Recenzja filmu

Pierwszy człowiek (2018)
Damien Chazelle
Ryan Gosling
Claire Foy

Kosmos dla każdego

Wybierając się na film, bardzo dobrze wiemy, czego mamy się finalnie spodziewać - widoku Armstronga jako pierwszego człowieka na Księżycu, i co najważniejsze dostajemy to w jak najlepszej oprawie
Nie byłoby dużym zaskoczeniem, gdyby kolejne wzniosłe widowisko Damiena Chazelle'a zostało nagrodzone przez Akademię Filmową niejedną statuetką. Odważę się stwierdzić, że "Pierwszy człowiek" jest doskonałym kandydatem do oscarowej Wielkiej Piątki. Wszystko, co widzimy na ekranie tak pięknie ze sobą współgra, że nie sposób nie zrobić z Chazelle'a ponownego zdobywcy złotego rycerza, lub powtórzyć ogromny sukces, jaki odniósł "La La Land" i słusznie przyznać bezlik nagród. W trakcie seansu poczucie kosmosu wydobywało się z ekranu kinowego i rozchodziło po całej sali, dzięki czemu poczułam się jak członkini misji Apollo 11 lub po prostu jak szczęśliwa uczestniczka wyprawy w przestrzeń kosmiczną, a napomknę, że nawet nie wybrałam się do IMAXa. Po prostu twórcy wiedzieli, jak zabrać widza w niezapomnianą przygodę w nieznane.

Spotykając się z nazwiskiem Neil Armstrong trudno jest nie mieć przed oczami wizji lądowania na Księżycu lub nie słyszeć w głowie jego historycznych słów wypowiedzianych chwilę po dotarciu na Srebrny Glob w roku 1969. Ale czy każdy wertował życie Armstronga dochodząc do wyjaśnienia, dlaczego to właśnie on pozostawił pierwszy odcisk buta na naturalnym ziemskim satelicie, przechodząc wówczas do historii? Z całą pewnością nie ma tych ludzi zbyt wielu. Wobec tego z pomocą przychodzi "Pierwszy człowiek" blisko przed 50 rocznicą ekspedycji Apollo 11, który jest nie tylko obrazem eksploracji przestrzeni kosmicznej, ale i doskonałym portretem psychologicznym samego Armstronga i jego najbliższych, albowiem Damien Chazelle w swoich filmach mocno skupia się na naturze człowieka, toteż i tutaj człowieczeństwo odgrywa ważną wartość.

Początek filmu to audiowizualne uderzenie w widza mogące wywołać niepokój. Dostajemy perfekcyjny pokaz doznań człowieka w machinie wbijającej się nad Ziemią, wzbogacony realistycznymi odgłosami turkotu owego urządzenia, które poprzez swoje turbulencje uniemożliwia rozpoznanie twarzy mężczyzny siedzącego w nim. Kiedy obiekt unosi się nad kulą ziemską, dopiero wtedy jesteśmy w stanie zaobserwować nasilenie emocji na dobrze widocznym obliczu człowieka i tym samym rozpoznajemy, że jest to Ryan Gosling odgrywający postać Neila Armstronga. Błogostan pilota szybko się kończy, bo równocześnie z powrotem na Ziemię powracają rodzinne bolączki. Reżyser nie ominął tutaj autentycznego dramatu z życia Armstronga - śmierci jego dwuletniej córki Karen, która w 1962 roku zmarła na nowotwór mózgu. Uprzednio nie zabrakło scen ukazujących miłość ojca do córeczki, jego troskę o nią zmieszaną ze strachem przed nieuniknioną stratą. Gdy nadchodzi najgorsze, bohater nie jest w stanie uporać się z wybuchem lamentu. Niesfałszowane łzy ze strony Goslinga sprawiają, że widz pragnie płakać razem z nim. To wydarzenie decydująco wpływa na dalsze losy astronauty i bezsprzecznie pcha go bliżej spotkania z Księżycem, niestety mając fatalny efekt na losy bliskich Neila, a w szczególności jego żony Janet (Claire Foy), która bez rozgłosu czuwa nad dobrem całej rodziny Amstrongów, zdając sobie sprawę, jak bardzo oddala się od całkowicie pochłoniętego pracą męża.




Łagodne rysy twarzy Goslinga kapitalnie oddają utemperowany charakter Armstronga - to aktor, który spokój ma wręcz wymalowany na twarzy, stąd powierzenie mu głównej roli było trafieniem w samo sedno. Postać amerykańskiego pioniera Kosmosu nie jest heroizowana - często unika rozmów, a kiedy już stoi z człowiekiem face-to-face odpowiada krótko i sensownie nie wdając się w dłuższą dyskusję. Jego introwertyczna osobowość ukształtowana została przez wstrząsające przeżycia. Śmierć córeczki utworzyła w sercu Neila ranę nie do sklejenia, dlatego bezgraniczne dążenie ku niebiosom jest tym bardziej zrozumiałe. Im dalej w głąb filmu, tym bardziej można pojąć sens tak żywiołowych decyzji. 

W zestawieniu z innymi kolegami po fachu, którzy wręcz pchają się do podróży na Księżyc, Armstrong nie szuka rozgłosu - można powiedzieć, że los sam go wybrał i w tym wypadku obdarzył ogromnym szczęściem i rozsądkiem. Podczas misji Gemini 8, kiedy to załoga awaryjnie powróciła na Ziemię, mógł zginąć, jak jego przyjaciele w innych misjach. Ale wybierając się na film, bardzo dobrze wiemy, czego mamy się finalnie spodziewać - widoku Armstronga jako pierwszego człowieka na Księżycu, i co najważniejsze dostajemy to w jak najlepszej oprawie audiowizualnej. Począwszy od sceny startu rakiety do samego lądowania na satelicie Ziemi trudno nie wpatrywać się w ekran z rozszerzoną buzią, jako że wtedy następuje największy popis geniuszu twórców. Obraz i dźwięk współzawodniczą ze sobą łeb w łeb. Kompozycja utworów Justina Hurwitza wprowadza w trans, z którego nawet po opuszczeniu sali ciężko się wyzwolić. Właśnie przy takiej muzyce można odkrywać Wszechświat. Neil Armstrong, Buzz Aldrin, Michael Collins (kolejno Ryan Gosling, Corey Stoll, Lukas Haas) na własnej skórze doświadczają potęgi Kosmosu i dziewiczego piękna Księżyca, i teraz w swą podróż zabierają każdego widza, dając mu satysfakcję płynącą z doświadczenia przestrzeni kosmicznej.



To, czy lądowanie na Księżycu w 1969 roku było prawdą, czy nieoficjalnym dziełem twórczości Stanleya Kubricka to sprawa indywidualna. Osobiście mogę przyznać, że od czasu pierwszego zetknięcia z "Odyseją Kosmiczną" nie doznałam tak dogłębnie wrażenia Kosmosu, jak przy najnowszym filmie Chazelle'a, któremu jestem wdzięczna za trwale zapisaną w mojej pamięci eskapadę w przestrzeń kosmiczną. Obserwując twórczość 33-letniego reżysera można zauważyć, że tworzy on filmy średnio co 2 lata. W takim razie z niecierpliwością czekam na kolejny.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Historia fantastyki naukowej to przede wszystkim manifestacja marzeń o eksploracji kosmosu. Rozbudzona w... czytaj więcej
Damien Chazelle jest niewątpliwie jednym z najciekawszych reżyserów młodego pokolenia, konsekwentnie... czytaj więcej
Kino zabiera nas w przestrzeń kosmiczną coraz dalej i dalej, z każdą premierą filmową jeszcze bardziej... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones