swojej wymowie i nawet wieśniacy z Teksasu stają się z czasem bliżsi widzowi jako strażnicy tradycji, potrafiący chronić bliskich w obliczu zagrożenia. Te postacie są też nieźle zagrane. Kawał dobrej roboty odwala szczególnie Conchata Ferrell w roli zrzędliwej ciotki oraz David Koechner jako Howard -  maniak broni palnej.

Dodatkowy plus za zakończenie. Nie jest tak banalne i przewidywalne,  jakby można się spodziewać po tego typu filmie. Nie będę oczywiście zdradzał szczegółów, ale zaskoczyło mnie pozytywnie.

Warto też osobno wspomnieć o muzyce. Oprócz przygrywających gdzieniegdzie gwiazdkowych szlagierów, oryginalna ścieżka dźwiękowa stanowi zgrabne połączenie świątecznych brzmień z dzwonkami i chórkami na czele oraz muzyki typowej dla filmów grozy. Taki mariaż kojarzy się trochę z muzyką z "Miasteczka Halloween".

Wyszło na to, że niepozorny "Krampus" jest świetną pozycją dla wszystkich, którzy lubią w kinie odrobinę szaleństwa, szczyptę grozy, a przy tym mają sentyment do kiczowatego, familijnego kina lat 90. Widać, że obraz stworzony został ze szczerej miłości do kina, a nie tylko z żądzy pieniądza. Twórcy musieli bawić się przy realizacji co najmniej tak dobrze, jak ja przy oglądaniu.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Scena otwierająca film Michaela Dougherty "Krampus. Duch Świąt", jest mocno przerysowaną, ale jakże... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones