Recenzja filmu

Sznur (1948)
Alfred Hitchcock
James Stewart
John Dall

Studium psychoanalizy

Czy można zrealizować dobry film w jednym miejscu i o krótkiej linii czasowej? Odpowiedź jest prosta - oczywiście, że tak. Alfred Hitchcock otwiera oczy niedowiarkom i pokazuje widzom, że nie ma
Czy można zrealizować dobry film w jednym miejscu i o krótkiej linii czasowej? Odpowiedź jest prosta - oczywiście, że tak. Alfred Hitchcock otwiera oczy niedowiarkom i pokazuje widzom, że nie ma rzeczy niemożliwych i kręci "Linę".



Film opowiada historię dwóch przyjaciół z czasów szkolnych, którzy duszą swojego kolegę za pomocą tytułowej liny i chowają go w kufrze, służącego potem jako stół dla gości. Zabójcy prowokując los, robią w mieszkaniu przyjęcie. Jedną z zaproszonych osób jest Rupert Cadell, który w miarę przebiegu wydarzeń zaczyna coś podejrzewać.



Przejdę jednak do sedna sprawy - do morderstwa. W filmach reżysera były różne sposoby uśmiercania postaci: od samobójstwa, otrucia, postrzału z broni palnej, po dźgnięcie nożyczkami lub nożem. Tym razem zdecydowano się na uduszenie jednego z bohaterów grubym sznurem.Hitchcock gra z widzem, który nie wie tak naprawdę, kiedy prawda wyjdzie na jaw i czy w ogóle dojdzie do jej rozwiązania. To sprawia, że cały film od początku do końca trzyma w napięciu. Czy do jego zbudowania potrzebował jeszcze czegoś? Czego? Sytuacji, w której prawdopodobieństwo odkrycia prawdy znacznie wzrasta. Po pierwsze, bohaterowie igrają z losem, zapraszają do mieszkania znajomych, w tym rodzinę uduszonego. Po drugie, nie pozbywają się dowodów zbrodni. Po trzecie, Phillip Morgan (mordujący) jest strachliwy, niezrównoważony emocjonalnie i ma wyrzuty sumienia, takie zachowanie z pewnością nie pomaga w zatuszowaniu śmierci. No i po czwarte, wnikający we wszystko Rupert Cadell, przypominający swoim działaniem Sherlocka Holmesa.



Należałoby coś wspomnieć o Jamesie Stewarcie, który zagrał Cadella. Co tu dużo mówić, to jego kolejna dobra kreacja w filmie mistrza suspensu. Wiadomo, że częściej kojarzy się go z "Zawrotem głowy" czy "Oknem na podwórze", ale wymieniając jego filmografię, nie można zapomnieć o "Linie". Bez wątpienia James Stewart to ikona filmów Hitchcocka.



"Linę" cechuje prostota: film jest krótki, nie ma w nim muzyki, montaż praktycznie nie istnieje (cały film jest nakręcony za pomocą kilku scen), jedno miejsce i niezbyt wygórowana liczba aktorów. Omawiany tytuł ma głównie za zadanie emocjonować widza, ale to również film z przesłaniem. Nie należy prowokować losu, bo się zemści. Pewność siebie może być zgubna. Nie można od początku do końca czegoś dokładnie zaplanować (główna myśl innego filmu mistrza"M jak morderstwo"), a w szczególności zabójstwa.



Niedocenioną, a może raczej zapominaną "Linę" z pewnością polecam każdemu, kto zna już klasykiAlfreda Hitchcocka("Psychoza", "Ptaki" oraz "Okno na podwórze") i jest nimi zachwycony. To obowiązkowa lektura dla fanów tego reżysera, ale też dla tych, którzy uwielbiają emocjonujące kino.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Alfred Hitchcock i uwielbiany przez reżysera James Stewart to związek idealny. Scenariusz oparty na... czytaj więcej
Jedno morderstwo, jedno miejsce, jedno krótkie przyjęcie. Czy przy takich ograniczeniach można zrobić tak... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones