Choć trudno uwierzyć, że uniwersum Obecności trwa już ponad dekadę, "Obecność 4: Ostatnie namaszczenie" udowadnia, że dobre horrorowe opowieści nie starzeją się - o ile ktoś potrafi je
Choć trudno uwierzyć, że uniwersum Obecności trwa już ponad dekadę, "Obecność 4: Ostatnie namaszczenie" udowadnia, że dobre horrorowe opowieści nie starzeją się - o ile ktoś potrafi je odpowiednio poprowadzić. Najnowsza odsłona sagi o Warrenach to film, który nie tylko szanuje korzenie serii, ale też odważnie rozwija jej mitologię, dostarczając widzowi przeżyć intensywnych, emocjonalnych i autentycznie przerażających.
Fabuła koncentruje się na kolejnym, pozornie odosobnionym przypadku, który Ed i Lorraine Warren zaczynają badać po tajemniczym wydarzeniu w małym, amerykańskim miasteczku. Już od pierwszych minut widać, że twórcy celują w klimat bardziej kameralny i mroczny niż poprzednio - mniej efektów, a więcej sugestii, szeptów i powolnie narastającego napięcia. Lorraine, jak zwykle zmagająca się z ciężarem swojej wrażliwości paranormalnej, staje przed wizjami tak intensywnymi, że granica między snem a rzeczywistością zaczyna się niebezpiecznie zacierać.
Warstwa aktorska to jeden z największych atutów filmu. Vera Farmiga po raz kolejny wnosi do roli ciepło, melancholię i mistyczną aurę, której nie da się podrobić. Patrick Wilson jako Ed łączy stanowczość z troską, tworząc z Lorraine jeden z najbardziej wiarygodnych duetów w historii horroru. Co ważne, film nie sprowadza ich tylko do roli "łowców demonów" - to pełnokrwiste postacie, które ryzykują nie tylko życiem, ale i własną równowagą psychiczną.
Strona techniczna zasługuje na osobne pochwały. Zdjęcia są nastrojowe i stonowane, operujące półcieniem i chłodną paletą barw, która potęguje poczucie osaczenia. Dźwięk to mistrzowskie narzędzie grozy - skrzypiące podłogi, przeciągi, oddechy dobiegające jakby zza ściany, a wszystko dawkowane z chirurgiczną precyzją. Zamiast tanich jumpscare'ów otrzymujemy napięcie, które wgryza się powoli, ale nieubłaganie.
Na pochwałę zasługuje również rozwinięcie motywów religijnych i demonologicznych, które nie są tu jedynie rekwizytem. "Obecność 4: Ostatnie namaszczenie" zręcznie balansuje między metafizyką a dramatem psychologicznym, dając do zrozumienia, że każdy przypadek, którym zajmują się Warreni, ma konsekwencje nie tylko dla ofiar, ale i dla nich samych. W finale wyczuwa się delikatny cień pożegnania - może to ostatnie "namaszczenie" tej ikonicznej pary, a może jedynie zamknięcie pewnego rozdziału przed kolejnym.
Film nie jest pozbawiony drobnych wad - momentami tempo spowalnia bardziej niż potrzeba, a niektóre postacie poboczne mogłyby zostać rozwinięte pełniej. Jednak ogólne wrażenie pozostaje bardzo pozytywne: to horror dojrzalszy, stonowany i pełen atmosfery, który pamięta, że strach działa najlepiej, gdy pozostawia furtkę wyobraźni.
"Obecność 4: Ostatnie namaszczenie" to godne zwieńczenie historii, która na zawsze wpisała się do kanonu współczesnych horrorów. Dla fanów serii - pozycja obowiązkowa. Dla reszty - przypomnienie, że prawdziwa groza nie musi krzyczeć, by długo rezonować w świadomości widza.