Recenzja filmu

Rozważnie i romantycznie (2012)
Joël Vanhoebrouck
Sara de Roo
Axel Daeseleire

Walentynki od kuchni

Rozważne i romantyczne dysputy wywołują ledwie naskórkowe wrażenia, bo publicznie swoich brudów prać nie wypada. Zbyt wyważony jest ten film; za bardzo wykalkulowany; za grosz nieromantyczny.
"Rozważnie i romantycznie" jest rozczarowujące jak randka, która niespodziewanie zaczyna nudzić obie strony. Niby wszystko przebiega wedle niezłego scenariusza, ale w pewnym momencie potencjalni kochankowie nie są w stanie dłużej ukryć, że nie tyle są sobą oczarowani, ile starają się sprostać zasadom randkowego savoir-vivre'u i bezkolizyjnie dobrnąć do deseru. Debiutujący reżyser znajduje sposób na wprowadzenie i zawiązanie akcji. Serią mniej lub bardziej zaskakujących zwrotów akcji (niestety z naciskiem na te pierwsze) prowadzi do kulminacji emocji i zdarzeń. Seans kończymy z przeświadczeniem, że po tym, co stało się w walentynkowy wieczór w belgijskiej restauracji "Brasserie Romantiek", życie bohaterów komediowego melodramatu Joëla Vanhoebroucka nigdy już nie będzie takie samo. Problem polega tylko na tym, że chyba nic nas to nie obchodzi.



Kameralna, ale przegadana fabuła jest utkana z kilku osobnych historii toczących się przy sąsiadujących ze sobą stołach. W tle nie ma muzyki (ale to ponoć typowe dla belgijskich barów), więc rozmowy niosą się po całej restauracyjnej przestrzeni. Niedyskretni podsłuchują głośnych gości; zakompleksieni próbują wzbudzić zainteresowanie otoczenia; zawstydzeni robią wszystko, żeby się przed nim uchronić. Każdy ma swoją rolę oraz funkcję i pewnie tak zainscenizowana sytuacja znakomicie sprawdziłaby się na teatralnej scenie. Przy dobrej reżyserii kakofonia dźwięków mogłaby służyć zbudowaniu intymnej, gęstej, barowej atmosfery, w której randkowe ekscesy i frustracje znalazłyby swoje usprawiedliwienie. Vanhoebrouckowi nie udało się jej jednak stworzyć. Jego film jest sympatyczny, ale mało wciągający; szalenie poprawny politycznie, ale i pełen stereotypów. Wszystkie zostają podane na tacy w momencie, w którym postaci dramatu wchodzą na scenę.

Rose (Barbara Sarafian) siada naprzeciw swojego męża Paula (Filip Peeters), który w czasie walentynkowej kolacji nieustannie odbiera telefony i załatwia interesy. W sali mamy też dwóch gejów i podstarzałego malkontenta, który usiłuje zrobić dobre wrażenie na dwudziestoletniej, nierozgarniętej blondynce. Nieopodal na swoją dziewczynę poznaną na internetowym czacie czeka rasowy nudziarz Walter (Mathijs Scheepers). Z jego lękliwego usposobienia żarty robi sobie para mieszana rasowo. Samotna Mia (Ruth Becquart) objada się czekoladkami, bo narzeczony zostawił ją dla jej najlepszej przyjaciółki. W restauracji jest też Frank (Koen de Bouw), który po dwudziestu latach nieobecności pojawia się w życiu właścicielki restauracji, by przyznać, że stara miłość nie rdzewieje i zabrać Pascaline (Sara de Roo) w podróż do Rio de Janeiro. Poza tym bohaterowie nie wchodzą ze sobą w żadne interakcje, mijają się na sali równie sprawnie jak postaci "Tanga" Zbigniewa Rybczyńskiego.



Walentynkowy wieczór to pretekst do rozmowy i może jest jakaś ironia w tym, że kiedy do niej dochodzi, okazuje się, że albo nie ma ze sobą, o czym rozmawiać, albo najłatwiej obrzucić się wzajemnymi żalami. Publiczna przestrzeń sprawia jednak, że dyskusje o związkowych problemach nie mają siły kłótni, jakie toczyli ze sobą np. małżonkowie w "Kto się boi Virginii Woolf" Mike'a Nicholsa. Rozważne i romantyczne dysputy wywołują ledwie naskórkowe wrażenia, bo publicznie swoich brudów prać nie wypada. Zbyt wyważony jest ten film; za bardzo wykalkulowany; za grosz nieromantyczny. Chyba że romantyzm to słodkie likiery w kieliszku i afrodyzjaki na talerzu. Ale jeśli tak, czy to kolejny film o kuchni? Istotnie. I dosłownie, bo najciekawsze filmowe pojedynki mają miejsce właśnie kuchni. Nad zlewami i palnikami rozgrywa się dramat rodzinny. Pascaline wyrzuca swojemu bratu – restauracyjnemu kucharzowi – że poświęciła dla niego i rodzinnego interesu całe swoje życie. Angelo (Axel Daeseleire) odwdzięcza się siostrze tym samym. Vanhoebrouck stara się kontrapunktować sytuacje, ale średnio mu to wychodzi. Niby szuka bohaterów o skrajnych charakterach i zderza ich ze sobą, ale widzom nie rzuca najmniejszego wyzwania. Nie pobudza wyobraźni, nie skłania do myślenia, ani nie zaprasza do zabawy. Nudzi. 
1 10
Moja ocena:
4
Rocznik '86. Ukończyła filmoznawstwo na UJ, dziennikarka, krytyczka filmowa, programerka Krakowskiego Festiwalu Filmowego. Jako wolny strzelec współpracuje z portalami Filmweb.pl, Dwutygodnik.com i... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones