Body horror to podgatunek horroru, który za główny cel obiera sobie ukazanie naruszenia ludzkiego bądź nieludzkiego ciała. Czyni to w sposób szokujący i często można wręcz powiedzieć groteskowy. Celem tych zabiegów jest wywołanie u widza poczucia silnego dyskomfortu oraz niepokoju. Za ojca chrzestnego nurtu uważa się powszechnie kanadyjskiego reżysera Davida Cronenberga. I rzeczywiście zasłużył on na to miano, tworząc takie dzieła jak, chociażby "Pomiot" czy też "Mucha". W kinie jednak możemy odnaleźć wiele innych przykładów pozycji, których motywem przewodnim są różnego rodzaju mutacje, okaleczenia, choroby czy transformacje. Obrazy tego typu nieraz można odczytywać jako metaforę psychicznych zaburzeń lub innych mentalnych problemów. Podobnie ma się sytuacja z "Potwór we mnie". Ta pochodząca z 2023 amerykańska produkcja wyszła spod ręki Anny Zlokovic, będąc pełnometrażowym debiutem. Za jej kanwę posłużyły właśnie osobiste przeżycia artystki, dotyczące głównie stanów lękowych. Wpierw światło dzienne ujrzał jej krótkometrażowy film "Appendage" z 2021, a dwa lata później na ekrany trafiło rozszerzenie tego pomysłu.
Początkująca projektantka mody Hannah (Hadley Robinson) żyje w ciągłym napięciu. Związane jest ono z trudną sytuacją w pracy, gdzie musi zadowalać wysokie wymagania despotycznego szefa. Również jej układy z rodzicami nie należą do najlepszych, powodując coraz to nowe nerwowe sytuacje. Jej odskocznią od stresu są relacje z dwójką najbliższych ludzi. Są nimi przyjaciółka Esther (Kausar Mohammed) oraz partner Kaelin (Brandon Mychal Smith). Zbliża się termin oddania ważnego projektu, a młoda kobieta wciąż nie może znaleźć inspiracji. Zmienia się to kiedy odkrywa na swoim ciele znamię. Ku jej przerażeniu rośnie on w szybkim tempie, by w niedługim czasie przybrać formę nowej części ciała. Pewnego wieczora twór samoistnie wychodzi z boku bohaterki i zaczyna żyć własnym życiem. Najgorsze jest jednak to, że umie mówić i wykorzystuje ten fakt, by jątrzyć pełne jadu słowa w umysł Hanny.
Pomimo że "Potwór we mnie" jest tylko filmem, to jednak warto pamiętać o tym, że nie należy go traktować dosłownie. Cały obraz jest bowiem jedną wielką przenośnią. Niegrzeczna, rozrastająca się narośl jest tutaj synonimem wewnętrznych, nieprzerobionych traum i problemów emocjonalnych. Bohaterka cały czas musi się mierzyć z presją i abstrakcyjnymi oczekiwaniami otoczenia. Jest stale narażona na niesprawiedliwą krytykę ze strony ludzi, od których można by oczekiwać gestów wsparcia i cierpliwości. Nawet jej rodzona matka nie okazuje empatii i zrozumienia względem córki. Hannah nie jest nauczona, że może spodziewać się czegoś dobrego od bliskich, dlatego popadając w paranoję, zaczyna snuć coraz to nowe czarne scenariusze w swojej głowie. Jej wewnętrzny głos wmawia jej, że do niczego się nie nadaje, a wszyscy życzą jej źle i spiskują za jej plecami. Ten głos jednak nie mówi jej prawdy. Oszukuje ją jedynie, chcąc sprowadzić dziewczynę na manowce. Tak bowiem działa ludzka psychika. Niestety o wiele bardziej podatni jesteśmy na negatywne bodźce, zwłaszcza jeśli pochodzą od osób, które traktujemy jak autorytety. Jest to pułapka, w którą wpada wielu i trzeba być bardzo uważnym, by wychwycić mechanizmy, które sterują tym wyniszczającym mechanizmem. Potrzebna do tego często jest wizyta u psychoterapeuty, jak również wsparcie tych, którzy naprawdę zasługują na nasze zaufanie.
Bohaterka filmu jako dorosła osoba tkwi ciągle w schemacie myślowym, który wytworzył się u niej we wczesnym dzieciństwie. Jest dojrzała, ale jednak w środku wciąż słyszy głos zranionego oseska, który podsuwa jej zgubne myśli. Najbardziej wymownym momentem produkcji jest końcowa scena przy kołysce. Można ją odczytywać jako jasne przesłanie autorki, o tym, że aby móc normalnie funkcjonować w rzeczywistości, należy najpierw uporać się z nabytymi w początkowych latach życia traumami. Trzeba niejako oswoić swe wewnętrzne dziecko, które domaga się atencji oraz troski. Jeśli tego nie zrobimy, to może ono zaiste przemienić się w późniejszym okresie w potwora. Kreaturę, która będzie nas zjadać od środka, torpedując najważniejsze dziedziny życia prywatnego, jak i zawodowego. Nie da się prowadzić w pełni normalnej egzystencji w sytuacji, gdy wciąż targani jesteśmy zmorami przeszłości. Reżyserka posłużyła się tutaj dosadną symboliką dla pokazania destrukcyjnej siły myśli, której ofiarą padamy najczęściej my sami.