Recenzja wyd. DVD filmu

Ogród Luizy (2007)
Maciej Wojtyszko
Marcin Dorociński
Patrycja Soliman

Ni to dramat, ni to bajka

Luiza – córka miejscowego polityka, chorująca na schizofrenię, zostaje zamknięta przez ojca w psychiatryku, by nie przeszkodziła mu w prowadzeniu kampanii wyborczej na burmistrza. W tym samym
Luiza – córka miejscowego polityka, chorująca na schizofrenię, zostaje zamknięta przez ojca w psychiatryku, by nie przeszkodziła mu w prowadzeniu kampanii wyborczej na burmistrza. W tym samym zakładzie przebywa Fabio – gangster, który stara się o opinię chorego psychicznie, by wybronić się przed więzieniem.

Historia jest prosta, a temat dosyć zużyty. Ona – taka niewinna i bezbronna, potrzebująca ochrony przed całym brutalnym światem, i taka inna niż te wszystkie plastikowe panienki, które spotyka się na co dzień. On – twardziel o gołębim sercu, chadza z giwerą za pazuchą po mieście, sypia z prostytutkami, ale staje w obronie uciśnionych i pragnie tej jedynej, prawdziwej miłości. Gdy tylko poznaje Luizę – piękną dziewczynę o nietuzinkowej osobowości, jest gotowy odłożyć najpilniejszą nawet robotę (czytaj: przerwać sobie wyłudzanie haraczy), by stłuc każdą gębę w jej obronie, a potem rzucić wszystko w cholerę i zaszyć się razem z nią gdzieś na bezludnej wyspie (tutaj tą rolę miał odegrać Czarny Dunajec). Jakie to romantyczne!

Opowieść, którą przedstawia nam Wojtyszko, nie pozwala się jednoznacznie ocenić, wydaje się być niespójna: z jednej strony jest piękną i nieco bajeczną historyjką miłosną (tutaj nawet tytuł jest jak z bajki), z drugiej strony zawiera sporo elementów z realnego, dosyć brutalnego świata (mafijne porachunki, łapówki, choroba psychiczna). Jak na bajkę film jest za mało bajkowy, jak na realną historię – zbyt mało prawdziwy i zbyt naiwny.

Pomysł na film był ciekawy, fajne jest zakończenie, aktorstwo dobre, jednak czegoś   brakuje i coś psuje efekt. Momentami film się dłuży. Jest jakby nazbyt płytki, lekki, powierzchowny. W filmie pojawia się kilka elementów ciekawych i dających do myślenia, i te właśnie elementy może warto byłoby rozwinąć nieco bardziej, by zapchać przynudnawe dziury w scenariuszu. Mam tu na myśli na przykład wątek przemocy w zakładzie psychiatrycznym. Nie żebym była jakąś sadystką, ale zły sanitariusz zbił pacjentkę rurką od kroplówki? No to mógł jej już coś konkretniejszego zrobić, by zasłużyć na lanie od Fabia i wzbudzić negatywne uczucia u widzów. Na miejscu reżysera weszłabym też głębiej w aspekty psychologiczne. Dla przykładu interesującą kwestią są intencje Bartodzieja, który chciał ubezwłasnowolnić córkę. Choć początkowo jest pokazany jako ojciec bez serca, chcący pozbyć się problemu, z czasem można odnieść wrażenie, że szczerze kocha Luizę i nie mogąc zrozumieć jej choroby i sobie z nią poradzić, zwyczajnie boi się o swoje dziecko. A co z genezą choroby Luizy? Z relacji ojca dziewczyny wynika, że nie mieli w rodzinie przypadków schizofrenii, z relacji psycholożki (na marginesie: jak ja nie cierpię tego słowa, tak samo jak słowa "ministra" – ale tak jest poprawnie, to tak piszę) – że choroba zaczęła się nagle. Może dobrze byłoby pociągnąć ten temat – skąd u dziewczyny zaburzenia psychiczne? Może to wynik jakichś ciężkich przeżyć z dzieciństwa, np. molestowania?

Gra Dorocińskiego jest oczywiście świetna (jak zawsze), jednak postać Fabia jest nieco groteskowa, przerysowana – te długie włosy w stylu Banderasa… Już gdy zobaczyłam jak wymachuje hantlami w jednej z pierwszych scen, miałam ochotę tarzać się ze śmiechu. I ta ksywa – Fabio – idealnie pasuje do fryzury i kolczyka, ale czy takie przedstawienie gangstera Fabia było zamierzone? Nie sądzę. Wolałabym widzieć tu głównego bohatera bardziej szorstkiego i prawdziwego – raczej w stylu Brute’a z "Bandyty".
   
Postać Luizy i jej dialogi z Fabiem są czasem do przesady naiwne i oderwane od rzeczywistości. Te teksty o złowronach, jakby żywcem wyjęte z "Opowieści z Narnii", wywołują uśmiech na twarzy widza, ale jest to niestety uśmiech politowania. Gra Soliman jest trudna do jednoznacznej oceny – z jednej strony dziewczyna realistycznie przedstawia osobę chorą psychicznie, z drugiej jednak – w połowie filmu widz czuje się zmęczony tą biedną, chorą dziewczyną oraz jej słabym głosikiem i mętnym spojrzeniem.

Może przydałoby się więcej realizmu? Może po ucieczce z zakładu psychiatrycznego młodzi powinni mieć więcej życiowych problemów? Może więcej o problemach psychicznych Luizy? Przez pewien czas wydaje się, że Fabio porwał sobie Luizę z wariatkowa, by patrzeć godzinami jak ta hasa po ogrodzie w zwiewnych sukienkach, niczym Zosia z "Pana Tadeusza", sadzi kwiatki i puszcza papierowe statki w basenie. Do pełni szczęścia brakuje tylko sceny wypasania gąsek.

Ogólnie film należy uznać za przebłysk nadziei w kupie gnoju dzisiejszego komercyjnego kina, ale czy na tyle porywający i zmuszający do refleksji, by wyśpiewywać ku jego czci pochwalne peany? Obawiam się, że nie. Może gdyby go troszkę dopracować i podrasować…
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Ogród Luizy
Najnowszy film Macieja Wojtyszko jest powrotem reżysera do kina, po niemal 20 latach reżyserowania... czytaj więcej
Recenzja Ogród Luizy
Jedno spojrzenie na plakat i już wiemy, jakim tropem podążył Maciej Wojtyszko w "Ogrodzie Luizy". Jest to... czytaj więcej