Recenzja filmu

Operacja Świt (2006)
Werner Herzog
Christian Bale
Steve Zahn

Wzloty i upadki

Film Herzoga nie jest, mimo sztucznie doklejonego zakończenia, ani laurką, ani hagiografią. To jedna wielka pochwała pasji życia. Jedynej siły, która jest w stanie wyzwolić nas z niewoli – czy to
Werner Herzog to autor pełną gębą. To facet, który dla swojej wizji (niczym Fitzcarraldo) gotów poświecić jest bardzo dużo, jeżeli nie wszystko. Spojrzenie jego kamery penetruje wszelkie możliwe stany emocjonalne i przestrzenie geograficzne. Jego aktorzy to szaleńcy, upośledzeni, poddani hipnozie, wykluczeni i dziwacy. Wszyscy ci, u których człowieczeństwo nabiera niezwykłej intensywności, tak że pozornie odrębnie istniejące światy natury i kultury w ich wewnętrznych przestrzeniach zaczynają się zacierać i nachodzić na siebie. Aż w końcu jedno staje się nieodróżnialne od drugiego. To jest właśnie jądro ciemności. Goryl z prywatnego zoo dyktatora palący łapczywie papierosa w "Echach mrocznego imperium", kura i królik tańczący w finale "Stroszka" czy też małpy wdzierające się na tratwę z szaleńczym samozwańcem Aguirre. "Operacja Świt", nie ma co ukrywać, nie jest najwybitniejszym dziełem Herzoga, ale jest obrazem, który może zainteresować dwie grupy odbiorców. Po pierwsze, fanów wielkiego reżysera, bo mimo całego autoepigonizmu jest to film, w którym momentami czuć prawdziwą dłoń mistrza. Po drugie, fanów kina wojennego. "Operacja świt" to całkiem porządne, choć nietypowe ze względu na osobowość reżysera, kino wojenne. Brak tu batalistyki, patosu i nadęcia, są za to znakomicie wygrane sceny obozowe, nacisk na konfrontację z samym sobą i otaczającą naturą. Historia oparta jest na losach Dietera Denglera – człowieka, który zawsze marzył o lataniu (Herzog poświęcił mu także dokument "Ucieczka z Laosu"). Paradoks losu Dietera polegał na tym, że kiedy wreszcie udało mu się spełnić jego młodzieńcze marzenia, został w pierwszej swojej misji nad Laosem zestrzelony. Wrzucony w obce, wrogie środowisko, pojmany, torturowany, zamknięty w obozie jenieckim nie tylko przetrwał w ekstremalnych warunkach, ale i udało mu się uciec. Wszystko po to, aby znów móc się wzbić w niebo. Film Herzoga nie jest, mimo sztucznie doklejonego zakończenia, ani laurką, ani hagiografią. To jedna wielka pochwała pasji życia. Jedynej siły, która jest w stanie wyzwolić nas z niewoli – czy to ludzkiej, czy to otaczającej nas natury. Owszem jest tu kilka fałszywych scen. Obcowanie z naturą Herzog po wielokroć pokazywał lepiej i bardziej przejmująco. Niezapomniane są jednak sceny obozowe. Brak w nich bohaterstwa czy martyrologii, jest za to powolne ześlizgiwanie się w obłęd. To właśnie ten fragment stanowi największą siłę filmu. I pokazuje, że pod batutą mistrza aktorzy (Bale, Zahn, Davies) potrafią wykrzesać z siebie dużo więcej niżby kiedykolwiek przypuszczali. "Operacja świt" to nie jest szczytowe osiągnięcie kina, dawno jednak nie było tak ciekawego filmu wojennego. Kto wie, być może ostatnim zbliżonym do dzieła Herzoga obrazem była "Cienka czerwona linia" Malicka. Wszystko to razem sprawia, że dla fanów Herzoga "Operacja świt", mimo wszelkich swych słabości, to lektura obowiązkowa, a dla fanów gatunku – być może pierwszy krok na drodze do wielkiego kina.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Werner Herzog wraca do dżungli. Po "Aguirre, gniew boży" czy "Człowieku niedźwiedziu" można wnieść, że... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones