Recenzja filmu

Trzy Siostry T (2011)
Maciej Kowalewski
Rafał Mohr
Bogusława Schubert

W domach z betonu nie ma miłości

 "Trzy siostry T." mają jednak coś, co rzadko można znaleźć w polskich filmach, czyli nastrój. Budowany konsekwentnie, sugestywny, wyjęty jakby ze złego pijackiego snu. Świetnie odnalazły się w
Siostry Trupek w jednym stoją domu. Stare, brzydkie, wykarmione na plackach ziemniaczanych, klopsie i nienawiści do otoczenia. Awanturują się, klną jak na poligonie wojskowym, a w wolnych chwilach ranią się nawzajem słowem i czynem. Przypominają trzy wiedźmy z "Makbeta" z tą różnicą, że pozbawiono je daru widzenia przyszłości. Jedyne, co potrafią dostrzec – i to z mocą amerykańskiego satelity szpiegowskiego – to ludzka słabość. Biada temu, kto spotka je na swej drodze. Wyssą z niego wolę życia, tak jak psy wysysają szpik z rzuconych im kości.

Ofiarą upiornego rodzeństwa może stać się fryzjerka Marianna. Dziewczyna pojawia się w lokum Trupków w zastępstwie swojej zmarłej szefowej. Ma zadbać o uczesanie siostrzyczek i ich wychowanka – spędzającego całe dnie na tapczanie niemowy Roberta. Marianna niczym Alicja z powieści Lewisa Carrolla albo bohaterowie dzieł Polańskiego trafia do świata, który wydaje się rządzić innym prawami niż ten znany nam na co dzień. Maleńki to świat, chciałoby się rzec: światek. Położony na kilkudziesięciu metrach kwadratowych, obskurny, zaniedbany. Jest w nim jednak coś, co sprawia, że z każdego zakurzonego kąta wyzierają pod ramię groza ze zgrywą. Niemal do samego końca nie wiadomo, czy ktoś tu chce nas nastraszyć, czy rozśmieszyć.

Farso-horroru Macieja Kowalewskiego nie ogląda się z przyjemnością. Jeśli mam być szczery, to nie wiem, czy chciałbym go obejrzeć jeszcze raz. Debiutujący na stanowisku reżysera ceniony dramaturg lubuje się w ekranowej ohydzie: obwisłych ramionach, zrogowaciałych, niedomytych piętach, brudnej wodzie w miednicy. W dodatku syf jest tu nie tyle środkiem do celu co celem samym w sobie. W uszach wielu widzów mogą też skrzypieć dialogi, ulepione na przemian ze stylu potocznego, urzędowego, wątpliwej jakości poezji i naukowego bełkotu. "Trzy siostry T." mają jednak coś, co rzadko można znaleźć w polskich filmach, czyli nastrój. Budowany konsekwentnie, sugestywny, wyjęty jakby ze złego pijackiego snu. Świetnie odnalazły się w nim odtwórczynie tytułowych ról: Bogusława Schubert, Ewa Szykulska i Małgorzata Rożniatowska. Ich talent i umiejętności błyszczą tym mocniej, im ciemniejsza robi się noc za oknem mieszkania Trupków.
1 10
Moja ocena:
6
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones