Recenzja filmu

Mój nauczyciel (2008)
Bohdan Sláma
Pavel Liška

Cierpienia czeskiego geja

Bogdan Slama raz jeszcze pokazuje, że czeskie kino potrafi podjąć trudny temat nie mizdrząc się do widza i nie urabiając go na czeski spleen. Jednak "Mój nauczyciel" grzęźnie w ideologicznych
Bogdan Slama raz jeszcze pokazuje, że czeskie kino potrafi podjąć trudny temat, nie mizdrząc się do widza i nie urabiając go na czeski spleen. Jednak "Mój nauczyciel" grzęźnie w ideologicznych schematach. Slama lubi wieś, ale nie tę "spokojną i wesołą", ale opresyjną, tę osobliwą scenografię marazmu i niespełnienia. Tytułowy nauczyciel myśli jednak inaczej, ucieka z Pragi na prowincję z przekonaniem, że prostota tamtego życia pomoże w zmaganiach z samym sobą. Petr (cudownie przeciętny i jednocześnie intensywny Pavel Liska) jest homoseksualistą (czego nie akceptuje) i wierzy, że zaszycie się z dala od swojego świata przyniesie mu spokój. Pomoże zbudować nową tożsamość. Te mrzonki szybko zostaną zweryfikowane, bohater zakocha się (oczywiście nieszczęśliwie) w jednym ze swoich uczniów, jednocześnie skłaniając ku sobie jego samotną matkę. To się nie może udać nawet w czeskim filmie. Mam z filmem Slamy problem. Z jednej strony urzeka próbą przełamania stereotypu, w ramach którego o poważnych sprawach musimy mówić w konwencji gawędy, odwagą w podjęciu tematu homoseksualnej tożsamości (choć zaznaczmy od razu, że to odwaga mocno przeterminowana). Z drugiej jest w tym filmie nieszczerość i męczący moralny paternalizm. Bohater cierpi z powodu własnej odmienności, a reżyser przesadnie mu w tym sekunduje. Homoseksualizm staje się zbyt ostentacyjną figurą osobności, jaką kino światowe wykorzystywało z powodzeniem, ale trzy dekady temu. Zresztą może irytacja towarzysząca oglądaniu tego filmu wynika z faktu, że "Mój nauczyciel" boleśnie uświadamia, jak daleko jesteśmy za Europą. Przypomina niemiłą prawdę, że w naszej części świata podobne dylematy seksualnej tożsamości wciąż trzeba przedstawiać w konwencji wielkiego dramatu. Problem w tym, że nawet gdyby tak było, to u Slamy jest to mało przekonujące. Petr to klasyczny cierpiętnik rozpięty na krzyżu stereotypów, które reżyser skwapliwie powiela. Z jednej strony okropne wielkomiejskie środowisko (wizyta praskiego eks-narzeczonego), z drugiej - rzekomo kojąca sielskość prowincji, która, co wiemy z wcześniejszych filmów Slamy (chociażby "Szczęścia"), jest tylko męczącym mirażem. Pomiędzy jest rzekomy dramat, który trudno zrozumieć, Petr jest bowiem gejem wyciętym z prawicowych broszurek. Męczennik własnej tożsamości zżerany przez poczucie winy, mimo że żyjący w zasadzie w celibacie. Nadmuchany dramat. Ten męcząco-ideologiczny przekaz niweluje humor, którego na szczęście tu nie brakuje (vide: scena rozmowy z rodzicami), jednak mimo tego bohater pozostaje irytująco drewniany. Koniec końców aż chce się zapytać, wzorem pewnego młodego polskiego reżysera: "Ale, o co ci k...a chodzi?". Niestety Slama nie udziela odpowiedzi.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones