Recenzja filmu

Moon (2009)
Duncan Jones
Sam Rockwell
Kevin Spacey

Księżycowa serenada o samotności

Film z początku zapowiadał się na thriller. W niepokojącej scenerii opustoszałej bazy kosmicznej spodziewałem się koszmaru niczym z "Ukrytego wymiaru". Przygryzłem paznokieć i zerkałem przez
Film z początku zapowiadał się na thriller. W niepokojącej scenerii opustoszałej bazy kosmicznej spodziewałem się koszmaru niczym z "Ukrytego wymiaru". Przygryzłem paznokieć i zerkałem przez palce, czekając w rosnącym napięciu, aż bezpieczna, zrozumiała struktura świata zostanie niespodziewanie rozszarpana szponami infernalnego monstrum. Nic takiego nie nastąpiło. Historia wychynęła z cienistych obszarów space horroru i zmieniła się w coś, co mógłbym określić jako psychologizujący dramat w kosmicznym dekorum. Nastawiłem się więc na opowieść pokroju holywoodzkiego "Solaris". Ta analogia jest zdecydowanie trafniejsza, chociaż niesprawiedliwością byłoby oceniać "Moon" tylko i wyłącznie przez pryzmat innych filmów. Dziełko to ma swój specyficzny nastrój, swoją unikatową tematykę i ogólnie trzeba Nathanowi Parkerowi (scenariusz) oraz Duncanowi Jonesowi (reżyseria) przyznać, iż wzbogacili filmotekę SF o coś wartościowego i oryginalnego. "Moon" wydaje się dosyć wiarygodnym spojrzeniem w przyszłość. Wizja Księżyca została obdarta z romantycznej patyny. Poetyka miejsca jest zimna i bezwzględna. Jałowa pustynia ma w sobie tyle wartości, na ile może wzbogacić ludzkość. Zautomatyzowane kopalnie wydobywają Helium 3, paliwo dla ziemskich elektrowni produkujących czystą ekologicznie energię. Po martwej powierzchni bezustannie wędrują gigantyczne maszyny, bezzałogowe kolosy mielące tony skał w poszukiwaniu cennego surowca. Pieczę nad nimi sprawuje jeden człowiek, Sam Bell (Sam Rockwell). Zamieszkiwana przez niego baza nie może uchodzić za przytulne gniazdko. Doskonale wpisuje się w martwe, industrialne otoczenie surową funkcjonalnością aranżacji. Nawet robot GERTY zarządzający bazą nie został ocieplony antropomorficznym sznytem. Wygląda jak, nie przymierzając, kserokopiarka. Bezduszne otoczenie jest jednak naznaczone śladami bytności jedynego załoganta. Ma on za sobą niemal już cały trzyletni kontrakt i widać, że przez ten czas baza była jego domem: nieskazitelny ład tu i ówdzie zaburzają porozrzucane osobiste rzeczy, na jednym ze stołów stoi niedokończona makieta rodzinnej miejscowości, do korpusu GERTY'ego przylepione są fiszki z krótkimi notatkami. Bell rozstaje się z tym miejscem raczej bez żalu. Trzy lata odosobnienia to wystarczająco długo, tym bardziej, że na Ziemi czeka na niego żona i niespełna czteroletnia córka. Astronauta żyje już praktycznie tylko wspomnieniami i wyczekiwaniem na powrót. Dwa tygodnie przed końcem kontraktu Sam przez nieuwagę wjeżdża pod jeden z kombajnów. Gdy po jakimś czasie wraca na miejsce wypadku, odkrywa coś, co zaburza monotonię autystycznego odosobnienia. O czym jest ten film? Odpowiedzi na to pytanie będzie pewnie tyle, ilu widzów. Jak mawia przysłowie: piękno jest w oku patrzącego. Może dlatego zobaczyłem historię o samotności. Tak absolutnej i dojmującej, że jedyną wystarczająco dosadną formą jej przedstawienia było umieszczenie bohatera na lunarnej pustyni, oddzielonego od rodzinnej, bezpiecznej planety bezkresną pustką. W tym odosobnieniu nadzieję dają mu już tylko wspomnienia. Jednak z nich też zostaje ograbiony. Jest sam, porzucony, zapomniany. Jedyne co może go uratować to wyciągnięcie ręki do siebie samego. I to w bardzo dosłowny sposób.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kino sci-fi przeżywa ostatnimi czasy renesans. To zasługa młodych, zdolnych i piekielnie kreatywnych... czytaj więcej
To mały krok dla człowieka, ale wielki dla ludzkości – powiedział Armstrong, gdy jako pierwszy człowiek... czytaj więcej
Czy nie każdy z nas chciałby kiedyś polecieć na Księżyc? Stanąć na srebrzystym globie jak niegdyś Neil... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones