Recenzja filmu

Sin City: Damulka warta grzechu (2014)
Robert Rodriguez
Frank Miller
Mickey Rourke
Jessica Alba

Odcienie szarości

"Sin City 2: Damulka warta grzechu" ma niestety wszystkie bolączki, na które zwykle cierpią kontynuacje uznanych filmów. Klimat został zastąpiony przez dużą ilość akcji i nawet czarny humor nie
Frank Miller z biznesem filmowym współpracuje od lat dziewięćdziesiątych, ale dopiero pierwsza dekada XXI wieku, dzięki takim produkcjom jak "Sin City" i "300", odkryła go dla szerszej publiczności. Druga dekada tego wieku stoi pod znakiem sequeli. Najpierw "300" doczekało się kontynuacji w postaci "Początku imperium", teraz długo wyczekiwana część druga "Miasta Grzechu" trafiła wreszcie na ekrany. Są to jednak kontynuacje nietypowe, nie tylko dlatego, że niekoniecznie rozwijają wątki z części pierwszych, ale też dlatego, że czas, który dzieli ich premierę od wypuszczenia oryginałów, zmusza widzów do patrzenia na nie z innej perspektywy.

"Sin City 2: Damulka warta grzechu" to cztery luźno powiązane ze sobą historie, które, w przeciwieństwie do sytuacji z części pierwszej, nie dzieją się równocześnie. Oglądamy Dwighta (Josh Brolin) w jego zmaganiach z tytułową damulką, Avą (Eva Green), co stanowi prequel bezpośrednio nawiązujący do historii z części pierwszej. Jest Nancy (Jessica Alba), tancerka erotyczna, która planuje zabić, rządzącego w mieście Senatora Roarka (Powers Booth). Bohaterami dwóch krótszych epizodów są Marv (Mickey Rourke), który jest równocześnie bohaterem spajającym wszystkie te opowieści, oraz postać wymyślona specjalnie na potrzeby filmu – Johnny (Joseph Gordon-Levitt), hazardzista, który za cel nadrzędny stawia sobie wygranie w pokera z senatorem.

Rodriguez i Miller znów łączą siły, by wrócić z kamerą do Miasta Grzechu. Chociaż "Sin City 2" można oglądać jako autonomiczną część, to nawiązania do poprzedniczki są ewidentnie i to nie tylko w warstwie fabularnej. Autorzy przyjrzeli się części pierwszej, odnotowali jej mocne strony i poddali je zwielokrotnieniu. Taniec Jessici Alby z lassem podobał się publiczności, więc teraz daje ona kilka seksownych występów. Poprzednio kobiece biusty występowały jedynie w krótkich ujęciach, teraz Eva Green prawie bez przerwy paraduje topless. Marv był źródłem szalonych wyczynów, więc teraz pojawia się w każdej fabułce, by kraść show innym bohaterom. W tym prowadzeniu statystyk i dodawaniu kolejnych elementów zgubił się jednak klimat oryginału. "Sin City" pełnymi garściami czerpało z dziedzictwa kina noir i potrafiło "wygładzić" niektóre dosłowności komiksowego pierwowzoru (w przeciwieństwie do komiksowej Nancy, postać Jessici Alby nie pokazuje biustu), nie tracąc, a wręcz zyskując tymi zabiegami moc oddziaływania. W części drugiej nie wiemy, czy Ava Lord potrafi zawładnąć umysłami mężczyzn ze względu na swój urok i umiejętności manipulacyjne, czy dlatego, że ciągle pokazuje im sutki. Marv, którego oglądało się z perwersyjną przyjemnością, teraz niemalże nie schodzi z ekranu, czym wywołuje w widzach uczucie przesytu. Z kolei historia Johnny'ego, dopisana została chyba tylko po to, żeby dać możliwość wystąpienia Gordonowi-Levittowi i Lady Gadze, gdyż zupełnie nie współgra z całością.

Pod względem estetycznym część druga stanowi powtórzenie "Sin City". Subtelnie wprowadzane dotąd kolory jednak zostają uwidocznione w postaci niebieskiego płaszcza Avy czy jej wściekle zielonych oczu, czym wyraźnie zaburzają stylistykę. Niektóre postaci sprawiają przez to wrażenie "wklejonych" do czarno-białego filmu, co wyrywa z toku narracji i rujnuje atmosferę. "Damulka warta grzechu" wydaje się również bardziej dosłowna, jeśli chodzi o pokazywanie przemocy. Poranione twarze, połamane kończyny, wyłupywane oczy, to wszystko możemy zobaczyć na ekranie. Zrezygnowano również z białej krwi, która w części pierwszej pojawiała się w brutalniejszych momentach. Tu odzyskuje swoją barwę, często goszcząc na twarzach bohaterów.

"Sin City 2: Damulka warta grzechu" ma niestety wszystkie bolączki, na które zwykle cierpią kontynuacje uznanych filmów. Klimat został zastąpiony przez dużą ilość akcji i nawet czarny humor nie pomaga go odzyskać. Najnowszą produkcję Rodrigueza i Millera należy traktować raczej jako ciekawostkę lub trochę chybiony hołd złożony niemal kultowej już części pierwszej. Pozostaje mieć nadzieję, że w przyszłości Millerowi uda zrealizować coś, co będzie równie przełomowe jak pierwsze "Sin City".
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Moja piękna przygoda z tytułowym Miastem Grzechu zaczęła się niedługi czas temu, kiedy to jako wielki... czytaj więcej
Spotkałem się kiedyś z opinią, że "Sin City" należy do grona tych filmów, które można albo pokochać albo... czytaj więcej
Tekst w drugim akapicie zawiera bardzo duży spoiler pierwszego "Sin City". Na początek osobom, które go... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones