Recenzja filmu

Pięciu braci (2020)
Spike Lee
Delroy Lindo
Jonathan Majors

Powrót do domu

Z tego wyjątkowego obrazu bije gęsty klimat prawdziwej wietnamskiej dżungli. Wgłębiając się w nią razem z bohaterami, doświadczymy wyboistych ścieżek, uciążliwej wilgotności tych lasów
"Da 5 Bloods" (oryginalny tytuł w tym przypadku podoba mi się dużo bardziej) to kolejna epicka epopeja dotycząca negatywnej legendy związanej z Wietnamem, pretendująca do jednych z ważniejszych dzieł kinematografii ostatnich lat. Szczególnie patrząc na obecną sytuację w Stanach Zjednoczonych, wydaje się że ten tytuł idealnie trafił z datą swojej premiery. To typowy Spike Lee, który w swym najnowszym dziele wspomina wielkie postacie będące istnymi legendami dla Afroamerykanów, jak choćby Martin Luther King. Nie zabrakło także haseł "Black Lives Matter" oraz podśmiewania się z Donalda Trumpa. Uznany już reżyser przygotował dla nas film, który nie tylko porusza ważne problemy całego świata, ale daje widzowi także dobrą rozrywkę.

Fabuła dotyka Paula i jego trzech przyjaciół, których poznał podczas wojny w Wietnamie. Ta grupa Afroamerykanów, nazywana przez siebie braćmi, wraca do Wietnamu, by znaleźć szczątki poległego dowódcy drużyny Normana i zabrać go do domu na pochówek bohatera na Cmentarzu Narodowym w Arlington. Dochodzi tu także sprawa zakopanej skrzyni wypełnionej złotymi sztabkami, a zanim skończy się ta zagadkowa misja, rozleje się masa krwi, potu oraz łez. Lee i jego zespół współscenarzystów stworzyli wciągający, gwałtowny, a czasem szokujący miks gatunkowy, który można by porównać do wyimaginowanego spotkania "Łowcy jeleni" ze "Skarbem Sierra Madre", z dołączonym do tego nurtem subtelnych, jak i niezbyt subtelnych komentarzy społecznych oraz politycznych.

Mamy tu świetnie nakreślone postacie, pomiędzy którymi oglądamy fantastyczną relację prawdziwej męskiej przyjaźni powstałej podczas wspólnej walki przeciw Wietnamczykom. Szczególnie elektryzującym bohaterem wydaje się grany przez Delroya Lindo Paul. Jego kreacja nieraz nas poruszy, ale także rozbawi. Poza tym jest najlepszym przykładem na to, co z człowiekiem potrafi zrobić wojna i jak z tym później trudno żyć. Grana przez niego postać ma problemy z utrzymaniem dobrej relacji z synem oraz w ogóle z funkcjonowaniem w swoim życiu. Nie potrafi zapomnieć o wojnie, a nienawiść do Wietnamczyków stale się w nim tli. Dalej mamy także interesującą rolę Chadwicka Bosemana, który pojawia się tu w scenach retrospekcji odwzorowujących kolorowe wiadomości telewizyjne z okresu wojny w Wietnamie. Tutaj też zastosowano niespotykany zabieg, gdzie odtwórcy głównych ról grają także swoje teoretycznie młodsze wersje i nie są nawet w żaden sposób odmłodzeni. To powoduje niejako wrażenie, że te wydarzenia z przeszłości dalej są w nich obecne, stale o sobie przypominają. I tak naprawdę dopiero śmierć może okazać się wyzwoleniem. Warto też wspomnieć o kolorystyce obrazu, która wydała mi się naprawdę niezwykła, a dzięki niej ta produkcja machinalnie przywodzi mi na myśl filmy pokroju "Plutonu" lub "Czasu apokalipsy", gdzie wietnamska dżungla jawiła się w tych samych barwach.

Ten film można by podzielić niejako na dwie części, które różnią się od siebie mocno pod względem tempa akcji. Gdyż Spike Lee nie śpieszy się, by zaspokoić niecierpliwych widzów. Jeśli zanudzi cię pierwsze pół godziny, to twój problem i twoja strata. Twórca "BlacKkKlansman" buduje swoją historię krok po kroku, dokładnie tak, jak to wszystko sobie zaplanował. Przez co zostawia czas zarówno na świetnie zrealizowane sceny akcji, jak i udane momenty humorystyczne, gdzie grupa przyjaciół siedzi razem przy piwie, śmiejąc się z dawnych dziejów. A dopełniają to wszystko sceny powagi, zadumy, a nawet smutku. Całość potrafiłbym w sumie zakwalifikować do klasycznej przygody. Mamy tu przecież niemałą ekspedycję, której celem jest zdobycie pewnego skarbu. A to wszystko nie odbędzie się bez małych przeciwności.

Z drugiej zaś strony to po prostu historia starych ludzi, którzy wracają na łono swych wspomnień, które może nieszczególnie są pozytywne. Jednak już tak jakoś jest, że przeszłość zawsze nęci człowieka. A szczególnie, kiedy pojawia się szansa na zarobek. Ale ostatecznie możemy odczuć, że kolejny raz udowadniane jest nam, że pieniądze niczego nie naprawią. Mogą napsuć jedynie jeszcze bardziej. W rezultacie przyjaźń okazuje się najcenniejszą zdobyczą, jaką możemy odnaleźć w swym życiu.

Z tego wyjątkowego obrazu bije gęsty klimat prawdziwej wietnamskiej dżungli. Wgłębiając się w nią razem z bohaterami, doświadczymy wyboistych ścieżek, uciążliwej wilgotności tych lasów połączonych z wysokimi temperaturami i niespodziewanych zasadzek natury. To wszystko jest dosadnie wyeksponowane poprzez piękne zdjęcia, ciekawie dobraną ścieżkę dźwiękową oraz oryginalny montaż, który bywa czasem niespójny, ale świetnie łączy się z ciekawą i różnorodną narracją. Długo nie zapomnę monologów Paula wypowiadanych w stronę kamery, w których bohater, patrząc widzowi prosto w oczy, wyrzucał z siebie cały ból i rozpacz związany ze śmiercią dawnego przyjaciela.

W tym momencie chyba już wiecie, że powinniście zobaczyć to niecodzienne dzieło, ale doradzę wam także, by pozostać do końca napisów końcowych, które przypominają klasyczne filmy z lat 60. jak na przykład "Wielka ucieczka", przez co wzorcowo działają na nasze sentymenty. Muzyka rośnie, podczas gdy aktorzy są wymieniani jeden po drugim, prezentując fragmenty filmu z ich obecnością.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kiedy na początku tego roku usłyszałem o nowej produkcji Spike’a Lee, wiedziałem, że będzie ostro. Po... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones