Recenzja filmu

Przedszkolanka (2018)
Sara Colangelo
Maggie Gyllenhaal
Gael García Bernal

Obdarowany

"Przedszkolanka" nie jest filmem o ocalającej sile poezji, zaś lament nad "upadkiem obyczajów" i dzieciakami zanurzonymi w telefonach reżyserka pokazuje tak, jak samą Lisę - ze zdrową dawką
„Nie muszę się wcale uczyć, żeby mieć dobre stopnie” - słyszy od swojej nastoletniej córki Lisa (Maggie Gyllenhaal), przedszkolanka z dwudziestoletnim stażem, aspirująca poetka. Na większość rodziców podobne słowa zadziałałyby pewnie jak płachta na byka - w najlepszym przypadku byłyby zaproszeniem do umoralniającej połajanki. Dla Lisy są lodowym kolcem, który przebija serce. W końcu niespełniona artystka lepiej niż ktokolwiek inny zdaje sobie sprawę, że walutą w życiu jest talent, a nie ciężka praca. 



Lisa wie, że prędzej roztrzaska głowę o sufit niż zostanie nową Sylvią Plath i być może dlatego całą uwagę skupia na swoim małoletnim podopiecznym - poetyckim geniuszu Jimmym (Parker Sevak). Dzieciak wypluwa z siebie natchnione frazy na zawołanie, podczas gdy ona spaceruje z kajecikiem i spisuje jego wiersze niczym nadgorliwa asystentka, stopniowo składając na ołtarzu pierwszej muzy życie zawodowe i prywatne. Czy będzie to thriller o obsesji prowadzącej na skraj przepaści? Opowieść o sztuce jako jedynej rzeczy wartej bezinteresownej miłości? A może gorzki dramat o kobiecie, która w ramach procesu sublimacji staje się apologetką cudzego talentu? Nic z tych rzeczy. Albo z każdej po trochu. 



Reżyserka Sara Colangelo mnoży tropy i otwiera kolejne furtki, lecz koniec końców - z pożytkiem dla filmu - zostawia wszystko w sferze niedopowiedzeń. To mądry ruch, w końcu musi mieć świadomość, że zaglądając Lisie do głowy, łypie do studni bez dna. Relacja mecenasa i artysty, dzieła i odbiorcy, ucznia i nauczyciela, dziecka i zastępczej matki, wreszcie - pytanie o definicję geniuszu. Sporo tego dobra, zaś Colangelo porusza się z gracją między pojemnymi narracjami, ani na sekundę nie tracąc z pola widzenia bohaterki. W "Przedszkolance", podobnie jak w innych filmach podejmujących temat relacji wybitnej jednostki oraz jej pośledniego "cienia", od "Amadeusza" Milosa Formana po "Whiplash" Damiena Chazelle’a, brak talentu jest źródłem cichej gehenny, niewysłowioną życiową tragedią. Autorka pokazuje Lisę jako kłębek frustracji, kobietę ukrywającą poranione wnętrze za fasadą ciepłego uśmiechu i łagodnego głosu. Nie odmawia jednak jej misji pewnego heroizmu. Nawet gdy bohaterka przekracza granice i tratuje bliskich, w jej staraniach pozostaje coś szlachetnego - jakby działając w imieniu wyższej abstrakcji, mogła zostać usprawiedliwiona. 



Colangelo znajduje doskonałą partnerkę w samej Gyllenhaal, która gra rolę życia i po raz kolejny potwierdza nieprawdopodobny dar portretowania zgnuśniałych kobiet na krawędzi rebelii. Obserwując ją w akcji, wciąż nie wiemy, czym tak naprawdę jest zryw Lisy: desperacką próbą kompensacji, cyniczną grą wynikającą z zazdrości, czy może projektowaniem własnych pasji i ambicji na dziecko? To dzięki pełnej paradoksów kreacji wybrzmiewa najważniejsze pytanie filmu: czy sami zechcemy Lisę usprawiedliwić? "Przedszkolanka" nie jest filmem o ocalającej sile poezji, zaś lament nad "upadkiem obyczajów" i dzieciakami zanurzonymi w telefonach reżyserka pokazuje tak, jak samą Lisę - ze zdrową dawką ironii. W centrum tej opowieści tlą się jednak uczucia, z którymi nie ma żartów. Sztuka - powtarza za swoimi wielkimi poprzednikami Colangelo - nie jest ani egalitarna, ani sprawiedliwa. I właśnie dlatego, że nie można jej zmierzyć i nie wystarczy się do niej przyłożyć, nigdy nie pojmiemy jej istoty.  
 
1 10
Moja ocena:
8
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones