Jak potoczyły się dalsze losy bohaterów "Pięciu koszmarnych nocy"? Prawdę mówiąc, nie wydarzyło się nic szczególnie wartego zanotowania. Mike (Josh Hutcherson) jest nieco spokojniejszy, na pewno lepiej się wysypia i odczuwa korzyści z tymczasowej życiowej stabilizacji. Będąca pod jego opieką młodsza siostra, Abby (Piper Rubio), tęskni za animatronicznymi przyjaciółmi i lubi opowiadać rówieśnikom o paranormalnych zjawiskach z zamkniętej restauracji. Jest jeszcze policjantka Vanessa (Elizabeth Lail), córka psychopatycznego założyciela sieci pizzerii. Kobietę nawiedzają aż nadto realistyczne koszmary z okrutnym ojcem. Nowa opowieść, ale wszystko po staremu.
Przeklęty lokal oczywiście jest ciągle zamknięty na cztery spusty, ale złe moce w żadnym wypadku go nie opuściły. Budynek ma jedynie nowego ochroniarza, Michaela (Freddy Carter). Od pierwszych scen nocny stróż sprawia wrażenie dwulicowego, a w złamaniu tego wizerunku nie pomaga mu błysk w oczach i podstępny uśmiech charakterystyczny dla seryjnych morderców.
Niestety "Pięć koszmarnych nocy 2" jedzie na fabularnych oparach części pierwszej, a już ta miała wyraźne niedociągnięcia na odcinku prowadzenia intrygi. Problematycznym zagadnieniem dla sequela jest racjonalne uzasadnienie konieczności powrotu do pizzerii Freddiego Fazbeara. Nieukrywana sympatia Abby wobec ożywionych robotów ma być pierwszym argumentem. Dziewczyna lepiej czuje się w ich towarzystwie niż w otoczeniu szkolnych kolegów i koleżanek. Dla zamieszkujących restaurację wielkich pluszaków ten sentyment jest atutem nie do zbagatelizowania. Dzięki Abby będą mogli zrealizować swój plan: wyjść poza teren restauracji i dokonać zemsty (z jakiegoś powodu) na dorosłych. W istocie to tylko skrawki, delikatny szkic i pretekstowe wątki dla stylistycznej zabawy. A ta jest niczym więcej jak powtórką z rozrywki poprzednika. Niby to kontynuacja, ale fantomowa, beztreściwa i usilna.
Universal Pictures
"Pięć koszmarnych nocy 2" cierpi ponadto na tonalne problemy. W filmie Emmy Tammi groza ma być organicznie połączona z niewinnymi, kreskówkowymi wizerunkami zabójczych dwumetrowych pluszaków. Na nastrój ma też wpływać opuszczona, wewnętrznie i zewnętrznie zrujnowana restauracja, owiana mroczną miejską legendą. Reżyserka eksploruje tylko horrorowy aspekt i ten wyłącznie uwzględnia, inscenizując kolejne sekwencje. Dramaturgiczny paradoks powstaje za każdym razem, gdy zagrożenie wynika z obecności animatronicznych, nawiedzonych zabawek. Intencje może mają podłe, ale to ważące kilkaset kilogramów mechanizmy. Poruszają się z prędkością ślimaka w smole, każdy ich krok słychać z odległości dwudziestu kilometrów, a przy swoich gabarytach ukryć się mogą jedynie za ciężarówką z dwoma przyczepami. Utrzymywany poważny ton broni się tylko na dobre słowo i obustronne zawieszenie zaufania. Sytuację uratowałaby nawet odrobina dystansu czy nieobecny pastisz. Szczególnie w niezamierzenie kuriozalnych sekwencjach w duchu home invasion w ciasnych domach.
Tammi bardzo zachowawczo próbuje wprowadzać nowe zagadnienia. Jedną z propozycji są lekcje i międzyszkolny konkurs z robotyki, na którym Abby chce pokazać swoją pracę. Bardziej nośny w kontekście filmu temat fascynacji technologią zostaje całkowicie zdominowany przez opryskliwego nauczyciela, pana Berga (Wayne Knight). Sami zgadnijcie, czy ta postać przeżyje do napisów końcowych. Nowością może być również grupa zapaleńców realizujących filmy z okrytych złą sławą miejsc i przyjeżdżających właśnie do zamkniętej pizzerii. Okazja na inną perspektywę? Chyba tylko w pierwotnej, odrzuconej wersji scenariusza. Jeśli "Pięć koszmarnych nocy 2" dowozi czegoś więcej, to tylko armatniego mięsa.