Recenzja filmu

Minecraft: Film (2025)
Jared Hess
Joanna Węgrzynowska-Cybińska
Jason Momoa
Jack Black

Blockbuster z bloków

Ekranizacje gier wideo od dekad próbują znaleźć idealny balans między wiernością materiałowi źródłowemu a atrakcyjnością kinowego widowiska. W przypadku "Minecraft: Film" nie chodzi jednak o
Ekranizacje gier wideo od dekad próbują znaleźć idealny balans między wiernością materiałowi źródłowemu a atrakcyjnością kinowego widowiska. W przypadku "Minecraft: Film" nie chodzi jednak o pytanie, czy film się sprzeda – tylko jak bardzo. Produkcja Jareda Hessa, oparta na najpopularniejszej grze wszech czasów, była skazana na sukces kasowy jeszcze przed premierą. To nie tyle film, co globalne wydarzenie, którego wynik finansowy (ponad 900 milionów dolarów w pierwszych tygodniach) potwierdza prostą prawdę: przenoszenie kultowych gier na ekran, nawet jeśli fabularnie kuleje, to złoty interes.

"Minecraft" jako gra nigdy nie oferował klasycznej narracji – dawał jedynie przestrzeń do budowania, eksploracji i kreatywności. Film musiał więc zbudować fabułę od zera. Scenarzyści postawili na klasyczną opowieść o ratowaniu świata i "wybrańcu", co czyni historię przystępną dla szerokiej widowni.


Głównym bohaterem jest Steve (Jack Black), który jako pierwszy człowiek trafia do świata Minecrafta – Overworldu – przez magiczny portal. Po serii niefortunnych wydarzeń zostaje uwięziony przez Małgosię, złowrogą królową Netheru. Z pomocą wilka, Steve wysyła magiczne artefakty do naszej rzeczywistości, które trafiają do Garetta Garrisona (Jason Momoa) – byłego mistrza gier wideo z lat 80. Garrett, wraz z trójką nastolatków (granych przez Emmę Myers, Sebastiana Hansena i Danielle Brooks), zostaje wciągnięty do blokowego świata. Razem muszą opanować zasady przetrwania, uratować Steve’a i powstrzymać zło, zanim przesiąknie do realnego świata.

Obsada filmu jest jego najmocniejszym punktem. Jason Momoa gra swoją rolę z dystansem i humorem, łącząc charyzmę akcyjniaka z melancholią "bohatera sprzed lat". Jack Black jako Steve kradnie każdą scenę – jego absurdalna ekspresja i kultowe już "Chicken Jockey!" stały się viralem i symbolem całej produkcji.


Sama narracja nie należy do najbardziej oryginalnych. Historia toczy się sprawnie, ale nie zaskakuje. Struktura filmu przypomina levelowanie w grze – bohaterowie zdobywają nowe umiejętności, poznają zasady świata i walczą z kolejnymi bossami. Dla części widzów może to być zbyt mechaniczne, ale dzieci i fani gry odnajdą tu dokładnie to, czego oczekują.

Scenariusz, pisany przez aż pięciu autorów, cierpi na brak spójności – niektóre wątki zostają porzucone, a przesłanie o sile współpracy i kreatywności, choć obecne, pozostaje raczej powierzchowne. Jednak trudno wymagać głębokiego katharsis od filmu, którego główną ambicją jest rozrywka i nawiązanie do świata gry.

Największym wyzwaniem było wizualne oddanie klimatu gry. Twórcy zdecydowali się na hybrydę CGI i klasycznej animacji komputerowej, z mieszanym rezultatem. Świat wygląda kolorowo i efektownie, ale momentami jest zbyt chaotyczny. Niektóre sceny – jak eksplozja creepera w slow-motion – robią wrażenie, inne wypadają jak z serialu animowanego dla dzieci. Ale właśnie w tym tkwi sedno: to film stworzony dla dzieci i dla fanów – i to oni będą zachwyceni.

Dlaczego "Minecraft: Film" zarabia setki milionów dolarów mimo przeciętnych recenzji krytyków? Bo to franczyza, która nie potrzebuje idealnej narracji. Dla milionów graczy na całym świecie sama obecność znanych postaci, dźwięków i bloków jest wystarczającym magnesem. To także seans rodzinny, który mogą obejrzeć razem dzieci i dorośli – ci pierwsi z ekscytacją, ci drudzy z nostalgią.

Dodatkowo, film doskonale sprawdza się w mediach społecznościowych – memiczne sceny, krótkie klipy, estetyka bloków – to gotowy materiał do viralowej promocji. Nie dziwi więc, że film błyskawicznie przebił barierę 900 milionów dolarów.


"Minecraft: Film" to adaptacja, która pokazuje, że przenoszenie gier na ekran nie musi być perfekcyjne, by być opłacalne. Choć fabuła nie powala, a scenariusz momentami trzeszczy, energia aktorów, humor i odniesienia do gry sprawiają, że film spełnia swoją rolę – dostarcza radości fanom i przynosi zyski twórcom.

Ten film nie zmieni historii kina. Ale zmienił sposób, w jaki studia filmowe patrzą na adaptacje gier – jako na pewny strzał w box office, który – jak dobrze zbudowana baza w "Minecraft" – przyniesie zyski, nawet jeśli nie każdy klocek pasuje idealnie.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Minecraft: Film
„Minecraft: Film” to próba przeniesienia jednej z najpopularniejszych gier wszech czasów na duży ekran.... czytaj więcej