Wszystkim zapewne znane są hitlerowskie zbrodnie z okresu II Wojny Światowej, głównie ze względu na ich zasięg i skalę. Zapewne jednak mało kto wie o wyczynach faszystowskiej Japonii z tych lat,
Wszystkim zapewne znane są hitlerowskie zbrodnie z okresu II Wojny Światowej, głównie ze względu na ich zasięg i skalę. Zapewne jednak mało kto wie o wyczynach faszystowskiej Japonii z tych lat, które to działania obejmowały głównie obszar Azji Wschodniej. Zadania opowiedzenia o niechlubnych wyjątkach z japońskiej historii podjął się w 1987 roku chiński reżyser Tun Fei Mou. Jego "Hei tai yang 731", znany również pod anglojęzycznym tytułem "Man Behind The Sun" to historia działalności niesławnego oddziału 731, którego zadaniem było wynalezienie skutecznej broni biologicznej, która umożliwiłaby Japonii zwycięstwo w wojnie. Zwłaszcza wobec zbliżającego się konfliktu ze Związkiem Radzieckim. Wydarzenia w filmie ukazane zostały z perspektywy nieletnich rekrutów stacjonujących przy tajnej bazie badawczej w Mandżurii. Zabieg jak najbardziej usprawiedliwiony - w końcu nic nie jest tak chłonne jak dziecięcy umysł, który dopiero się kształtuje, dzięki temu widz może spojrzeć na bestialskie czyny oczami jednostek niewinnych, które były bezradne wobec ogromu zwyrodnienia i popadały powoli w znieczulicę. I zapewne tenże widz tak samo nie będzie pojmował tego, co dzieje się na ekranie. Członkowie szwadronu 731 dokonywali najrozmaitszych , nieludzkich eksperymentów na więźniach, którymi zazwyczaj byli Chińczycy, Koreańczycy oraz Rosjanie. Po wojnie odpowiedzialni za te zbrodnie uniknęli odpowiedzialności, a cała sprawa do dziś jest nieznana szerszemu ogółowi. Obraz Mou bez osłonek pokazuje szokujące wydarzenia, jakie miały miejsce w bazie oddziału 731, sięgając przy tym do stylistyki kina gore. Nic dziwnego, że "Man Behind The Sun" szybko trafił na listy filmów zakazanych w większości krajów. Trzeba przyznać, że twórcy nie oszczędzają widza i nie stosują taryf ulgowych, często wręcz sięgając po wątpliwe od strony moralnej metody realizacyjne (choćby wklejona prawdziwa scena autopsji kilkuletniego chłopca czy zwierzęta ginące na planie). Na dodatek całość została zrealizowana w paradokumentalnej konwencji, ofiary zbrodni wymieniane są z imienia i nazwiska, a nad wszystkim ciąży duszny, dołujący klimat, który tylko pogłębia pesymistyczną wymowę tej niezwykłej pozycji. Dzięki temu powstał film, który niewątpliwie daje do myślenia i który trudno po seansie wyrzucić z pamięci. Na pewno nie jest to pozycja dla ludzi o słabych nerwach (wystarczy wspomnieć, że na pokazach w kinach 16 osób w trakcie projekcji zmarło na zawał), ale dla tych, którzy się odważą, czas spędzony na oglądaniu tego dzieła nie będzie straconym. Poza tym, jest to obraz dosyć trudno dostępny, stąd też zapewne każdy kto po niego sięgnie, będzie to robił w pełni świadomy tego, z jakiego typu kinem ma do czynienia. Dla miłośników gore i ekstremy - mus absolutny. Usatysfakcjonowani powinni być również ci, którzy może niekoniecznie przepadają za tonami flaków na ekranie, za to szukają w X muzie czegoś więcej poza pustą, bezrefleksyjną rozrywką. Film Mou nie bez powodu bowiem pragnie wstrząsnąć widzem.