Recenzja filmu

Nieściszalni (2010)
Ola Simonsson
Johannes Stjärne Nilsson
Bengt Nilsson
Sanna Persson

Muzyka na jedno miasto, sześć perkusji…

I jednego głuchego gliniarza. To on, Amadeusz Warnebring, sprawia, że film nie jest jedynie rozwinięciem i zakończeniem krótkometrażowej historii sprzed dziesięciu lat, gdy sześcioro tych samych
I jednego głuchego gliniarza. To on, Amadeusz Warnebring, sprawia, że film nie jest jedynie rozwinięciem i zakończeniem krótkometrażowej historii sprzed dziesięciu lat, gdy sześcioro tych samych muzyków zaanektowało na swój użytek kuchnię, salon i łazienkę pewnego przytulnego szwedzkiego mieszkanka wyposażonego w wyroby made in Ikea ("Muzyka na jeden lokal i sześć perkusji", 2001).

Warnebring (w tej roli nieznany Bengt Nilsson) przez całe życie zmaga się ze swoją muzycznie utalentowaną rodziną (matka pianistka, ojciec dyrygent, młodszy brat – muzyczny geniusz), swoim absolutnym brakiem słuchu i swoim imieniem (Amadeusz). Nic dziwnego, że w takich warunkach niedostatek talentu rozwinął się u niego w alergiczną wręcz niechęć do muzyki i spotkań rodzinnych. Na jego twarzy dostrzec można wyraz niemal fizycznej udręki, gdy znajomi rodziców, oczywiście muzycy, na wieść, że jest policjantem, po raz tysięczny rzucają żartobliwe pytanie: a cóż cię sprowadza, czy puzoniści zrobili kogoś w trąbę? Nie jest w stanie wysłuchać kameralnego recitalu, a co dopiero koncertu symfonicznego pod batutą swego brata, na który przybywa de facto z zatyczkami w uszach. Przez całe życie ucieka od, zdawać by się mogło przeznaczonego mu, świata. Świata muzyki, instrumentów, metronomów. To wszystko jednak dopada go pewnego dnia w dotychczasowym azylu, w jego pracy, gdy w mieście pojawią się muzyczni terroryści.

Kim są? Bandą zapaleńców, dziwaków, pasjonatów, którzy pod przywództwem Sanny (jedyna kobieta w składzie), poszukują muzyki w otaczającym ich świecie. A jeśli jej nie znajdują, to zrobią wszystko, by ją z niego wydobyć. To muzyczni anarchiści nie mieszczący się w murach Akademii Muzycznej, którzy pracę w operze określają mianem prostytucji. Mają dość otaczającego ich hałasu, byle jakiej muzyki, którą na co dzień funduje im miasto. Wypowiadają mu wojnę, wojnę w czterech odsłonach, czy też raczej w czterech koncertach, podczas których zaadaptują na swoje potrzeby najbardziej zaskakujące miejskie przestrzenie i najbardziej zaskakujące przedmioty. W ich "akcjach" nie ma miejsca na przypadek, dlatego nie brak zsynchronizowanych zegarków, kominiarek i gumowych rękawiczek. Wszystko jest doskonale przygotowane i niezwykle dynamiczne, jak w dobrym filmie sensacyjnym. Gdy dodać do tego efekt końcowy, a więc wygrywanie melodii na respiratorze czy niszczarce do papieru, całość aż prosi się o gromki wybuch śmiechu.

W końcu metronom się zatrzymuje. Film wyraźnie zwalnia, żeby nie powiedzieć, że chyli się ku upadkowi, gdy na pierwszy plan wysuwa się postać Amadeusza wraz z dręczącymi go demonami. Kamera coraz mniej czasu poświęca szalonym muzykom i ich karkołomnym przedsięwzięciom, a coraz bardziej skupia się na krokach podejmowanych przez policjanta, by rozwiązać sprawę. Wraz z rozwojem śledztwa, dociera do niego, że nie powinien ścigać tych ludzi, a poprosić ich o pomoc. W końcu, w wielkim finale, wykorzystuje ich determinację i odnajduje dzięki nim upragnioną ciszę.

W ostatnim ujęciu Amadeusz i Sanna ograniczają się do wymiany porozumiewawczych, na wpół ironicznych uśmiechów. Każde z nich osiągnęło satysfakcję. Amadeusz pewnie na długie lata. Sanna może na kilka tygodni, póki nie przestanie ścigać jej policja, a sprawa trochę nie przycichnie. Potem znów wyruszy w poszukiwaniu muzycznych uniesień. Oby duet Simonsson i Nilsson znów zdołał to sfilmować i oby w kadrze nie znalazł się już żaden nieszczęśliwy gliniarz.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Dobry pomysł to połowa sukcesu. Koncept filmu o muzykach, którzy dźwiękami chcą sterroryzować miasto,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones