Recenzja filmu

Noc oczyszczenia (2013)
James DeMonaco
Ethan Hawke
Lena Headey

Libertarianin z maczetą

Filmowa ekspozycja jest długa, a reżyser w umiejętny sposób buduje napięcie przed finałową konfrontacją z bandziorami. Ale znów, z dużej chmury kapuśniaczek: kiedy napastnicy wreszcie dostają
Ayn Rand spotyka Johna Carpentera: oto podczas jednej nocy w roku zestresowani i nabuzowani Amerykanie mogą uwolnić bestię – nie przejmując się konsekwencjami, wyjść na ulice i bezkarnie mordować bliźnich. Służby ratownicze i policja nie odbierają telefonów, domy zamieniają się w ufortyfikowane twierdze, a media relacjonują krwawe łowy obywateli. Wszystko dzięki specjalnej ustawie, umożliwiającej kanalizowanie społecznej agresji i gwarantującej bezkarność za oczyszczanie kraju Wuja Sama z bezproduktywnych "odpadów" – bezrobotnych, biednych, wyrzuconych na bruk. Ergo: pomysł i na mięsisty thriller, i na ostrą jak brzytwa satyrę. Tym większa szkoda, że skończyło się na marnym kinie grozy z pretensjami. 

Ocaloną i odnowioną za sprawą przełomowej ustawy Amerykę poznajemy oczami małżeństwa Sandinów. Są piękni, wykształceni, zamożni i jako członkowie klasy uprzywilejowanej mogą spać spokojnie – zwłaszcza podczas tytułowej nocy. Wierzą w ideę corocznej czystki, lecz w duchu pozostają pacyfistami – zamiast ostrzyć maczety i oliwić strzelby jak ich sąsiedzi, sączą winko i oglądają telewizję w naszpikowanym elektroniką domu. Wszystko zmieni się, gdy najmłodszy syn złamie zasady bezpieczeństwa i udzieli schronienia rannemu bezdomnemu. Gdy u bram stanie grupa zamaskowanych ludzi, domagając się wydania mężczyzny, bohaterowie zrozumieją, że skończyły się czasy piłatowych gestów. Albo poślą nieszczęśnika na pewną śmierć, albo sami chwycą za broń i staną do walki z napastnikami. Nie trzeba być prorokiem, żeby wiedzieć, co zrobi facet o twarzy Ethana Hawke'a.

Odbita w krzywym zwierciadle libertariańska idea "pasożytów" zaludniających bogate miasta i psujących rozwojową gospodarkę jest na tyle nośna, że mogłaby pociągnąć cały film – zwłaszcza że na ekranie upada jej fundament, czyli aksjomat nieagresji. Scenarzysta i reżyser, James DeMonaco, nie ma jednak żadnego sensownego pomysłu na jej wykorzystanie. Pytań odnośnie spójności wizji, logiki wydarzeń i motywacji bohaterów pojawia się tyle, że właściwie trudno skupić się na samej akcji. Najważniejsze z nich kołacze się po głowie już w trakcie prologu: dlaczego jednorazowe przyzwolenie na ciężkie zbrodnie miałoby się przyczynić do spadku przestępczości wśród najbardziej zdesperowanych, skoro to głównie oni są celem corocznych polowań? DeMonaco stara się zbudować przekonującą dystopijną wizję, ale przy tak lichym scenariuszu jego plan musi spalić na panewce. Pogrążają go również bohaterowie – poza ciekawą Mary Sandin (dobra Lena Headey) dobrani są według zbyt oczywistego klucza: pan domu to sztywny karierowicz, najmłodszy syn jest odklejonym od rzeczywistości geekiem, córka to nimfetka w podkolanówkach, a bezdomny okazuje się weteranem wojennym (czytaj: symbolizuje okrutny paradoks rządowej ustawy).

Oczywiście, filozofowanie nie jest domeną kina, w którym wszelkie problemy rozwiązuje się za pomocą shotguna i maczety. Filmowa ekspozycja jest długa, a reżyser w umiejętny sposób buduje napięcie przed finałową konfrontacją z bandziorami. Ale znów, z dużej chmury kapuśniaczek: kiedy napastnicy wreszcie dostają się do domu, DeMonaco zmienia klimat i ucieka się do iście horrorowych chwytów: złowróżbnych chichotów, kroków w piwnicy, wykrzywionych w grymasie nienawiści facjat. Zaś gdy wreszcie przychodzi do nawalanki, obnażona zostaje cała inscenizacyjna bieda filmu. Trochę tu "Nieznajomych", szczypta "Najścia", nuta "Funny Games". Co ciekawe, ten ostatni film powstał właśnie po to, by rzucać światło na atawizmy stojące za takimi obrazami jak "Noc oczyszczenia". U Hanekego bohaterowie zwracali się wprost do kamery, by widz nie miał wątpliwości, że u źródeł jego fascynacji podobnym kinem leży perwersyjna frajda z ekranowej przemocy. DeMonaco nie spełnia nawet tej obietnicy – wariant "albo my ich, albo oni nas" sprowadza się tu do kilku machnięć siekierą i strzałów z pistoletu. Nuda. Jeśli więc warto zarwać tę noc,  to tylko dla fabularnego punktu wyjścia – pomysłu z pogranicza szaleństwa i geniuszu.
1 10
Moja ocena:
5
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Czasami, aby dobrze bawić się na seansie, widz musi zgodzić się na pewne intelektualne ustępstwa. Nie da... czytaj więcej
Nie można zarzucić twórcy "Nocy oczyszczenia", że nie chciał do świata thrillerów wrzucić czegoś... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones