Recenzja filmu

Na los szczęścia, Baltazarze! (1966)
Robert Bresson
Anne Wiazemsky
François Lafarge

Idź, patrz i milcz

Bresson jasno wskazuje człowieka, jako źródło zła, ale ważniejszy pozostaje dla niego czyn niż osoba zań odpowiedzialna. Ludzie to tylko narzędzia w sprawnych rękach reżysera, osądzającego ogół,
Zdiagnozowanie źródła obecności zła w życiu pozostaje trudne do ustalenia. Nie można bowiem w pełni zdefiniować, czy jest ono pierwotnie wpisane w naturę ludzką, czy ma charakter transcendentny. Faktem jest, że nieustannie koegzystuje ono obok człowieka, ale znalezienie jego podłoża nie oznacza definitywnego pozbycia się go. Artyści, w tym twórcy współczesnego kina, próbują doszukiwać się przyczyny mroku. Lars von Trier w "Antychryście" wskazuje naturę jako kościół zła, której, bezwiednie tkwiący w niej człowiek, ulega. Z kolei "Climax" Gaspara Noe nie tyle skupia się na odpowiedzeniu na pytanie o jego pochodzenie, ile jest działającą na wszystkie zmysły, wizją narkotycznego piekła. Motyw zła i poszukiwania czystości obecny był również w późnych filmach Roberta Bressona, który w 1966 znalazł się chyba najbliżej odpowiedzi, tworząc najbardziej trafny traktat o naturze człowieka. 

Bresson jasno wskazuje człowieka, jako źródło zła, ale ważniejszy pozostaje dla niego czyn niż osoba zań odpowiedzialna. Ludzie to tylko narzędzia w sprawnych rękach reżysera, osądzającego ogół, a nie jednostkę. Efektem tego są analityczne kadry skupione na dłoniach, gestach i przedmiotach. Petarda w ręce, nieuczciwie zdobyte pieniądze, bat, niechciany dotyk uda pozbawiają tożsamości  sprawcę, nadając uniwersalności czynowi. Ciężar zła spoczywa w akcie, a nie jego autorze. Sam Bresson nie osądza jednoznacznie człowieka. Trudno poddać zdecydowanej ocenie postać alkoholika. Przemoc wobec osła stanowi ujście dla dławiącej go bezsilności. Ale reżyser nie widzi w nim tylko oprawcy i nadaje mu rolę osoby, która w kluczowym momencie wybawia zwierzę od niepotrzebnej śmierci.

Najwięcej uwagi Bresson poświęca pierwszej właścicielce osła – Marii. Losy postaci są związane z historią Baltazara. Skazana przez niezrozumienie na tułaczkę, traci raj i spotyka się z szerokim spektrum cierpienia: uciskana przez ojca, później krzywdzona przez partnera. Źle podjęte decyzje prowadzą do jej zagubienia. Zmusza się do kochania chuligana Gerrarda, a zostając skrzywdzona, traci zdolność do wyrażania miłości. Marzy o ucieczce, a jej niespodziewane zniknięcie pozostaje owiane tajemnicą i skwitowane milczeniem. Reżyser pozostawia widza z tą niewyjaśnioną ciszą i pozwala mu skazać Marię na cierpienie lub szczęście (w przeciwieństwie do jednoznacznego końca Baltazara.)

Po co zatem sam Balthasar? Osiołek nie pozostaje jedynie obiektem kumulacji krzywd, ale jest przede wszystkim milczącym odbiciem czystości, do której ludzkość powinna dążyć. Niezdolność rodzi frustracje, od której blisko do zła. Porównanie Balthasara do Chrystusa nasuwa się samo, jak i inne religijne motywy: siedem grzechów głównych, droga krzyżowa, Maryja matka Mesjasza. Jean-Luc Godard, wzruszony seansem stwierdził, że Bresson "zamknął całą ludzkość w półtoragodzinnym seansie". Jednak najważniejsza lekcja kryje się w samym Balthazarze. Czystość i niewinność wydają się być może mało opłacalne w tym świecie, ale jeśli prawdziwe uwolnienie tkwi w śmierci, to  jest zdecydowanie bardziej wartościowe niż zło za życia. 
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones