Recenzja filmu

Odważna (2007)
Neil Jordan
Jodie Foster
Terrence Howard

Zginie w kinie?

Erica (Jodie Foster), felietonistka radiowa, pada ofiarą napadu: zostaje brutalnie pobita, młodociani bandyci zabijają jej narzeczonego. Kilka tygodni późnej jest świadkiem innego napadu – tym
Erica (Jodie Foster), felietonistka radiowa, pada ofiarą napadu: zostaje brutalnie pobita, młodociani bandyci zabijają jej narzeczonego. Kilka tygodni późnej jest świadkiem innego napadu – tym razem w obronie własnej zabija sprawcę, po czym ucieka z miejsca zdarzenia. Odtąd zaczyna wychodzić na ulicę z ukrytą bronią i prowokować niebezpieczne sytuacje, by zabijać przestępców. Jednocześnie powraca do radia i prowadzi audycje – o wiele bardziej przejmujące, niż niegdyś. Sprawą tajemniczego „Mściciela” zajmuje się policjant (Terrence Howard), z którym Erica nawiązuje kontakt jako dziennikarka. "Odważna" jest przede wszystkim popisem aktorskim Jodie Foster i realizacyjnym Neila Jordana. Film miał być też popisem umiejętności scenarzystów, którzy skonstruowali wzorcowy wręcz majstersztyk fabularny: wszystkie wypadki są szeroko motywowane psychologicznie, a piętrzące się zawiłości akcji – prowadzące, jak się wydaje, w stronę ślepej uliczki – zyskują zaskakujące rozwiązanie i pointę. I to właśnie wzorcowe wywiązanie się przez scenarzystów z zadania powoduje dość paradoksalnie, że ani znakomita w swej powściągliwości kreacja Foster, ani błyskotliwe pomysły reżysera (myślę tu zwłaszcza o impresjach-obrazach miasta i o montażu) nie są w stanie złożyć się w przekonujące i prowokujące do rozważań dzieło. Bo przecież takim filmem, w zamyśle twórców, miała być "Odważna". Znajdujemy tu głębokie  – moim zresztą zdaniem pozorujące jakąś głębię – wywody bohaterki na temat drugiego „ja”, budzącego się w reakcji na doznane cierpienie, rozmowy na temat skuteczności i zasadności postępowania według litery prawa, a nawet motyw krwawych afrykańskich wojen domowych. Historia faktycznie mogła ukazywać skomplikowany problem dylematów „ludzi prawa”; mogła też być głosem w sprawach bezsilności obywateli wobec wielkomiejskiej przemocy i straszliwej sytuacji ofiar, które zmagają się z własną traumą i daremnie oczekują wymierzenia sprawiedliwości. Jednak fabuła jest aż nazbyt sprawnie opowiedziana: szwy konstrukcyjne zaczynają wychodzić na wierzch i trzeszczą. Siedzę na widowni i mam wrażenie, że zaprezentowano mi precyzyjnie złożony hollywoodzki produkt. W konsekwencji cała rozbudowywana w refleksyjnych intermediach warstwa egzystencjalna przygnieciona jest w moim odbiorze formą gatunkową filmu sensacyjnego i rozbrzmiewa kakofonicznie. Przemek Kaniecki
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Dwa tysiące lat temu Horacy pisał "Non omnis moriar". Słowa "nie wszystek umrę" były dla tego rzymskiego... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones