Recenzja wyd. DVD filmu

Likwidator (2013)
Jee-woon Kim
Arnold Schwarzenegger
Forest Whitaker

Terminator-respirator

Znudzony dobiegającą końca karierą polityczną Arnold postanowił odwiesić przeciwsłoneczne okularki i skórzaną kurtę, odkurzyć zardzewiałe już nieco hantle i powrócić do kina przez duże "K" (a
Znudzony dobiegającą końca karierą polityczną Arnold postanowił odwiesić przeciwsłoneczne okularki i skórzaną kurtę, odkurzyć zardzewiałe już nieco hantle i powrócić do kina przez duże "K" (a może "L"?). Pierwszy po długiej przerwie film z udziałem Schwarzeneggera o tytule "Likwidator" (cóż za wdzięczne nawiązanie do kultowych tytułów... Co dalej? "Murator", Mastur... a, nieważne) już podczas fazy przygotowawczej mógł budzić mieszane uczucia. Powrót Arniego, udział Foresta Whitakera, doświadczony reżyser i sporo strzelania – dobrze. Zaangażowanie do roli epizodycznej Johnny'ego Knoxville'a (błazen z Jackassa) i Luisa Guzmana (stereotypowy Hiszpan) oraz budżet a la kino klasy B – źle. Pozostało jedynie trzymać kciuki i mieć cichą nadzieję, iż Schwarzenegger potrafi jeszcze dostarczyć kawał porządnej ekranowej rozrywki.

"Likwidator" ukazuję historię lokalnego szeryfa Raya Owensa (Arnold Schwarzenegger), który po okresie prominentnej kariery w pokrewnym zawodzie postanowił na stare lata osiąść w spokojnym miasteczku. Sommerton Junction bowiem to istna dziura w której nie dzieje się nic. Owens pilnuje porządku poprzez regularne odwiedzanie baru i popijanie "małej czarnej", od czasu do czasu strofując swoich podopiecznych (całych dwóch). Jednak spokój mieściny zmącony zostanie przez niejakiego Corteza (Eduardo Noriega), zbiega chcącego przekroczyć granicę Meksyku na drodze ku wolności od przytulnej celi. Pech chce, iż wspomniany kryminalista za punkt wylotowy obrał sobie właśnie wspomniane Sommerton. Owens, dzięki radiowej łączności, pozostaje w kontakcie z agentem Johnnem Banisterem (Forest Whitaker). Chcąc nie chcąc, doświadczony szeryf zmuszony będzie stawić czoło bezwzględnemu Cortezowi. W swojej walce nie będzie jednak osamotniony, gdyż pomocnej dłoni udzielą mu mieszkańcy miasteczka...

Złośliwi wypominali Stallone'owi, iż jego ostatni "John Rambo" był opowieścią o człowieku, który idzie do działa. Mnie osobiście podobał się cały film, niemniej scena z pruciem z potężnego karabinu do wrogich jednostek robiła niesamowite wrażenie. Pociski kalibru dwóch kciuków szatkowały ciała żołdaków, rozpruwając wnętrzności w brutalnym tańcu śmierci z Rambo w roli prowadzącego. Nie bez powodu wspominam ową sekwencję, gdyż w "Likwidatorze" Arnie również dosiada wysłużonego działka obrotowego, robiąc krwawe kotlety z oprychów Corteza (kule widowiskowo masakrują rzesze nieszczęśników). Najwyraźniej wraz z wiekiem starsi Panowie wyjątkowo upodobali sobie duże gnaty o dużej sile rażenia... Czyżby jakiś rodzaj rekompensaty? A niech sobie rekompensują na zdrowie, stare byki zdecydowanie zasłużyły na męskie zabawki dobitnie pokazujące kto jest szefem. W dodatku w przypadku Schwarzeneggera, motyw z działkiem stanowi ładny ukłon w stronę jednej (?) z jego życiowych ról w "Terminatorze 2" (pamiętny ostrzał policyjnych patroli z okna wieżowca), przypominając najlepsze lata "Austriackiego dębu" na dużym ekranie.

Na całe szczęście dla widza, Arnie nie ograniczył się jedynie do prucia z zamontowanej na pace pojazdu przedpotopowej obrotówki, można go zatem również podziwiać w nieźle nakręconej scenie pościgu (auta śmigają przez pola kukurydzy, zaś Arnold AKA Owens przypadkiem zamienia sportowy wóz z dachem w wersję "odkrytą") i, fanfary, w pojedynku na gołe pięści. Tak jest proszę Państwa, wpieniony Ray zmuszony jest udowodnić młodszemu gachowi kto naprawdę rządzi w Sommerton, robi zaś to przy użyciu prostych, sierpów, jak również i chwytów wrestlingowych (body slam o metalową posadzkę uśpiłby każdego). Oczywiście w sekwencji pojedynku widać nadmierne cięcia mające na celu ukryć wszelkie niedoskonałości w montażu (przypominam: Arnold ma już 65 lat), niemniej miło zobaczyć emerytowanego herosa kina akcji dzielnie stawiającego czoła młodszemu rywalowi.

"Likwidator" traktuje przedstawioną historię z lekkim przymrużeniem oka, dzięki czemu znalazło się miejsce na parę autoironicznych tekstów i kąśliwych uwag wypowiadanych przez Arniego. Część z nich to prztyczki we własny nos odnośnie podeszłego wieku, część zaś to cięte riposty skierowane do oprychów znajdujących się po złej stronie lufy. Miło, iż Schwarzenegger potrafi potraktować własną osobę z dystansem (na modłę "Niezniszczalnych 2"), jednocześnie zaś stara się kultywować stare tradycje kina akcji lat 80. (pewny siebie protagonista z niewyparzoną gębą). Efekt jest co prawda udany połowicznie, niemniej plus za odwagę.

Problem z "Likwidatorem" jest taki, iż pomimo wszelkich zalet i obecności Arnolda na ekranie po latach przerwy, od filmu bije kinem niższej kategorii niczym smrodem ze stojących na baczność skarpetek. Akcenty komediowe w postaciach odgrywanych przez Knoxville'a (postrzelony fanatyk broni palnej) i Guzmana (pierdołowaty zastępca szeryfa) bardziej irytują niż śmieszą zaś wspomniany wcześniej rwany montaż scen akcji (zwłaszcza starcia wręcz) na spółkę z wyraźnie widocznym udziałem kaskaderów boleśnie przypominają o wieku Schwarzeneggera (który i tak do zbyt ruchliwych i gibkich nigdy się nie zaliczał). O fabularnej sztampie i niektórych czerstwych tekstach wspominać chyba nie muszę...

Niech jednak stracę – polecam "Likwidatora" wielbicielom Arniego łaknącym produkcji z jego udziałem. Niniejszym udzielam również staremu, dobremu Schwarzeneggerowi pokaźnego kredytu zaufania licząc na to, iż w przygotowaniu ma już projekt(y) z wyższej półki. Wspomniany kredyt może się jednak spłacić w mgnieniu oka i z potężnymi odsetkami, gdyż na horyzoncie widnieje ciekawy "Escape Plan" łączący w jednym filmie zarówno Pana wymienionego wyżej jak i Stalowego Sylwka. Dwóch podstarzałych twardzieli dających nogę z naszpikowanego nowoczesną technologią "kicia"? Jestem za, a nawet przeciw. Tymczasem zaś pozostaje nam podziwianie Arnolda w miarę porządnym akcyjniaku ocierającym się niebezpiecznie o klasę B. Rzecz raczej dla fanów.

Ogółem: 6+/10

W telegraficznym skrócie: Arnie wraca do kin(a) na dobre! Oby jednak kolejne produkcje trzymały tendencję zwyżkową... "Likwidator" ma parę niezłych scen akcji, trochę pościgów samochodowych i lekką dawkę humoru. Cieszy obecnością Schwarzeneggera w roli głównej, irytuje akcentami komediowymi i klimatem a la kino klasy B.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Były już gubernator Kalifornii powoli wraca na ekrany w starym, dobrym stylu. "Likwidatora" można... czytaj więcej
Kiedy to po ostatniej części "Terminatora", "Buncie Maszyn", Arnold Schwarzenegger zapowiedział koniec... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones